Krew sióstr. Złota. Krzysztof Bonk

Читать онлайн книгу.

Krew sióstr. Złota - Krzysztof Bonk


Скачать книгу
rzeczy samej… – potwierdził herszt i powrócił do tematu: – To jak będzie z tymi muszkietami? Znasz słabe punkty w magazynach ojca, gdzie składowana jest broń?

      – Magazyny są zamykane na mechaniczne zamki szyfrowe – stwierdziła kasztanowa dziewczyna.

      – No i…? – Gestem dłoni została zachęcona, aby mówiła dalej. Osobiście chwilę się zastanowiła, czyż zdradzać ojcowską tajemnicę. Ale wspomnienie kopanej przez żołnierzy Czarnej sprawiło, że podjęła szybką decyzję:

      – Szyfry w poszczególnych magazynach są ustalane według określonego ciągu cyfr kodowania heksadecymalnego, które znam. Dlatego z moją pomocą bez problemu otworzycie każde drzwi do magazynów firmy Ochra – wyrzuciła z siebie jednym tchem Brunatna, a młodzieniec aż przyklasnął z uciechy w dłonie. W nich już zaraz znalazła się mapa, którą rozłożył z boku ogniska pomiędzy sobą i kasztanową dziewczyną, po czym pokazując palcem określone lokalizacje, tłumaczył:

      – Znajdujemy się dokładnie tutaj, czyli na pustkowiach w północno-wschodniej części republiki w bezpośrednim sąsiedztwie królestwa oraz Czeluści. Bardziej na północy położone są najbliższe kopalnie węgla, gdzie mogę wysłać na przeszpiegi ludzi, aby odnaleźli tam twoją demoniczną koleżankę. Tu zaś, w kierunku zachodu, są miasta, w których pragnąłbym zdobyć pożądaną broń.

      – Czemu po muszkiety chcesz wyruszyć aż tak daleko na zachód? – zdziwiła się Brunatna. – Przecież fabryki oraz magazyny z bronią są w bliższych nam miasteczkach, jak choćby w Zbrojewie.

      – Nie dotykaj mapy tłustym paluchem! – wybuchł nagle zupełnie nieoczekiwanie Miedziany i raptem szybko oddychając, zamachnął się na dziewczynę rękę.

      – Już dobrze, spokojnie… – Brunatna cofnęła się na bezpieczną odległość i popatrzyła w naraz pociemniałe oczy młodzieńca. Te szybko jednak pojaśniały, a wtedy powróciła też zwykła Miedzianemu łagodność.

      – Po prostu nie brudź mojej mapy. – Uśmiechnął się krzywo młodzieniec, pomny swego nadreaktywnego w odniesieniu do sytuacji wzburzenia, i już w opanowany sposób ciągnął dalej: – Widzisz… ze wskazanymi przez ciebie lokalizacjami jest pewien znaczący problem. A ściślej to z panoszącą się tam zarazą.

      – Z jaką zarazą? – Brunatna przyszpiliła rozmówcę srogim spojrzeniem. Ten popatrzył z pewną podejrzliwością na jej maskę z pająka i ostrożnie zapytał:

      – Masz zdrowe płuca…?

      – Niezbyt. Cierpię na astmę, ale to nie jest zaraźliwe.

      – Powiedzmy… – mruknął bez przekonania Miedziany i dopytał: – Od jak dawna nie ma cię w republice?

      – Od kilku tygodni.

      – Rozumiem… To właśnie mniej więcej się wtedy zaczęło.

      – Ale co takiego? – naciskała dziewczyna. Na co herszt spojrzał na nią z wyjątkową powagą i z grozą w głosie oświadczył:

      – Mamy obecnie w kraju inwazję pełzaczy. Są oni po części niczym mroczne istoty, bo mają czarną oraz smolistą krew w żyłach. Za to cechują się niepohamowaną agresją i zabijają dosłownie każdego. Zaś przekształcają się z chorujących na płuca robotników, którzy wcześniej charczą ciemną pianą. Wiem to na pewno, bo sam byłem świadkiem takiej przemiany człowieka w żądnego krwi demona. I wierz mi, że nie chciałabyś pójść po broń do magazynu w jednym z takich zainfekowanych miasteczek.

