To. Wydanie filmowe. Стивен Кинг
Читать онлайн книгу.to już wcześniej i żaden z nich w to nie uwierzył; prędzej czy później ludzie oskarżeni o morderstwo zawsze przypominali sobie, że na miejscu zdarzenia był jakiś inny facet. Boutillier miał nawet na to nazwę: Syndrom Jednorękiego, od starego serialu telewizyjnego Ścigany.
– Facet w kostiumie klowna – rzekł Chris Unwin i zadrżał. – Facet z balonami.
Festyn pod nazwą Dni Kanału w Derry, trwający od 15 do 21 lipca, okazał się niemałym sukcesem, co potwierdzali zgodnie mieszkańcy miasta. Miał spory wpływ na morale mieszkańców, wizerunek miasta i stan jego finansów. Tygodniowy festyn urządzono z okazji stulecia otwarcia w Derry kanału biegnącego przez środek całego miasta. Kanał ten powstał, aby można nim było w latach 1884—1910 spławiać drewno, i to właśnie on sprawił, że Derry rozrosło się ponad miarę. To był wspaniały okres.
Miasto zostało oczyszczone i odnowione. Dziury w asfalcie, zdaniem niektórych nienaprawiane od lat, zostały zalane i wygładzone, jak należy. Domy wewnątrz przemeblowano, a z zewnątrz odmalowano. Najgorsze z graffiti w Bassey Park – głównie antyhomoseksualne hasła, takie jak: „Zabić wszystkie cioty!” czy „AIDS to kara boża na pedałów!” – pościerano z ławek i drewnianych ścian małego zabudowanego przejścia nad kanałem, znanym jako Most Pocałunków.
Muzeum Dni Kanału znajdowało się w trzech pustych magazynach w śródmieściu i wypełniono je eksponatami zebranymi przez Michaela Hanlona, tutejszego bibliotekarza i historyka amatora. Najstarsze rodziny z miasta wypożyczały bardzo chętnie swoje niemal bezcenne skarby, a w czasie tygodnia festynu blisko czterdzieści tysięcy gości zapłaciło po ćwierć dolara, aby obejrzeć karty dań z restauracji sprzed stu lat, urządzenia do cięcia drewna, piły i siekiery z lat osiemdziesiątych XIX wieku, zabawki dla dzieci z lat dwudziestych XX wieku oraz ponad dwa tysiące zdjęć i dziewięć rolek filmów opowiadających o życiu Derry w minionym stuleciu. Muzeum sponsorowała Liga Kobiet z Derry, która sprzeciwiła się przedstawieniu przez Hanlona niektórych eksponatów, takich jak niesławny fotel włóczęgów, i zdjęć (na przykład Gangu Bradleya po głośnej strzelaninie). Wszyscy jednak zgodnie twierdzili, że był to wielki sukces, i nikt naprawdę nie miał ochoty oglądać staroci kojarzących się z krwawymi wydarzeniami. Lepiej było skoncentrować się na podkreśleniu dobrych rzeczy i eliminowaniu złych, jak mówi stara piosenka.
W parku Derry rozbito olbrzymi namiot, gdzie podawano napoje orzeźwiające i co wieczór odbywały się koncerty. W Bassey Park znajdowało się wesołe miasteczko – prowadzone przez członków Smokey’s Greater Shows – z karuzelami i salonem gier obsługiwanymi przez tutejszych mieszkańców. Po historycznych dzielnicach miasta jeździł co dzień specjalny tramwaj, który kończył swój godzinny kurs w tej krzykliwej i miłej maszynce do wyciągania pieniędzy. To właśnie tu Adrian Mellon wygrał swoją czapeczkę, która ściągnęła na niego śmierć – papierową czapeczkę z kwiatkiem i napisem I <3 Derry.
– Jestem zmęczony – rzekł John „Webby” Garton. Podobnie jak jego dwaj przyjaciele, był ubrany jak Bruce Springsteen, choć zapewne gdyby go zapytano, określiłby Springsteena mianem „pedzia” albo „cioty” i wybrał którąś z bardziej „hałaśliwych” grup heavymetalowych, takich jak Def Leppard, Twisted Sister albo Judas Priest. Rękawy niebieskiego podkoszulka były poobrywane, ukazując mocno umięśnione ramiona chłopaka. Gęste, brązowe włosy opadały mu na jedno oko, co sprawiało, że bardziej niż Springsteena przypominał teraz Johna Cougara Mellencampa. Na ramionach miał tatuaże, niezwykłe symbole. – Nie chcę już nic mówić.
