Zakochany szejk. Кейтлин Крюс

Читать онлайн книгу.

Zakochany szejk - Кейтлин Крюс


Скачать книгу
sobie pół roku temu i czego się wówczas wystraszyła. Kavian był niepowstrzymaną siłą; brał, co chciał, nie tolerując oporu.

      Zatrzymali się wreszcie i Kavian puścił rękę wyczerpanej biegiem Amai, która pochyliła się, by zaczerpnąć powietrza. Wtedy zorientowała się, że byli sami.

      Wyglądało na to, że znajdowali się w ogromnej pieczarze oświetlonej latarniami i pochodniami umieszczonymi na kamiennych ścianach. W oddali dostrzegła rozległe podwórze skąpane w jasnym pustynnym słońcu. Zobaczyła też wypełnione wodą baseny tworzące krąg, z fontannami w kształcie kamiennych smoków i lwów.

      ‒ Gdzie jesteśmy? – zapytała, a echo odbijało jej słowa od potężnych ścian wokół.

      ‒ To są łaźnie haremu.

      Amaya zesztywniała. Harem.

      ‒ Harem składa się z wielu więcej pomieszczeń, zobaczysz sama, zajmuje całe skrzydło pałacu – tłumaczył dalej Kavian.

      ‒ Tu jest pusto, nikogo nie ma – powiedziała, zmuszając się, by się rozejrzeć wokół. Właściwie, co ją to obchodziło. Nie zależało jej na nim, więc w czym mogłaby jej przeszkadzać obecność innych. Jej ojciec był taki sam. Spędziła dzieciństwo wśród jego kobiet, z których każda była osobną przyczyną cierpienia jej matki. Pamiętała jej słowa. „Kochać takiego człowieka jak twój ojciec oznacza zrezygnować z siebie. Kiedy widzisz, jak adoruje inne, coś w tobie bezpowrotnie umiera”. Nie zdziwiłaby się, gdyby Kavian był ulepiony z tej samej gliny, co jej ojciec. ‒ Nikogo nie ma. Harem bez haremu?

      ‒ Przypomnij sobie naszą rozmowę w pałacu twojego brata.

      ‒ Nie wiem, o czym mówisz ‒ odpowiedziała, tuszując prawdę bezradnym uśmiechem, choć w rzeczywistości pamiętała każde słowo.

      ‒ Oboje wiemy, że to kłamstwo. Nauczyłaś się żyć, oszukując samą siebie. I mnie.

      ‒ A jeśli naprawdę nie pamiętam? Może tym razem nie ma tu żadnego podstępu? Nie przyszło ci do głowy, że rozmowy z tobą nie są dla mnie na tyle ważne, by je pamiętać?

      ‒ Przypomnę ci w takim razie. Powiedziałaś mi wtedy, że nie poślubisz mężczyzny z haremem, zwłaszcza że sama się w takowym urodziłaś. Obiecałem ci wtedy, że opróżnię swój. Pamiętasz już? Mam ci jeszcze opowiedzieć, co robiliśmy w momencie, gdy ci tę obietnicę składałem?

      Odwróciła wzrok, by ukryć emocje wywołane wspomnieniami.

      ‒ Pewnie nigdy nie miałeś haremu – bąknęła pod nosem. ‒ Mój brat na przykład nie ma.

      ‒ Ja też nie mam. Od sześciu miesięcy – skwitował. – Czuj się jak u siebie. Witaj w domu.

      Amaya próbowała się opanować, zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje. Kavian zaśmiał się, widząc wyraz jej twarzy. Usiadł na kamiennej ławie i zrzucił kurtkę i koszulę, odsłaniając tors.

      Amaya przeczytała chyba wszystkie mity i późniejsze opowieści o haremach. Wiedziała, jak funkcjonują. Wiedziała, jak niewiele trzeba, by wpaść w pułapkę i pozostać w niej przez resztę życia, w służbie królów piekła. Nie, dziękuję. To nie mogło być jej przeznaczenie, nie chciała podzielić losu matki.

      Nie nadążała za nim. Bała się poruszyć. Pomyślała, że jeśli to zrobi, potężne sufity nad jej głową runą, grzebiąc ją i jej marzenia. Być może bała się czegoś jeszcze, czego nie chciała nazwać, wiedząc, gdzie się to kończy. Widziała to jako dziecko. Przeżyła to. Nieważne, jak mocno biło jej serce. Swoje wiedziała.

      ‒ Ile kobiet tu trzymałeś? ‒ zapytała, starając się, by zabrzmiało to jak dobry żart.

      ‒ Siedemnaście.

      ‒ Sie… Żartujesz, prawda? To twój nowy sposób na przekomarzanie się ze mną?

