Nóż. Jo Nesbo
Читать онлайн книгу.ge target="_blank" rel="nofollow" href="#img5d38ac3df8cb4f94bd39f69785a90bc3.jpg"/>
Zapraszamy na www.publicat.pl
Tytuł oryginału
Kniv
Projekt okładki
MARIUSZ BANACHOWICZ
Koordynacja projektu
NATALIA STECKA
Redkacja
IWONA GAWRYŚ
Korekta
URSZULA WŁODARSKA
Redakcja techniczna
LOREM IPSUM
Copyright © Jo Nesbø 2019
Published by agreement with Salomonsson Agency
Polish editions © Publicat S.A. MMXIX (wydanie elektroniczne)
Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.
All rights reserved
ISBN 978-83-271-5957-1
Konwersja: eLitera s.c.
jest znakiem towarowym Publicat S.A.
PUBLICAT S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00
e-mail: [email protected], www.publicat.pl
CZĘŚĆ I
1
Podarta sukienka falowała na gałęzi przegniłej sosny. Staremu człowiekowi przypomniała piosenkę z młodości, o sukience na sznurze do suszenia bielizny. Ale ta sukienka nie kołysała się na południowym wietrze jak w piosence, lecz w strumieniu lodowatej wody z topniejącego śniegu. Na dnie rzeki panował całkowity spokój, a chociaż był marzec, piąta po południu, i według prognozy pogody bezchmurne niebo nad powierzchnią, ze światła słonecznego po przefiltrowaniu przez warstwę lodu i cztery metry wody pozostawało niewiele. Dlatego i sosna, i sukienka tkwiły pogrążone w dziwnym zielonkawym półmroku. Staruszek stwierdził, że to letnia sukienka, niebieska w białe kropki. Może kiedyś miała inny kolor, nie mógł tego wiedzieć, zależy, jak dawno schwytała ją ta gałąź. A teraz falowała, poruszana prądem, który nigdy się nie zatrzymywał, który ją prał, prasował przy niskim stanie wody w rzece, szarpał i ciągnął, gdy nurt stawał się bardziej wartki, i nieustannie oddzierał z niej kawałek po kawałeczku. Stary pomyślał, że pod tym względem podarta sukienka jest taka jak on sam. Kiedyś była czymś ważnym dla kogoś, dla dziewczyny albo dla kobiety, dla spojrzenia jakiegoś mężczyzny albo rączek dziecka. Teraz jednak stała się jak on – przegrana, stracona, pozbawiona wszelkich funkcji, uwięziona, zatrzymana, niema. W końcu prąd i mijające dni oderwą z niej ostatni fragment, pozostawało to jedynie kwestią czasu.
– Co pan ogląda? – usłyszał głos dobiegający zza fotela, na którym siedział. Przezwyciężając ból mięśni, obrócił głowę i podniósł wzrok. Stwierdził, że to nowy klient. Staruszek miał znacznie gorszą pamięć niż dawniej, ale nigdy nie zapominał twarzy, która choć raz pojawiła się w sklepie Sprzęt Myśliwski i Wędkarski Simensena. Ten klient nie przyszedł tu po broń ani po amunicję. Przy odrobinie wprawy dawało się poznać po oczach, kto jest przeżuwaczem należącym do tej części ludzkości, u której przepadł instynkt zabijania i która nie dzieli z drugą jej częścią tajemnicy, że nic nie pozwala mężczyźnie bardziej intensywnie odczuć, że żyje, niż wpakowanie kuli w wielkie, ciepłe zwierzę. Staruszek przypuszczał raczej, że klient przyszedł po błystkę albo którąś z wędek wiszących na regałach pod i nad wielkim telewizorem umocowanym na ścianie tuż przed nim, ewentualnie po kamerę leśną do obserwacji dzikich zwierząt. Tego rodzaju sprzęt znajdował się w drugiej części sklepu.
– Ogląda rzekę Haglebua – odpowiedział Alf, zięć, który do nich podszedł. Kołysał się na piętach z rękami w wielkich kieszeniach długiej skórzanej kamizelki myśliwskiej, którą zawsze nosił w pracy. – W zeszłym roku razem z producentem zamontowaliśmy tam kamerę podwodną. Mamy teraz całodobowy przekaz na żywo z miejsca tuż nad przepławką dla łososi przy wodospadzie Norafossen i możemy obserwować, kiedy ryby zaczynają wędrować w górę rzeki.