– Opowiedz nam o tym wtorkowym popołudniu na festynie – rzekł Paul Hughes, który był zmęczony, zszokowany i roztrzęsiony po całej tej aferze. Miał wrażenie, jakby festyn w Derry zakończył się wydarzeniem, o którym wiedzieli wszyscy, ale którego nikt nie ośmieli się wpisać do oficjalnego programu. Gdyby tak się stało, wyglądałby on następująco:
Sobota 21.00 – Ostatni koncert zespołów liceum w Derry i Barber Shop Mello-Men.
Sobota 22.00 – Wielki pokaz sztucznych ogni.
Sobota 22.35 – Rytualna ofiara Adriana Mellona oficjalnie kończy Festyn Dni Kanału.
– Pieprzyć festyn – odparł Webby.
– Mów, co powiedziałeś Mellonowi i co on wtedy odpowiedział.
– O Chryste! – Webby przewrócił oczami.
– No, dalej, Webby…
Webby Garton westchnął i zaczął wszystko jeszcze raz.
Garton zobaczył, jak tamci dwaj idą objęci, chichoczący niczym dziewczyny. Na początku wydawało mu się, że to były dziewczyny. Potem rozpoznał Mellona, którego widział już wcześniej. Gdy mu się przyglądał, zobaczył, że Mellon odwrócił się do Hagarty’ego… i pocałowali się. To był krótki pocałunek.
– Rany, chłopie, chyba się porzygam – rzucił z obrzydzeniem w głosie Webby. Byli z nim Chris Unwin i Steve Dubay. Kiedy Webby wskazał na Mellona, Steve Dubay powiedział, że ten drugi typ ma, zdaje się, na imię Don i że podwoził kiedyś jakiegoś chłopaka z liceum w Derry, a potem próbował go wykorzystać. Mellon i Hagarty, oddalając się od stanowiska Pitch Til U Win, ruszyli w stronę trzech chłopaków i wyjścia z wesołego miasteczka. Webby Garton powie później oficerom Hughesowi i Conleyowi, że jego „obywatelska duma” doznała uszczerbku, kiedy zobaczył, że pieprzona ciota ma na głowie czapeczkę z napisem I <3 Derry. Ta czapeczka była po prostu idiotyczna – papierowa imitacja kapelusza z wielkim kwiatkiem sterczącym u góry i kołyszącym się na wszystkie strony. Widok ten uraził obywatelską dumę Webby’ego jeszcze boleśniej.
Kiedy Mellon i Hagarty minęli ich, nadal obejmując się nawzajem w pasie, Webby Garton krzyknął:
– Powinienem cię zmusić, żebyś zeżarł ten kapelusz, ty w dupę jebany pedale!
Mellon odwrócił się do Gartona, zatrzepotał zalotnie powiekami i powiedział:
– Jeśli masz ochotę coś skonsumować, miałbym ci do zaproponowania coś o wiele smaczniejszego niż mój kapelusz.
W tym momencie Webby Garton uznał, że musi nieco przemodelować twarz tej cioty. Nikt nigdy nie proponował mu ciągnięcia druta. Nikt.
Ruszył w stronę Mellona. Kumpel Mellona, Hagarty, czując, co się święci, starał się odciągnąć Mellona na bok, ale ten nie ruszył się z miejsca. Uśmiechał się. Garton, jak powie później funkcjonariuszom Hughesowi i Conleyowi, był przekonany, że Mellon musiał się wcześniej naćpać. Hagarty potwierdzi to, kiedy funkcjonariusze Gardener i Reeves napomkną o tym podczas przesłuchania. Naćpał się dwoma pączkami z nadzieniem – i była to jedyna rzecz, jaką nafaszerował się tego dnia. Mimo to jakby nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, jakie przedstawiał sobą Webby Garton.
– Ale Adrian już taki był – powiedział Don, ocierając oczy chusteczką i rozcierając cienie, którymi miał pomalowane powieki. – Nie zdawał sobie sprawy, co mu groziło. Myślał, że każdy konflikt zawsze można załagodzić. Mógł zostać ciężko pobity, od razu na miejscu, gdyby Garton nie poczuł, że coś go trąciło w łokieć. To była policyjna pałka. Odwrócił się i zobaczył funkcjonariusza Franka Machena.
– Daj spokój, chłopie – rzekł do Gartona Machen. – Zajmij się swoimi sprawami i zostaw tych gejów w spokoju. Niech się zabawią.
– Słyszał pan, co on do mnie powiedział? – spytał ostro Garton. Unwin i Dubay dołączyli do niego; obaj czuli w powietrzu kłopoty i chcieli odciągnąć Gartona na bok, ale on zaczął się stawiać i gdyby nalegali, rzuciłby się na nich z pięściami. Jego męskość została urażona: ta uraza