      ‒ Czy ja wyglądam na żartownisia? – spytał spokojnie, choć wydawało jej się, że w jego głosie zabrzmiał cynizm połączony ze zniecierpliwieniem.

      ‒ Trzymałeś tu siedemnaście uwięzionych kobiet? Czy ty… Czy… nocą lub kiedykolwiek… Czy ty…?

      Nie zdołała skończyć tego pytania. Było zbyt intymne, i zbyt trudne. A może bała się tego, co usłyszy w odpowiedzi.

      ‒ Czy uprawiałem z nimi seks? – dokończył za nią, mrocznym głosem. – Czy właśnie to chcesz wiedzieć, Amaya? Słowo seks nie przechodzi ci przez usta?

      ‒ Nie. Nic nie chcę wiedzieć. Nie obchodzi mnie to. Nie interesuje mnie, co robisz.

      ‒ Nie zadawaj pytań, jeśli nie możesz znieść odpowiedzi. Zwłaszcza że nie zamierzam niczego ukrywać ani też ułatwiać ci życia cukierkowymi wersjami zdarzeń – mówił twardym głosem. – Nie czas na zazdrość i fochy dobre dla nastolatek. Jesteś królową Daar Taalas, a nie anonimową nałożnicą.

      ‒ Nie jestem żadną królową! – wykrzyczała. Podeszła bliżej, by rzucić mu te słowa prosto w twarz. Błąd. Kavian miał na sobie już tylko krótkie spodenki eksponujące masywne uda. Czy to dlatego jej głowę wypełniła teraz nieokreślona pustka? Nie ma haremu. Nie ma nałożnic. Jest tylko on. Kavian. Piękny Kavian, przy którym miękły jej nogi, a ciało przeszywały niepohamowane dreszcze. Kavian stanowczy i bezlitosny, a jednocześnie delikatny jak wiersz pisany o wschodzie słońca. Kavian. Przycisnęła obie dłonie do serca, by nie pozwolić mu wyrwać się z piersi.

      ‒ Mam nadzieję, że przestaniesz zadawać mi pytania, na które, jak przypuszczam, znasz wszystkie odpowiedzi – powiedział triumfującym tonem, niemal delektując się jej udręką, obserwując, jak traci kontrolę nad własnym ciałem, które zachowywało się tak, jakby należało nie do niej, lecz do niego, tak jak kiedyś. – A teraz się rozbierz.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Musiała się przesłyszeć. Niemożliwe, by to powiedział.

      ‒ Osobiście mam ochotę zdjąć z siebie wszystko, ale boję się, że wtedy padniesz trupem. Marmur pod naszymi stopami jest bardzo twardy. Mogłabyś zrobić sobie krzywdę, mdlejąc z wrażenia.

      ‒ Nie zemdlałabym – rzuciła, wydymając lekceważąco wargi. ‒ Widziałam tłumy nagich mężczyzn przewijających się przez moje łóżko. Jeden więcej nie robi różnicy.

      ‒ Nieprawda – rzucił krótko, z pewnością siebie, przysuwając się bliżej. – Nie widziałaś.

      Wszystko w niej chciało zaprotestować, sprzeciwić się jego słowom, ale zgasił te myśli nieustępliwym spojrzeniem ciemnych oczu. I jeszcze bardziej się zbliżył, był tuż obok. Gdyby teraz odetchnęła, dotknęłaby jego złocistej skóry. Miała przed sobą klatkę piersiową wojownika, idealnie wykształcone mięśnie, które delikatnym drżeniem błagały jej ręce o pieszczotę.

      ‒ Powiedziałem, żebyś zdjęła ubranie, azizty – powtórzył zniecierpliwiony. Poczuła jego oddech, intensywny zwłaszcza w momencie, gdy wypowiadał nieznane jej słowo. Bała się. Z drugiej strony, gdyby teraz zrobiła jeden krok do przodu, mogłaby posmakować jego ust. Nie wiedziała, w jaki sposób zdołała się powstrzymać, bo przecież pragnęła tego w takim samym stopniu, w jakim się obawiała.

      ‒ Nie jestem zbyt dobra w wypełnianiu poleceń – wydusiła ze ściśniętym gardłem.

      ‒ Jeszcze nie. Na razie nie – powiedział zdecydowanym głosem. – Ale już wkrótce będziesz uległa i posłuszna. Będę nalegał.

      Czas się zatrzymał, utknął w małej przestrzeni między nimi, przeszłość mieszała się z teraźniejszością, sprawiając, że Amaya sama nie do końca wiedziała, co się z nią dzieje teraz, a co się zdarzyło


Скачать книгу