Jesteś moja dzikusko. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Читать онлайн книгу.

Jesteś moja dzikusko - Agnieszka Lingas-Łoniewska


Скачать книгу
– ukochanym mieście mojej mamy, ale ja planowałem po skończeniu liceum wyjechać do Stanów na studia prawnicze i zdobywać doświadczenie w nowojorskim oddziale firmy ojca. Łączyły mnie z nim dość chłodne stosunki, z powodów, których nie rozumiałem i których nie chciałem znać. Póki co.

      Szanowaliśmy się nawzajem, ale nie było między nami takiej ojcowsko-synowskiej bliskości, traktowaliśmy się raczej jak przyjaźnie nastawieni partnerzy w biznesie. Za to z mamą byłem naprawdę blisko i to ona należała do nielicznych osób, które widziały i znały moje prawdziwe ja.

      Nazajutrz z samego rana wyjechaliśmy do Krakowa. Widziałem po oczach mamy, że w nocy raczej nie spała. Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć, wolałem więc milczeć, skupiając się na drodze.

      – Tony, rozmawiałam wczoraj długo z twoim ojcem – powiedziała nagle mama. – Przedstawiłam całą sytuację, uzgodniliśmy, że zaopiekujemy się Natalią i teraz zamieszka z nami. Aleks się tym zajął, jest już w Krakowie i załatwia wszystkie formalności.

      Aleksander Berger był prawnikiem mojego ojca i przyjacielem rodziny. Bardzo go lubiłem, pomagał mi w przygotowaniu się do egzaminów na studia, mogę posunąć się nawet do stwierdzenia, że mu ufałem.

      – Rozumiem, myślałem o tym wczoraj i wiedziałem, że tak zdecydujesz, w sumie nie było żadnej innej opcji, prawda? – Uśmiechnąłem się.

      – Nie było. – Mama oddała mi smutny uśmiech. – Wiem, że to dla ciebie trudne, ale wszystko się jakoś ułoży. Natalia to dobra dziewczyna, wiele przeszła, będziemy musieli ją wspierać, ale jak ją znam, to na pewno sobie poradzi.

      – Jasne, mamo, wszystko będzie dobrze – powiedziałem, ale nie byłem o tym do końca przekonany.

      No tak, szesnastolatka po przejściach i traumach związanych z przelewającymi się przez łóżko jej matki tabunami facetów… Dziwne, że ta dziewczyna sama nie przejęła matczynych tradycji.

      – Mamo, a Nata ile ma teraz lat? Piętnaście, szesnaście? – zapytałem.

      – Natalka jest rok młodsza od ciebie. W tym roku skończy siedemnaście, myślałam już o przeniesieniu jej do twojego liceum. To dobra szkoła, nasza rodzina jest tam znana, nie będzie chyba z tym problemów.

      – No tak, dobry pomysł – powiedziałem.

      Pomyślałem jednak coś innego: może jest świetny, pod warunkiem, że ma się twardy tyłek albo jest się kawałkiem egocentrycznego drania lub wypieszczoną przez bogatego tatusia szefową Szkolnego Klubu Vipów. Nie wydawało mi się, aby córka ciotki Ewy aspirowała do którejś z tych grup, ale może się myliłem. Pamiętałem ją jako małą dziewczynkę, może coś się zmieniło w tym temacie. Zobaczymy.

      W milczeniu dojechaliśmy do Krakowa, do mieszkania ciotki Evity.

      Zaparkowałem auto i weszliśmy do bramy starej kamienicy.

      – Synku – mama złapała mnie za rękaw – postaraj się być miły, wiem, że czasami potrafisz być trudny w kontaktach z ludźmi, ale ta dziewczyna dużo przeszła, więc miej to na uwadze, proszę.

      Tak, trudny… to delikatnie powiedziane, ale wiedziałem, że nigdy nie zranię matki.

      – Dobrze, przecież rozumiem sytuację, nie stresuj się, chodźmy na górę. – Wziąłem ją za rękę i ruszyliśmy po stromych schodach na czwarte piętro.

      Drzwi otworzył nam Aleks, który już od dawna był na miejscu.

      – No, jesteście wreszcie, Kasia, bardzo mi przykro, wszystkim się zająłem – powiedział ze zmartwioną miną, witając się z moją mamą.

      – A gdzie Natalia? Czy ona… jak się czuje?

