Drogi Martinie. Nick Stone

Читать онлайн книгу.

Drogi Martinie - Nick  Stone


Скачать книгу
panuje u nas równość, choć przecież WIE, co mi się przytrafiło… Cóż, jeśli chcesz znać prawdę, jestem na to wkurzony.

      Zastanawiałem się, co ty byś zrobił, gdybyś był dzisiaj na moim miejscu. Wiem, że żyłeś w czasach, w których czarnych pałowano, bito, zamykano w więzieniach i zabijano, gdy walczyli o równe prawa, a mimo to udało ci się, jakby to powiedzieć, zachować godność i w ogóle.

      Jak to robiłeś, Martinie? Jak ja mam to zrobić? Niektórzy ludzie nie widzą we mnie człowieka, któremu należą się prawa, i nie jestem pewien, jak sobie z tym radzić. Zostałem potraktowany w taki sposób, a potem słucham, jak Jared upiera się, że problem nie istnieje. I jeszcze Manny się z tym zgadza. Do bani, Martinie. Naprawdę do bani.

      Więc co mam zrobić? Jak obchodzić się z ludźmi takimi jak Jared? Oczywiście spieranie się z nim nie ma sensu… Ignorować go? Ale czy to coś pomoże, Martinie? Chciałbym „pokazywać się z najlepszej strony”, jak powiedziałaby mama. Ty tak robiłeś. Nie wiem tylko, jak tego dokonać…

      Czas zabrać się za zadanie domowe. Mam nadzieję, że będę w stanie się skupić.

Dziękuję, że mnie wysłuchałeś.Justyce

      ROZDZIAŁ 5

      Jared, Kyle, Tyler i Blake wkraczają do piwnicy Manny’ego i od razu staje się jasne, że cała ta sprawa z Brygadą Równości Jareda była kiepskim pomysłem.

      Przez półtora miesiąca po debacie na temat równości rasowej podczas zajęć Jared prowadził krucjatę, aby udowodnić, że w Ameryce nikt nie jest dyskryminowany. W zeszłym tygodniu opowiedział Manny’emu oraz reszcie ekipy o swojej „zajebiście genialnej idei”:

      – Słuchajcie, bracia – zaczął – przebierzmy się na Halloween za różne stereotypy i wyjdźmy razem do miasta. Damy wyraźny komunikat polityczny na temat równości rasowej, przełamiemy bariery i tak dalej.

      Zwrócił się o udział w tej inicjatywie nawet do Justyce’a.

      Oczywiście Jus z początku nie zapalił się do tego pomysłu… ale dał się namówić Manny’emu.

      Teraz pożałował.

      Pięć z sześciu kostiumów jest w porządku. Naturalnie Jus wciela się w Bandziora: spodnie spuszczone do połowy ud, wystające bokserki, t-shirt z napisem „Życie bandyty”, ciężki złoty łańcuch z ogromnym medalionem, czapka z prostym daszkiem. Przygotowali z Mannym nawet grill ze złotek po gumach do żucia i Jus założył go na dolne zęby.

      Manny to Typowy Czarny, wciskany do każdego filmu i serialu dla zachowania poprawności politycznej: eleganckie spodnie barwy khaki, mokasyny, polówka, grubo dziergany sweter, zarzucony na ramiona i luźno związany na piersi.

      Jared jest Politykiem Yuppie. Garnitur… a nawet zacięcie na brodzie i przyklejony kawałeczek chusteczki – „dla efektu”.

      Tyler to Surfer: jaskrawe szorty i koszulka bez rękawów, choć na zewnątrz jest tylko dziesięć stopni.

      Kyle postawił na typowego Wieśniaka z Południa: t-shirt w moro, ogrodniczki, truckerka z flagą Konfederacji, wypłowiałe kowbojki. Siostra nawet przyczepiła mu swoje sztuczne włosy, żeby miał fryzurę „krótko z przodu, długo z tyłu”. Szczerze powiedziawszy, stoi tuż przed niebezpieczną granicą dobrego gustu, lecz jeszcze jej nie przekracza.

      Ale Blake? Blake przesadził. Przebrał się za członka Klanu. Narzucił na siebie białe prześcieradło, na piersi ma biały równoramienny krzyż na czerwonym tle, zrobił nawet spiczasty kaptury z wycięciami na oczy. Gdyby Jus nie wiedział, że to tylko kostium, pewnie by się wystraszył.

