Weteran. Andrews William

Читать онлайн книгу.

Weteran - Andrews William


Скачать книгу
i odkryła, że wciąż jest w nim więcej człowieka niż bestii.

      Brakuje tylko zaczarowanej róży, pomyślał. Pocałowałbym ją i znów wyglądałbym jak książę. Niestety pozostanę potworem już na zawsze.

      Otworzył drzwi do łazienki i włączył światło. Spojrzał na swoje odbicie w wysokim lustrze. Spytała go, dlaczego nie obciął włosów; odgarnął je na bok, odsłaniając miejsce, w którym kiedyś było jego ucho, a teraz znajdowały się tylko kawałki zniszczonej i zniekształconej skóry.

      – W Maryland są teraz naprawdę znakomici chirurdzy plastyczni – usłyszał delikatny głos panny Potts, która weszła do łazienki i położyła dwa świeże ręczniki obok umywalki – wystarczy tylko zadzwonić.

      – Tego, co mnie spotkało, nie można tak po prostu naprawić – powiedział.

      – Wiem, wiem. Ale powinieneś to zobaczyć; mogą zrobić dla ciebie nowe ucho, biorąc skórę z…

      – Wystarczy.

      Wiedziała, że nie powinna na niego naciskać: to prowadziło tylko do kłótni. Niewiele rzeczy drażniło Ashera bardziej niż rozmowa o jego ranach z kimś, kto proponował mu zabieg plastyczny; nieważne czy był to doktor, terapeuta, czy Matilda J. Potts. To musiała być jego własna decyzja i tylko on sam mógł ją podjąć.

      – Dobrze, dobrze – powiedziała panna Potts i podniosła ręce do góry – porozmawiamy o tym gdy będziesz gotowy.

      – Nie będę.

      – Tego mi nie wmówisz – odpowiedziała wychodząc z łazienki – teraz możesz w to nie wierzyć, ale kiedyś znowu będziesz żył tak, jak dawniej. Tak będzie.

      Trzasnął za nią drzwiami i powoli kuśtykając podszedł do biurka. Opadł na fotel, bijąc się z myślami.

      Znakomici chirurdzy plastyczni w Maryland.

      Zawsze będę wyglądał jak potwór.

      Powinieneś to zobaczyć.

      Wpatrywał się w laptop na biurko. Zawsze wydawało mu się, że ten komputer z niego szydzi. W końcu chwycił go i otworzył szeroko; po raz pierwszy od długiego czasu zamierzał go użyć.

      

ROZDZIAŁ 5

      Ta chwila, gdy ty wyglądasz tragicznie, a jego zupełnie to nie obchodzi

      Savannah miała problem. Była dziennikarką śledczą i potrafiła myśleć tylko jak dziennikarka śledcza. Chociaż bardzo się starała, nie potrafiła znaleźć innego sposobu w jaki mogłaby opisać historię Ashera. Gdy wchodziła po schodach jego domu, pięć minut przed umówioną godziną, wciąż nie mogła się zdecydować, co powinna zrobić. Jeśli nie może skupiać się na wykluczeniu, które musi znosić od powrotu do Danvers, może powinna skoncentrować się na jego wypadku? Dlaczego teren nie został oczyszczony z min? Czemu sanitariusz polowy znalazł się w takim miejscu? Miała wiele pytań.

      Zatrzymała się w pół kroku; znowu to robiła. Nie miała napisać reportażu, tylko opisać historię zwykłego człowieka. Tylko jak?

      Panna Potts otworzyła drzwi i uśmiechnęła się na widok talerza z ciasteczkami, o którym Savannah zdążyła całkowicie zapomnieć.

      – No, no! Co przyniosłaś dla nas tym razem?

      – Babeczki. Cytrynowo-imbirowe – Savannah spojrzała do góry, uśmiechając się lekko do starszej pani.

      – Wybacz, że ci to mówię, kochanie, ale wyglądasz dziś jakoś nieswojo.