      Po takim nakreśleniu sytuacji Brunatna dłużej śledziła badawczym wzrokiem Miedzianego. Żywo się zastanawiała, czy przypadkiem nie miała do czynienia z jakąś nieswoistą reakcją osobniczą na nadużywanie sjeny palonej. A mówiąc wprost, czy postać naprzeciw niej po prostu nie opowiadała jej o własnych halucynacjach. Jednakże po uprzednim emocjonalny wybuchu młodzieniec wydawał się obecnie wypowiadać rzeczowo i w sposób nader przekonujący. Brunatna nie znajdywała też sensownego powodu, dla którego miałby ją okłamywać. Wszak daleka wyprawa do odleglejszych miast była nie po jej myśli i pomna tego, aby zadbać przede wszystkim o własne sprawy, a ściślej Czarnej, po dłuższej chwili ciszy zapytała:

      – Jakie jest lekarstwo na tę zarazę?

      – Lekarstwo? Phi – obruszył się Miedziany i wyjął zza paska nóż. – Jedynie takie. – Zademonstrował ostrze. – Trzeba upuścić z pełzaczy dostatecznie dużo krwi, wtedy wreszcie przestają… pełzać.

      – Uszkodzenie głowy lub serca nie wystarczy? – zdziwiła się dziewczyna.

      – Próbowałem, ale te pokraki zwykle to tylko rozsierdza.

      – Więc trzeba jakby uszkodzić ich… hydraulikę – powiedziała w zadumie Brunatna. – Zatem oni są bardziej nie, jak demony, a coś, jakby maszyny.

      – Jak tam sobie uważasz – skwitował obojętnie te dywagacje Miedziany i z zawziętością w głosie dodał: – Tak czy inaczej, to śmiertelnie groźne istoty, które najrozsądniej jest omijać szerokim łukiem z daleka.

      – Ile chcesz tych muszkietów? – Brunatna powróciła do tematu broni. Natomiast młodzieniec uśmiechnął się do niej z pewnością siebie, po czym swobodnie wypalił:

      – Powiedzmy, że sto sztuk.

      – Aż tyle?! – nie dowierzała kasztanowa dziewczyna. – Wiesz w ogóle, ile taka ilość broni jest warta? – oburzyła się.

      – Czyżby więcej niż warta jest dla ciebie ta smolucha, którą widziałem z tobą na drodze…?

      W tym momencie herszt bandy uderzył w czuły punkt Brunatnej, przez co nabrała pokory. Jednak zaraz naszły ją inne niewesołe myśli. W konsekwencji z determinacją zakomunikowała:

      – Odzyskam moją przyjaciółkę za wszelką cenę. I dobrze ci radzę wyrażać się o niej z szacunkiem. Bowiem dla ciebie jest ona warta sto muszkietów, które mogę pomóc ci zdobyć. Ale warunek jest taki, że pójdziemy po nie tam, gdzie ja wskażę. Czyli do najbliższego miasteczka, Zbrojewa.

      – Kretyńskie żądanie – syknął poddenerwowany młodzieniec.

      – Nie kretyńskie, tylko takie, które zapewni mi szybkie uwolnienie przyjaciółki. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak koszmarne warunki mogą panować w koloniach karnych dla mrocznych istot? One tam będą zabijane! – Kasztanowa dziewczyna zacietrzewiła się do tego stopnia, że jej rozmówca poskromił własne emocje. Dla odprężenia przyjął do ust nową porcję sjeny i już spokojniej zasugerował:

      – Być może jest sposób, aby wyprowadzić pełzacze w pole…

      – Mów.

      – Chodzi o hałas. Potwory sprawiają wrażenie dość nierozgarniętych i pełzną wszędzie, gdzie zobaczą ruch albo usłyszą dźwięk.

      – Ciekawe – podchwyciła Brunatna. – Zatem możemy narobić hałasu, aby odciągnąć je od magazynu albo też dostać się do pożądanego miejsca bezszelestnie.

      – Coś w ten deseń – skwitował Miedziany, po czym wysilił się na podsumowanie dyskusji: – Tak więc ustalamy, że zwędzimy ze Zbrojewa sto muszkietów. W zamian odnajdę twoją demonicę oraz pomogę ci ją uwolnić. Zaś obecnie musimy opracować sensowny plan wyrolowania pełzaczy. Zgadza się?

      – Zgadza – potwierdziła kasztanowa dziewczyna. Zaś brązowy młodzieniec nieoczekiwanie napluł sobie na dłoń. Wyciągnął ją do Brunatnej i z szyderczym uśmiechem na ustach powiedział:

      – Aby ostatecznie przypieczętować zawarty przez nas układ, uściśnijmy sobie naślinione dłonie. To taki rytuał z szarej północy, sprawdzałem, działa.

      – A skąd go znasz? – zainteresowała


Скачать книгу