      – Jar… eee… możemy zamienić słówko, stary? – mówi Manny do Jareda, który, ku zaskoczeniu Jusa, również wydaje się zażenowany kostiumem Blake’a.

      – Jasne.

      Odchodzą do pokoju Manny’ego, a Jus zostaje z pozostałymi.

      – Justyce, twój kostium jest popaprany, ziomuś! (Członek Klanu zapewne nazwałby czarnego „ziomusiem”).

      Jus powstrzymuje się przed pokręceniem głową.

      – Za to twój… jest… eee…

      – Poczekaj, aż zarzucę kaptur, brachu. A to nie jest żadna atrapa. – Rozpościera ręce i promienieje, jak gdyby miał na sobie szatę samego Jezusa. Justyce ma ochotę zapytać, skąd wytrzasnął tę „nieatrapę”, ale chyba woli nie wiedzieć.

      W tym momencie wraca Jared.

      – Hej, Justyce, Manny chce z tobą pogadać.

      Justyce kiwa głową i bierze najgłębszy w życiu oddech, po czym kroczy do pokoju Manny’ego, a ośmioro oczu białych chłopaków świdruje go niczym lasery.

      Do bani.

      – Co tam, brachu? – rzuca, zamykając za sobą drzwi (choć oczywiście wie, o co chodzi).

      – No więc kostium Blake’a jest… sam widziałeś.

      – Tak, widziałem – prycha.

      – Jeżeli nie chcesz… uhmm… – Manny drapie się po karku – straciłeś ochotę, żeby iść…

      – Nie, w porządku, Manny.

      Gęste brwi Manny’ego podskakują do nieba.

      – Tak?

      – Pewnie.

      Prawda wygląda tak, że jeszcze cztery godziny wcześniej Jus myślał o wycofaniu się, gdyż sam pomysł jakiegokolwiek wyjścia z Jaredem i jego ekipą po poznaniu ich poglądów wydawał się po prostu niewłaściwy. Ale później natrafił na definicję integracji autorstwa Martina – „intergrupa i życie między ludźmi” – więc postanowił pójść. Nie jest pewien, czy dobrze zrozumiał przekaz Martina, ale jak niby miał uzasadnić rezygnację?

      – To co, gotowy?

      – Och – Manny odchrząkuje – chyba tak.

      – No to jedziemy. – Jus wychodzi z pokoju. W końcu to tylko kostium, prawda? Braterstwo dla osiągnięcia celu.

      Gdy tylko Jus oraz Manny wracają do reszty, Jared robi kilka zdjęć całej grupy i wrzuca je do sieci, po czym zarządza:

      – Brygada Równości, jazda! – I rusza ku drzwiom wyjściowym.

      Wsiedli do samochodu Manny’ego, Blake nakłada kaptur i wykonuje nazistowski salut. Justyce już wie, że pociąg, do którego wsiadł, pędzi w dół stromego zbocza bez żadnych hamulców. Dociera do niego, że wyłączył je w chwili, w której powiedział, że nie ma nic przeciwko tym kostiumom. Wtedy wyrzekł się mocy zatrzymania sunącego w przepaść składu.

      I ma rację.

      Pięć minut po dotarciu na imprezę, ktoś z zaskoczenia uderza Blake’a w twarz. Na widok jaskrawo-czerwonej plamy, która pojawia się pod oczodołami wyciętymi w spiczastym kapturze, Justyce’owi robi się niedobrze.

      Chwilę później przed Brygadą Równości staje grupka naprawdę wyglądających na gangsterów czarnych chłopaków (towarzyszy im jeden biały). Wyglądają, jakby mieli ochotę roznieść WSZYSTKIE stereotypy w drobny mak.

      Ale co jest najgorsze? Justyce zna każdego z nich. Pochodzą z jego rodzinnej dzielnicy. To ekipa kuzyna Manny’ego. Jus jest niemal pewien, że bez wyjątku należą do gangu zwanego Czarny Dżihad, kierowanego przez szalonego starszego gościa nazwiskiem Martel Montgomery.

      Ciemnoskóry koleś z krótkimi dredami taksuje Jusa wzrokiem i stwierdza z uśmiechem:

      – Bardzo zabawny kostium, Justyce.

      – Och… yyy… dzięki, Trey. – (Jus zdecydowanie jest mocno wystraszony).

      – A


Скачать книгу