Shadow Raptors. Tom 3. Gniazdo. Sławomir Nieściur

Читать онлайн книгу.

Shadow Raptors. Tom 3. Gniazdo - Sławomir Nieściur


Скачать книгу
pospolitym siepaczem służb wewnętrznych, tylko z przedstawicielem Zjednoczonej Floty. – A pani?

      – Yasmine Sulu, biotechnolog – odpowiedziała. – Spółka ATM3. Niech mnie pan uwolni z tego żelastwa, zaraz skończy mi się mieszanka – dodała błagalnie.

      – Jeżeli odpowie pani na moje pytania, podłączę panią do kolektora awaryjnego. – Wskazał ręką zlokalizowane w ścianie ładowni niewielkie, zaślepione metalową nakrętką przyłącze, obok którego zwisał z haczyka krótki, na oko półmetrowy wężyk.

      – Proszę to ze mnie zdjąć! – jęknęła. – Albo chociaż przywrócić zasilanie! Tracę czucie w kończynach!

      – Nie mogę tego zrobić.

      – Błagam…

      Pokręcił głową przecząco.

      – Wykluczone. Ogrzewanie w ładowni jest wyłączone. – Postukał palcem w ekranik wyświetlacza na swoim kombinezonie. – Minus sto dwadzieścia stopni. Zamarznie pani w kilkadziesiąt sekund. Jedyne, co w tych warunkach mogę zrobić, to podłączyć mieszankę, a i to pod warunkiem, że będzie pani współpracować. Jasne? – Przysunął się bliżej i włączył reflektor czołowy, aby lepiej przyjrzeć się jej twarzy.

      – Aż za bardzo! – syknęła, zaciskając powieki. Bez powodzenia spróbowała odwrócić głowę od przeraźliwie jasnego strumienia światła, przed którym nie ochroniła jej nawet spolaryzowana przesłona hełmu.

      – Przepraszam. – Moss zmniejszył natężenie, a po ­chwili całkowicie wyłączył reflektor. – Dlaczego porwaliście pułkownika? – spytał, uruchamiając rejestrator. Ikonka symulująca włącznik nagrywarki migała na wyświetlaczu wizjera od momentu rozpoczęcia transmisji, teraz wystarczyło jedynie musnąć ją czubkiem języka.

      Sulu nie odpowiedziała od razu. Przez kilkanaście nieznośnie długich sekund ze słuchawek dobiegał tylko jej przyspieszony, coraz bardziej świszczący oddech. Naprawdę zaczynała się dusić.

      – Proszę się pospieszyć! – ponaglił ostrym tonem. Aby podłączyć jej kombinezon do kolektora bez konieczności rozdzielania kabli, musiałby albo przenieść ją w pobliże złącza, albo mieć pod ręką odpowiednio długi przewód doprowadzający mieszankę. I w jednym, i w drugim przypadku trzeba by rozłączyć moduły komunikacyjne, a to nie wchodziło w grę. Odsłonięte końcówki były zbyt delikatne, żeby sobie pozwolić na ich wielokrotne zginanie.

      – Dwie doby temu z poufnego źródła otrzymaliśmy informację, że na stacji Korpusu Medycznego pojawił się nowy pacjent – odezwała się w końcu. – Z jego dokumentacji wynikało, że swego czasu przeszedł rozszerzoną nanoterapię wszczepowo-genową. Ta technologia jest ściśle tajna i dysponują nią tylko dwa certyfikowane laboratoria wojskowe… Chcieliśmy zdobyć próbki… – przerwała, aby zaczerpnąć powietrza. – Tkanek, wszczepów w możliwie jak najlepszym stanie.

      – I dlatego go zamroziliście?! – zdumiał się Moss. – Przecież krionika jest zabójcza dla żywych komórek!

      – Jak na zwykłego żołnierza, posługuje się pan zadziwiająco fachowym słownictwem. – Zaśmiała się słabo. Po ­chwili śmiech przeszedł w suchy kaszel.

      – On tego może nie przeżyć – warknął Moss, ignorując zaczepkę.

      – Przeżyje – stwierdziła, gdy już odzyskała oddech. – Kuracja regeneracyjna potrwa co prawda trochę dłużej, ale pułkownik przeżyje.

      – Nadal nie rozumiem, dlaczego zrobiliście z niego cholerną mrożonkę – powiedział ponuro Moss, oglądając się na połyskującą szronem skrzynię komory kriogenicznej.

