Gwiazda Demonów. B.V. Larson

Читать онлайн книгу.

Gwiazda Demonów - B.V. Larson


Скачать книгу
78adf0c0-52c4-52d3-8cc7-507c2f30632d.jpg" alt="Okładka"/>

      tOkładka

      Tytuł oryginału: Star Force #12. Demon Star

      Copyright © 2015 by Iron Tower Press, Inc.

      All rights reserved

      Projekt okładki: Tomasz Maroński

      Redakcja: Rafał Dębski

      Korekta: Agnieszka Pawlikowska

      Skład i łamanie: Karolina Kaiser

      Opracowanie wersji elektronicznej: Mobisfera.pl

      Książka ani żadna jej część nie może być kopiowana

      w urządzeniach przetwarzania danych ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

      Utwór niniejszy jest dziełem fikcyjnym i stanowi produkt wyobraźni Autora. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.

      Wydawca:

      Drageus Publishing House Sp. z o.o.

      ul. Kopernika 5/L6

      00-367 Warszawa

      e-mail: [email protected] www.drageus.com

      ISBN EPUB: 978-83-66375-21-5

      ISBN MOBI: 978-83-66375-22-2

      Rozdział 1

      Eskadra Demonów wisiała w przestrzeni kosmicznej między swoją planetą a moim Nieustraszonym. Jednostki ukrywały się, ograniczając emisje, więc ich załogi nie podejrzewały, że im się przyglądam.

      W normalnych warunkach grupa nieruchomych okrętów wojennych byłaby niezbyt ciekawa – tyle że właśnie zbliżał się do nich intruz. Demony ewidentnie nie wiedziały, co mają myśleć o osobliwie zaprojektowanym statku, który nagle pojawił się w ich wycinku kosmosu. My zresztą też, dopóki czujniki optyczne dalekiego zasięgu nie pokazały siedmiu macek zwisających ze spodniej strony jednostki. Nie posiadała uzbrojenia, nie przypominała też statku kupieckiego.

      Tą jednostką był, rzecz jasna, pilotowany przez Marvina Chart. Marvin był chyba najciekawszym członkiem mojej ekspedycji, robotem, który sam siebie skonstruował z części zapasowych, ale nigdy nie uznał pracy za ukończoną. Chart to natomiast szybki jacht kosmiczny, z którym scalił się Marvin – trochę jak krab pustelnik biorący w posiadanie pustą muszlę.

      – Co teraz zrobią? – zapytała Adrienne i podeszła, żeby wymasować mi barki. Miała na sobie jedynie ręcznik. Niestety, nanowłókienka inteligentnego materiału sczepiały się, utrzymując tkaninę w miejscu i z irytującą skutecznością zakrywając newralgiczne miejsca.

      Znajdowaliśmy się we wspólnej kajucie na pokładzie Nieustraszonego. Choć powinno to być jedyne miejsce wytchnienia od obowiązków, niedawno zacząłem znosić tu różne elementy wyposażenia. Może postąpiłem nierozsądnie? Jak kapitan ma się zrelaksować, skoro nawet w prywatnej kwaterze pozostaje na elektronicznej smyczy?

      – Nie wiem – odpowiedziałem, z napięciem wpatrując się w peryskop, połączony z zewnętrzną kamerą. – Demony zawsze bawią się w kotka i myszkę z innymi światami. Dla nich to jak zimna wojna. Ale na pewno się nie ucieszyły, że jakiś obcy statek odkrył ich rzekomo niewykrywalne jednostki.

      Po trzech minutach Demony podjęły decyzję. W kierunku intruza pomknęła pojedyncza rakieta.

      Odniosłem wrażenie, że Marvin w pełni świadomie zbliżył się do floty, która miała się za niewidzialną. Wyobrażałem sobie, jak jego macki wiją się w kokpicie z podekscytowania, kiedy robot łapczywie chłonął informacje o tym nowym gatunku kosmitów.

      Gdy rakieta już miała uderzyć w kadłub Charta, robot odpalił silniki manewrowe i wykonał unik. Pocisk chybił i zaczął zawracać, żeby znów namierzyć cel. Widząc to, Demony wystrzeliły kolejne dwie rakiety, jedną po drugiej.

