Dwie twarze. Życie prywatne morderców z Auschwitz. Nina Majewska-Brown
Читать онлайн книгу.empty-line/>
Projekt okładki i stron tytułowych
Piotr Majewski
Redaktor prowadzący
Maria Magdalena Miłaszewska
Redakcja merytoryczna
Agnieszka Horzowska
Redaktor techniczny
Joanna Wasilewska
Korekta
Joanna Markiewicz
Zamieszczone w książce relacje i dokumenty pochodzą ze zbiorów Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Wydawnictwo i Autorka dołożyli wszelkich starań, aby dotrzeć do właścicieli praw do materiałów zamieszczonych w tej książce.
Copyright © by Nina Majewska, Warszawa 2020
Copyright © for this edition by Dressler Dublin sp. z o.o.,
Ożarów Mazowiecki 2020
Wydawca:
Bellona
ul. Hankiewicza 2
02-103 Warszawa
Dołącz do nas na Facebooku:
www.facebook.com/Wydawnictwo.Bellona
Księgarnia internetowa:
Dystrybucja:
Dressler Dublin sp. z o.o.
ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki
tel. (+ 48 22) 733 50 31/32
e-mail: [email protected]
ISBN 978-83-11-15974-7
Skład wersj ielektronicznej
Wystarczy, by dobrzy ludzie nic nie robili, a zło zatriumfuje.
Ignorancja częściej niż wiedza budzi większą pewność siebie.
1
Ależ jestem podekscytowana. Serce bije jak oszalałe, co rusz tracąc rytm. Robi mi się na przemian zimno lub gorąco i nie potrafię usiedzieć w miejscu. Nie dalej jak miesiąc temu mój kochany Hans wreszcie się oświadczył. Marzyłam o tej chwili miesiącami, to tracąc nadzieję, to kurczowo trzymając się marzeń, że jednak w końcu ten dzień nadejdzie, i naiwnie wyobrażając sobie tę szczególną chwilę w wyjątkowo romantycznej i pompatycznej odsłonie.
Tymczasem, jak zazwyczaj bywa, stało się to w najmniej oczekiwanym momencie i bynajmniej nie było szczególnie lirycznie. Bez kwiatów i szampana, na niebie nie pojawiła się tęcza, a chóry anielskie nie zaśpiewały uroczyście. Co w obliczu tej cudownej decyzji na całe życie okazało się najmniej istotne. I choć pewnie nie powinnam być zaskoczona, bo przecież spodziewałam się tego od tygodni, to jednak gdy po obfitej kolacji z rodzicami, z dobrym winem i wybornym keksem w rolach głównych, Hans szarmancko przyklęknął na naszym tarasie, odebrało mi mowę.
Był przyjemny, ciepły wieczór. Przytłumione światło sączyło się przez szpary w zielonej aksamitnej zasłonie wielkiego salonowego okna, gdzie rodzice popijali herbatkę z państwem Kügel. Panowie, jak zwykle z cygarami w dłoni, popijając ciężką brandy, deliberowali o tym, co dzieje się na froncie i kto powinien bardziej wspierać działania wojska, i snuli plany o włączeniu niewielkiej fabryki tekstylnej pana Kügla w misterny plan Hitlera. Franz z wypiekami na twarzy przeliczał potencjalne zyski, które pojawiły się na horyzoncie zmian społeczno-gospodarczych, a ojciec, aptekarz z wielopokoleniową tradycją, cmokał z zazdrością. Panie dla odmiany skupiły się na narzekaniu na drożyznę i coraz większe kłopoty ze zdobyciem luksusowych kremów, bez których nie wyobrażały sobie życia.
Wojna wydawała się odległa i co najwyżej trochę uciążliwa w codziennym życiu, a w towarzystwie pielęgnowano przekonanie o jej słuszności. Poczuliśmy, że wreszcie jako wycieńczony poprzednią wojną naród wstajemy z kolan i świat winien się nam podporządkować. Poza wszystkim przecież wojna nakręcała koniunkturę i działa się w miejscach, które odwiedzało się sporadycznie w czasie urlopów. W gruncie rzeczy ginęli na niej obcy ludzie, choć oczywiście niemieckie matki drżały o życie wysłanych na nią synów.