      Savannah zauważyła, że panna Potts uważnie się jej przygląda. O boże! Zupełnie zapomniała się wystroić! Skupiła całą swoją uwagę na artykule i wyszła z domu tak, jak stała – w białych tenisówkach, poszarpanych dżinsowych szortach i czarnym T-shircie z dekoltem, który dodatkowo był ubrudzony musztardą. Była nieuczesana i jej włosy splotły się w wielki gąszcz u nasady szyi. W niczym nie przypominała ślicznotki z ciasteczkami.

      – To ja. Zwykle tak wyglądam – odpowiedziała nieśmiało, odgarniając niesforny kosmyk brązowych włosów.

      – Zastanawiałam się, kiedy twoja siostra w końcu pozbawi cię dostępu do swoich ubrań i kosmetyków.

      – Panno Potts, czy jest coś czego pani nie zauważa?

      – Obawiam się, że nie, kochanie. Jestem starą kobietą i wiele już widziałam.

      – Nie zdziwi więc pani to, że nie umiem piec ciast. Muszę ślęczeć z nosem w książce kucharskiej i zawsze robię przy tym ogromny bałagan, a i tak tylko czasami moje wypieki nadają się do zjedzenia. Moja mama jest niesamowita i potrafi upiec wszystko. Moja siostra też nieźle radzi sobie w kuchni. Nigdy nie będę tak dobra jak one, więc może przestańmy udawać, że te ciasteczka są moim dziełem? Nie czuję się z tym uczciwie.

      Panna Potts zrobiła szerokie oczy, ale zanim poszła do kuchni uśmiechnęła się do niej szeroko.

      – Jak uważasz, kochanie – rzuciła przez ramię.

      Savannah weszła do domu i przejrzała się w lustrze obok wieszaka w holu. Bez makijażu wyglądała zupełnie inaczej niż wcześniej; bardziej zwyczajnie. Rozplątała włosy i upięła je w kok, po czym starała się zlizać musztardę z koszulki, co tylko pogorszyło problem: mała, żółta plama była teraz mokra i ciemniejsza i o wiele bardziej widoczna. Westchnęła i sfrustrowana odwróciła się w stronę schodów. Ku jej zaskoczeniu, Asher już na nią czekał: był ubrany w świeże, wyprasowane spodnie khaki, w które wsunął niebieską koszulę. Wyglądał jak młody hrabia z dobrego rodu, podczas gdy ona musiała sprawiać na nim dokładnie odwrotne wrażenie.

      – Usłyszałem dzwonek do drzwi. Zacząłem się obawiać, że mogłaś się zgubić.

      Savannah zatrzymała się u dołu schodów. Czekała, aż oceni jej wygląd i uznając, że jest całkowicie pozbawiona słynnego południowego uroku, stwierdzi, że jest oszustką i wyprosi z domu.

      – Nie umiem upiec ciasta. W ogóle nie umiem upiec czegokolwiek – powiedziała.

      – Słyszałem.

      – Za to twoja mama potrafiła upiec doskonałe pierniczki. Nie wiedziałam o tym – aż do dziś.

      Zobaczyła jak jego oczy robią się szerokie, chociaż stał tyłem do okna i jego sylwetkę rozjaśniało popołudniowe słońce.

      – Jesteś córką Judy Carmichael – powiedział.

      Skinęła głową. Poczuła olbrzymią chęć przeproszenia go za wszystkie niebieskie wstążki, które wygrała jej mama.

      – To wszystko wyjaśnia. Teraz wiem dlaczego pierniczki, które przyniosłaś, były takie smaczne.

      – Moja mama przesyła pozdrowienia. Była zachwycona twoją mamą. Uważała, że była prawdziwą damą.

      – Moja mama podziwiała twoją mamę.

      – Muszę ci wyznać coś jeszcze. Tak naprawdę w ogóle nie lubię tych kolorowych sukienek.

      – Ja też ich nie lubię. Ten fason w ogóle nie podkreśla mojej figury.

      Zaczął powoli schodzić po schodach, delikatnie, stopień po stopniu. Dopóki poruszał się wolno jego kuśtykanie nie było bardzo widoczne.

      – To jestem prawdziwa ja – powiedziała gdy się do niej zbliżył i rozłożyła ręce na boki, by mógł się jej lepiej przyjrzeć.

      – Podobasz


Скачать книгу