      – Zwykła regeneracja polega nie tylko na rekonstrukcji DNA, ale też na kompleksowej wymianie całych partii tkanek, narządów i odcinków naczyń. Istniało uzasadnione ryzyko, że w ramach klasycznej terapii jego organizm zostanie wyczyszczony nie tylko z klasycznych ulepszeń, ale też z tych opartych na biologii Skunów. Nie mogliśmy do tego dopuścić, zwłaszcza że pierwsze wlewy mieszanki regeneracyjnej pacjent otrzymał już w kapsule transportowej, zanim znalazł się na pokładzie stacji. Trzeba było działać natychmiast.

      – Nie mogliście wiedzieć, że Skunowie zaatakują stację.

      – I nie wiedzieliśmy. Plan był taki, żeby dokonać dywersji w maszynowni stacji, a następnie odstrzelić w trybie ewakuacyjnym moduł, w którym przebywał pacjent. Ten transportowiec miał za zadanie przechwycić moduł w bezpiecznej odległości od stacji i z dala od obszaru kontrolowanego przez lokalne systemy namierzania. Zwłaszcza te na orbicie Sigila.

      – To nie lecimy na księżyc? – zdziwił się Moss. – Z tego, co wiem, ATM3 ma tam swoją główną siedzibę.

      – Nie.

      – Na AEgira?

      – Również nie. Detektory DELDRESS-u natychmiast zlokalizowałyby chipy identyfikacyjne wszczepów pacjenta. Kuracja regeneracyjna oparta jest na ich technologii, dlatego posiadają dane wszystkich poddanych jej osób.

      – Więc dokąd, u licha?!

      – Moja firma posiada kilka pozaplanetarnych stacji badawczych, w tym jedną w sektorze czwartym, na starym Oumuamua, tym samym, który flota przydybała kilka lat temu, gdy próbował prześlizgnąć się w kierunku Fałdy.

      – Proszę mi nie wciskać bredni! – zirytował się Moss. – Osobiście brałem udział w rozstawianiu instalacji strażniczych wokół tego wraku. To strefa zakazana. Rejon kwarantanny ma promień niemal minuty świetlnej. Tam dosłownie roi się od młotów, autonomicznych sond bojowych i platform strzeleckich! Niby jakim cudem miałaby sobie tam uwić gniazdko jakaś szemrana, cywilna firemka?

      – Właśnie powiedział pan słowo klucz – wyszeptała. Jej oddech był teraz płytki i urywany.

      – Niby jakie?

      – Że… że jest szemrana. I takie prowadzi interesy… Szemrane… Lewy obrót koncesjami, szpiegostwo przemysłowe, handel technologią. A kontrahenci potrafią się odwdzięczyć. Jeden przymknie oko na brak zezwoleń, drugi… przeprogramuje aparaturę obserwacyjną, jeszcze inny stworzy korytarz komunikacyjny… skoryguje perymetr instalacji obronnych… postraszy hologramami ich obsadę…

      – A więc to tak… – Moss westchnął ciężko. – Jest pani biotechnologiem. Posiada pani tytuł naukowy, prawda? – zapytał, spoglądając w wizjer jej hełmu. Niestety, potraktowane halogenowym światłem szkło przesłony wciąż jeszcze było mało przejrzyste i poza bladym konturem twarzy oraz nieco ciemniejszymi plamami oczu nie dostrzegł żadnych szczegółów.

      – Owszem – potwierdziła. – Mam specjalizację drugiego stopnia… w dziedzinie inżynierii biomedycznej.

      – No proszę. To już nie było lepszych ofert pracy?

      – Proszę sobie oszczędzić… tych morałów, poruczniku – odcięła się ostrym tonem i natychmiast zaczęła kasłać. – Rocznie płacą mi tyle, ile pan nie zdoła uciułać w ciągu… w ciągu całej swej szlachetnej i niewątpliwie bohaterskiej służby… ilekolwiek by ona miała potrwać – dokończyła, gdy udało jej się opanować spazmy. – Duszę się – poinformowała spokojnie.

      – Zaraz panią podłączę – obiecał. – Jeszcze jedno pytanie.

      – Tylko… szybko… – wyrzęziła.

      – Ten transportowiec – machnął ręką w kierunku grodzi oddzielającej ładownię od reszty statku – to maszyna średniego zasięgu. Nie doleci do sektora trzeciego bez międzylądowania i uzupełnienia zapasów. Orientuje się pani, gdzie zamierza to zrobić?

      – Nie mam pojęcia… Naprawdę… Moim zadaniem jest nadzór medyczny


Скачать книгу