Przegoniłam ponure myśli o tym, że mój Hans jako esesman gra w tej grze pierwsze skrzypce. Odpędziłam strach, skupiając się na czułych słowach, które rozkosznie pieściły moje uszy. Do dziś pobrzmiewają mi w głowie, wywołując przyjemne dreszcze.
– Ann, kocham cię ponad wszystko, czy zostaniesz moją żoną?
Z westchnieniem ulgi, które, mam nadzieję, mój narzeczony wziął za wzruszenie, zgodziłam się natychmiast. Może uczyniłam to nazbyt gorliwie i pospiesznie, ale takie chwile nie zdarzają się przecież często. Dostałam niewielki złoty pierścionek z małą perełką, który od razu stał się moim najcenniejszym skarbem i z którym się nie rozstaję, wraz z obietnicą dozgonnej miłości i troski.
Świat nagle wydał się jakby radośniejszy i bardziej kolorowy. Gwiazdy na nieboskłonie radośnie migotały, puszczając do nas oczko, obiecując magiczne, słodkie życie.
Teraz mamy tyle cudownych planów, tyle jest przed nami! Dom, spokój, rodzina, trójka, a może nawet czwórka dzieci. Po poprzedniej wojnie, która przetoczyła się przez Europę, wszyscy opadliśmy z sił, a kraj zmiażdżył bezlitosny walec kryzysu i marazmu. Wielu głód, brak pracy, środków do życia i beznadzieja zajrzały do oczu i kto choć raz doświadczył tego wszystkiego, ten wie, jak trudno się dźwignąć i rozpocząć życie na nowo. Że nie sposób przestać się bać. My mamy taką szansę. Ogromną szansę nie tylko na szczęśliwe małżeństwo, ale również na karierę i wygodne życie. W myśl starego powiedzenia, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jesteśmy przekonani, że tamta wojna była potrzebna, by uświadomić nam, Niemcom, że tylko współdziałając, jesteśmy w stanie przezwyciężyć nędzę i brak perspektyw. A zjednoczeni nie damy się nikomu i niczemu zatrzymać.
Marzy mi się mały domek ze spadzistym dachem i zielonymi okiennicami, z ogródkiem, w którym uprawiałabym wonne herbaciane róże, dzieci bawiłyby się radośnie z psem, a Hans hodowałby swoje ukochane króliki. Nie wiem, skąd w nim takie upodobanie do tych kicających stworzeń, ale muszę przyznać, że bywają urocze.
Papa jest bardzo dumny, bo mój Hans nie dość, że jakieś trzy lata temu wstąpił do SS, to w ostatnich dniach awansował. Nie rozumiem dokładnie, co to znaczy, ale skoro mój narzeczony jest z tego tak zadowolony i dumny, ja również nie posiadam się ze szczęścia. Moja starsza siostra, Elsi, której zawsze się wydaje, że wszystko wie najlepiej, teraz chodzi jak niepyszna. Jej Günter nawet nie należy do SS, jest zwykłym żołnierzem Wehrmachtu, w dodatku nie wiedzieć czemu nie wysłali go na front. Dostał przydział do pobliskiej jednostki i jak dla mnie nie ma się czym pochwalić, bo przebywanie na miejscu, przy domu, niewiele ma wspólnego z prawdziwą wojną i bohaterstwem.
Jestem dumna, że Hans może lepiej przysłużyć się Führerowi, że jest ceniony i rzeczywiście coś znaczy. W dzisiejszych niespokojnych czasach to niezwykle ważne. Jego awans co prawda może oznaczać konieczność zamieszkania z dala od rodziny, ale jestem gotowa na ten nieunikniony krok. Wiem, że mnie kocha, otoczy troską i nie da nikomu skrzywdzić. Teraz widuję go sporadycznie, gdy przyjeżdża do Berlina na przepustki, a tak miałabym