      – Co za szalony blaszak – wymamrotałem. – Nawet nie ucieka.

      – Ja też chcę zobaczyć – powiedziała Adrienne, ciągnąc mnie za ramię.

      – Musisz zaczekać. Możliwe, że będzie trzeba interweniować.

      – A co my możemy? Jesteśmy za daleko.

      Oczywiście miała rację, ale i tak patrzyłem dalej.

      Marvin zrobił kolejny unik, ale potem wreszcie zawrócił i zaczął uciekać. Może trzy rakiety zaspokoiły jego ciekawość. Obrał kurs na otwartą przestrzeń i ostro przyspieszył.

      Oderwałem oczy od peryskopu i złapałem Adrienne za rękę. Nadal trzymała mi dłonie na karku, a tuż przy uchu czułem jej gorący oddech. Wiedziałem, że w tej chwili interesują ją tylko wydarzenia w kosmosie, ale one rozgrywały się dość daleko. Siedzieliśmy w kajucie od kilku godzin, chłonąc wszystkie dostępne informacje na temat nowego układu gwiezdnego, który nazwałem Trójcą. Przydałaby się odrobina relaksu.

      – Nawet nie zaczynaj, kapitanie – powiedziała, delikatnie wyślizgując się z mojego uścisku. – Za dziesięć minut zaczynam zmianę. Co się stało z Marvinem?

      – Nie wiem. Ucieka, a rakiety go gonią. Przełączę na podgląd ogólny.

      Stuknąłem palcem w ścianę z inteligentnego materiału, na której zaraz wyświetliła się duża liczba czerwonych kontaktów. Wierciły się jak chrząszcze szukające czegoś na obiad. Adrienne nie wyszła, tylko bez słowa wbiła wzrok w ekran.

      – Myślałem, że wychodzisz, bo obowiązek wzywa – powiedziałem.

      – Najpierw mi powiedz, czemu śledzisz załogę Nieustraszonego. Myślałam, że badasz Trójcę i jej trzy inteligentne rasy.

      – Poruczniku, nie wiesz, jak wielką aktywnością fizyczną można się wykazać w dziesięć minut?

      – Po prostu mi powiedz, kogo śledzisz – zażądała.

      – To nie załoga. To nawet nie są ludzie, a przynajmniej tak mi się wydaje. To kosmici zamieszkujący trzecią planetę. Nazywamy ją Ellada.

      – Skąd taka nazwa?

      – To chyba inne określenie Grecji. Niektórzy uznali, że tamci przypominają starożytnych Greków.

      – Ale przecież mówiłeś, że to kosmici…

      Obeszła stół, żeby stanąć bliżej wyświetlacza. Wiedziałem, że teraz nie będzie chwili wytchnienia – zwłaszcza takiego, na jakie liczyłem.

      – Ich cywilizacja jest pod wieloma względami podoba do ziemskiej – powiedziałem, pokazując zdjęcia miast i parków. Przypominały fantastycznonaukowe ilustracje z czasów mojego ojca.

      Adrienne przyjrzała im się uważnie.

      – Cody, ci kosmici wyglądają jak zwycięzcy konkursu piękności. Takiego ziemskiego. Jak to możliwe, że wszyscy są przepiękni? Spójrz na tamtego mężczyznę! Co on ma na sobie! Albo raczej czego nie ma…

      – Ej, tylko bez takich.

      – Co, zazdrosny? Zawsze będziesz moim kapitanem.

      Usiadła mi na kolanach, a ja pożałowałem, że inteligentne ręczniki są tak inteligentne. Materiał uparcie wsuwał się między jej skórę a moje dłonie.

      – Może tego właśnie nam potrzeba, Cody. Tobie i mnie. Prawdziwy…

      – Co? Prawdziwy dom? Właśnie tego się obawiam. Co będzie, kiedy załoga to zobaczy? Co zrobią, kiedy okaże się, że mogą porzucić życie pełne trudów i niebezpieczeństw, żeby zamieszkać w raju?

      Postawiłem Adrienne i sam wstałem. Nastrój prysł, stłamszony problemami dnia codziennego, co ostatnio zdarzało


Скачать книгу