Czerwony świt. Jędrzej Pasierski
Читать онлайн книгу.img_img_5b762e53-0c53-53ee-a656-9fad84784a0e.jpg" alt="Czerwony świt"/>
Seria „Ze Strachem”:
Lars Kepler Świadek (wyd. 2)
Lars Kepler Piaskun
Johan Theorin Nocna zamieć (wyd. 2)
Wojciech Chmielarz Wampir
Anna Kańtoch Łaska
Lars Kepler Stalker
Wojciech Chmielarz Osiedle marzeń
Wojciech Chmielarz Farma lalek (wyd. 2)
Wojciech Chmielarz Przejęcie (wyd. 2)
Wojciech Chmielarz Zombie
Anna Kańtoch Wiara
Jędrzej Pasierski Dom bez klamek
Jędrzej Pasierski Roztopy
Jędrzej Pasierski W Imię Natury
Anna Kańtoch Pokuta
Więcej informacji: czarne.com.pl
Jędrzej Pasierski
Czerwony świt
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Projekt okładki Magdalena Palej
Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl
Fotografie na okładce © by Joao Grisantes / Arcangel; Linda Perdue / Arcangel
Copyright © by Jędrzej Pasierski, 2020
Opieka redakcyjna Tomasz Zając
Redakcja Małgorzata Uzarowicz
Korekta Justyna Żebrowska, Gabriela Niemiec
Skład Alicja Listwan / d2d.pl
Skład wersji elektronicznej d2d.pl
ISBN 978-83-8049-994-2
Dla Franka
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
This ebook was bought on LitRes
1
Na pewno ją rozpoznał. Przytrzymała spojrzenie, jednocześnie obsuwając nieco sukienkę. Chłopak był fajny, dobrze ubrany, może zagraniczny. W innym życiu nie miałaby nic przeciwko, żeby zabrać go do domu. W tym on musiałby się pochwalić przed całym światem. Po chwili zerwał kontakt wzrokowy i odwrócił się do kolegów.
Z lekkim rozczarowaniem Sara obróciła twarz do swojego stolika i podjęła ponowną próbę wysłuchania Lutka. Ten z kolei wodził za nią oczami jak pies. Ilekroć na niego patrzyła, widziała w tych oczach smutek i tęsknotę. I nie mogła już tego znieść. Podjęła szybką decyzję, przerywając mu w pół słowa.
– Idę potańczyć – oświadczyła i wstała, ale udała się prosto do baru, który rozciągał się na całą szerokość dolnego parkietu. Błyskawicznie wypatrzył ją tam barman. Wychylił głowę przez ladę i wytatuowaną po przeguby ręką zrobił jej przejście w kolejce oczekujących.
– Co dla ciebie? – zapytał.
Wzruszyła ramionami.
– Margarita?
– Poproszę – odparła.
Jakaś dziewczyna rzuciła z irytacją:
– Tu nie ma kolejki?
Barman nie zaszczycił tamtej spojrzeniem. Nawet jej się to podobało, ta władza barmanów nad klubowym tłumkiem. Po kilkudziesięciu sekundach na ladzie pojawił się drink, kryształki soli mieniły się na brzegach kieliszka o szerokim rondzie. Sara wyciągnęła kartę, ale barman zaprzeczył ruchem dłoni.
– Na koszt firmy – oświadczył.
Liczył na coś. Korzystny wpis w internecie i legion jej fanów w klubie. Wolałaby zapłacić.
– Dzięki – odparła jednak, uśmiechając się czarująco.
Pociągnęła łyk. Jak na klub nocny margarita była pyszna, po chwili w kieliszku została jej już tylko połowa. Sara zerknęła na parkiet, miała ochotę potańczyć sama i tak zabić tych kilka godzin do świtu. Z nadzieją poszukała wzrokiem Pawła i Karoliny, we dwójkę mogli ją trochę zasłonić. Musiała jednak przejść przez całą salę, żeby ich odnaleźć. Niemal równi wzrostem, tańczyli przyklejeni do siebie; niebaczni na zmianę rytmu i dziesięć lat związku.
Przez cały wieczór Paweł był nienaturalnie czuły i serdeczny. Nie chciała go takim widzieć.
– Jesteś – szepnęła Karolina, kiedy Sara do nich podeszła. – Bałam się, że Lutek cię połknął.
Uśmiechnęła się zdawkowo. Przynajmniej muzyka była w porządku, kochała syntezatory. Zaczęła rytmicznie poruszać biodrami. Błagała w myślach, by nikt się do niej nie zbliżył. Nie dzisiaj, nie teraz.
Sara była chodzącą gracją. Tańczyła, jakby poruszała się nad ziemią. Wykonywała minimalne ruchy, a inne dziewczyny wyglądały przy niej nieatrakcyjnie. Super im się rozmawiało przed chwilą, a Lutek odnosił wrażenie, że w ostatnich latach dyskutowali głównie na tematy finansowe jak stare, znudzone sobą małżeństwo. Zagapił się na tańczącą Sarę i dopiero po chwili dotarło do niego, że dwie dziewczyny przy stoliku obok rozmawiają właśnie o nim.
– Może ten? – zapytała niższa. – Nie jest taki zły.
Nie poczekał na odpowiedź. Odszedł od stolika i udał się w kierunku górnego baru, następnie minął szatnię i wyszedł przed klub, nie wkładając nawet płaszcza. Do Demo, klubu nocnego przy ulicy Foksal, schodziło się po schodkach. Służyły za palarnię; niewielu palaczom chciało się wspiąć wyżej, tam gdzie stał i marzł selekcjoner. Przed gośćmi mężczyzna o twarzy chłopca zakładał maskę aroganckiego buca, a kiedy ich nie było, kulił się przy piecyku gazowym.
Wraz ze świtem miała nadejść wiosna i zapowiadała się na wyjątkowo ciepłą, w nocy wiało jeszcze jednak chłodem. Na schodkach do klubu palił smagły dryblas, Bartek Borewicz. Stał z parą młodszych od siebie ludzi, krótko ostrzyżonym chłopakiem i jego dziewczyną w dżinsowej kurtce.
Lutek widział na twarzy przyjaciela lekkie znużenie. Chyba wszyscy byli już zmęczeni: dochodziła czwarta rano. To jednocześnie oznaczało, że impreza w Demo będzie powoli umierać, a ta w Koktajlu na placu Trzech Krzyży rodzić się i niemal jak co dzień zbierać zombie z całego miasta.
Poprosił Borewicza o papierosa i zapalił. Dzisiaj czerwone marlboro nie smakowało smołą, smakowało świetnie. Rześkie powietrze marcowej nocy przyjemnie chłodziło mu policzki. Rozmawiali o zaćmieniu słońca, od kilku dni każdy o tym mówił.
– Następne wypada w 2020 roku, ale płytkie – przemawiał Borewicz, jakby wykuł się Wikipedii na blachę przed imprezą. – A to będzie wyjątkowo głębokie.
– O której godzinie? – zapytał krótko ostrzyżony chłopak.
Tego