      – Jest w swoim pokoju, zaraz do was przyjdzie, nie jest jej łatwo, ale jak usłyszała, że przyjeżdżasz i się nią zajmiesz, to jakoś od razu się wyciszyła i uspokoiła.

      Weszliśmy do pokoju, w przeciwległych drzwiach pojawiła się niewysoka, drobna zielonooka dziewczyna, z rudymi, długimi włosami, związanymi w niedbały warkocz.

      – Ciociu! – krzyknęła i przylgnęła do mojej matki. – Dziękuję, że przyjechałaś.

      Ściskała moją mamę, która zaczęła płakać. Z oczu Natki nie spadła za to ani jedna łza.

      – Już dobrze, dziecko, wszystko będzie dobrze, przyjechałam jak najszybciej. Zobacz, kto jest ze mną. – Mama uśmiechnęła się. – Pamiętasz Tony’ego?

      – Tak, pamiętam, cześć, Antek. – Natalia podeszła do mnie z wyciągnięta ręką. – Ale urosłeś, ostatni raz widziałam cię, jak kończyłeś gimnazjum. – Uśmiechnęła się blado.

      – Cześć, Nata, ty też trochę urosłaś, przykro mi, że spotykamy się w takich okolicznościach. – Uścisnąłem chłodną dłoń.

      Było mi jej żal, w sumie nie co dzień traci się najbliższą osobę, więc nawet nie próbowałem sobie wyobrażać, co ona teraz przeżywała. Co oczywiście nie oznaczało, że byłem w pełni uszczęśliwiony faktem, iż ten rudzielec z nami zamieszka.

      – No wiem, mnie też. Chodźcie, zjemy coś, ugotowałam obiad.

      – Dziękujemy ci, kochanie, nie trzeba było się tym kłopotać – odparła mama.

      – Musiałam się czymś zająć, zresztą zawsze gotowałam dla siebie i dla… – Natalia nie dokończyła, ale wszyscy wiedzieliśmy, o kogo się troszczyła.

      No tak, przecież ciotka Evita potrafiła zagotować jedynie wszystkich wokół – pomyślałem.

      – Natalia, jutro mam spotkanie z dyrektorem liceum. Aleks wstępnie przedstawił kwestie związane z twoim przeniesieniem, jeżeli będziesz gotowa, możemy wieczorem ruszyć do domu – powiedziała moja matka. – Wiem, że może dla ciebie to zbyt szybkie tempo, ale został jeszcze tydzień ferii, będziesz miała czas, żeby się przygotować przed pójściem do nowej szkoły. Poza tym, wiesz… już załatwiamy sprawy związane z pogrzebem – dokończyła nieco ciszej.

      – Dobrze, ciociu, wszystko rozumiem, już nawet wstępnie się spakowałam – powiedziała cicho Natalia.

      Po skończonym obiedzie mama z Aleksem pojechali załatwiać sprawy związane z transportem zwłok ciotki do Wrocławia. Siedziałem przy laptopie, sprawdzałem e-maile, słuchałem muzyki przez słuchawki i obserwowałem spod oka Natalię krzątającą się po pokoju, pakującą książki do kartonu.

      – Chcesz zabrać te wszystkie śmieci? – zapytałem.

      – Co? – Zamrugała i spojrzała na mnie.

      – Czy zamierzasz zabrać tę całą makulaturę? Mamy świetnie wyposażoną bibliotekę, nie ma potrzeby obciążać samochodu jakimiś rupieciami – dodałem z przekąsem.

      – To nie są żadne śmieci, tylko moje ulubione książki i płyty! – powiedziała z mocą. – Nie wątpię w wyposażenie twojej biblioteki, ale to są moje osobiste rzeczy i chyba mam prawo je zabrać?

      – No tak, masz, jasne, pozbieraj jeszcze po sąsiadach, na pewno mają kilka kartonów makulatury – mruknąłem obojętnie.

      – Nie omieszkam przejść się po wszystkich piętrach – odpowiedziała ze słodkim uśmiechem i wróciła do pakowania.

      – Hm, jak myślisz, ten kwiat zmieści się do twojego samochodu? – zapytała po chwili.

      – Jaki kwiat? – Podniosłem na nią wzrok.

      – Mój ukochany fikus – odpowiedziała, wskazując na jakieś drzewo.

      – Chyba żartujesz?!

      – Jak


Скачать книгу