– Czyli kiedy?
– Najwyrywniejsze pojawiają się już w kwietniu i maju, ale główna wędrówka zaczyna się dopiero w czerwcu. Pstrąg musi złożyć ikrę przed łososiem.
Klient uśmiechnął się do staruszka.
– No to trochę się pan pospieszył, prawda? A może widział pan już jakieś ryby?
Stary otworzył usta. W myślach wypowiadał słowa, nie zapomniał ich. Ale z ust nic się nie wydobyło. Zamknął je z powrotem.
– Afazja – wyjaśnił Alf.
– Co?
– Udar. On nie mówi. Szuka pan sprzętu wędkarskiego?
– Kamery leśnej – odparł klient.
– To znaczy, że jest pan myśliwym?
– Myśliwym? O nie, serdeczne dzięki. Ale tuż przy moim domku letniskowym w Sørkedalen znalazłem ekskrementy. Wyglądały zupełnie inaczej niż wszystko, co do tej pory widziałem, więc zrobiłem zdjęcie i wrzuciłem na Facebooka z pytaniem, co to jest. Od razu dostałem odpowiedź od ludzi gór. Niedźwiedź. Niedźwiedź! W lesie odległym o dwadzieścia minut jazdy i pół godziny marszu stąd, w centrum stolicy Norwegii.
– To fantastyczne!
– Pytanie, co pan rozumie przez fantastyczne. Tak jak mówiłem, mam w okolicy domek letniskowy. Jeździmy tam całą rodziną. Chcę, żeby ktoś zastrzelił to zwierzę.
– Jestem myśliwym, więc dobrze rozumiem, o co panu chodzi. Ale sam pan wie, że nawet w Norwegii, gdzie jeszcze nie tak dawno było naprawdę dużo niedźwiedzi, w ciągu ostatnich dwustu lat prawie nie zarejestrowano ataków niedźwiedzia ze skutkiem śmiertelnym.
Jedenaście, pomyślał stary. Od roku tysiąc osiemsetnego zginęło jedenastu ludzi. Ostatni w tysiąc dziewięćset szóstym. Tak, tak, staruszek stracił mowę i precyzję ruchów, ale nie pamięć. Myśli też miał klarowne. No, na ogół. Zdarzało się, że coś mu się mieszało, a czasami widział, jak zięć Alf i córka Mette wymieniają porozumiewawcze spojrzenia – orientował się wtedy, że coś poplątał. W pierwszym okresie po przejęciu przez nich sklepu, który założył i prowadził przez pięćdziesiąt lat, przydawał się do czegoś. Ale teraz, po ostatnim udarze, tylko tu siedział. Wcale nie było mu z tym źle. Po śmierci Olivii w zasadzie nie stawiał wielkich wymagań tej resztce życia, jaka mu jeszcze została. Wystarczało mu przebywanie blisko rodziny, codziennie ciepły obiad, możliwość przesiadywania w tym fotelu w sklepie i wpatrywanie się w ekran telewizora, oglądanie niekończącego się, pozbawionego dźwięku programu, w którym wszystko toczyło się w odpowiednim dla niego tempie, a najbardziej dramatycznym wydarzeniem miało być sforsowanie schodków przepławki przez pierwszą gotową do złożenia ikry rybę.
– Z drugiej strony to wcale nie oznacza, że taka sytuacja nie może się powtórzyć. – Stary usłyszał głos Alfa, który zaprowadził klienta do półki z kamerami leśnymi. – Nawet jeśli zwierzę wygląda jak pluszowy miś, to jednak wszyscy mięsożercy są gotowi zabijać. Dlatego oczywiste jest, że powinien pan sprawić sobie kamerę, żeby mieć jasność, czy zwierzak osiedlił się w pobliżu pana domku, czy też tylko tamtędy przechodził. Niedźwiedzie brunatne wychodzą z gawry mniej więcej o tej porze, no i rzeczywiście są głodne. Niech pan umieści