Trzy razy o świcie. Alessandro Baricco

Читать онлайн книгу.

Trzy razy o świcie - Alessandro Baricco


Скачать книгу
W pewnym momencie zapytał, jak to jest mieć dziecko w wieku siedemnastu lat. To znaczy, czy tego chciała, czy po prostu tak wyszło. Kobieta wzruszyła ramionami. To nie jest przyjemna historia, odparła, i dawno temu postanowiłam, by jej sobie więcej nie przypominać. Chyba nie jest łatwo o czymś takim zapomnieć, zauważył mężczyzna. Kobieta znowu wzruszyła ramionami. Zamknęłam ten rozdział, powiedziała. Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w nią, potem zapytał, czy zaczęła od nowa tak, jak o tym marzyła, gdy trzymała dziecko na rękach. Tak, odpowiedziała kobieta, i wie pan, co zrozumiałam? Mężczyzna nie odpowiedział. Zrozumiałam, że nie można się zmienić, nie ma na to sposobu, przez całe życie jest się takim jak w dzieciństwie, i nie zaczyna się od nowa, stając się kimś innym. W takim razie w jaki sposób?, zapytał mężczyzna. Kobieta milczała przez chwilę. Nie spostrzegła, że kołdra zsunęła się na piersi, a może jej to nie obchodziło. Może właśnie tego chciała. Zaczyna się od nowa, żeby zmienić stolik, powiedziała. Zawsze mamy wrażenie, że trafiło nam się niewłaściwe rozdanie, i że z naszymi kartami zdziałalibyśmy więcej, gdybyśmy tylko usiedli przy innym stole. Dlatego zostawiła dziecko u swojej matki i zaczęła od zmiany miasta, pracy, stylu ubierania się. Prawdopodobnie chciała porzucić też pewne sprawy, których nie dało się już uporządkować. Ale nie pamiętała już jakie. Na pewno miała dość przegrywania. Jak już powiedziałam, dodała, nie można zmienić kart, dlatego pozostaje zmienić stół.

      Znalazła pani swój?, zapytał mężczyzna.

      Tak, odpowiedziała z przekonaniem, sam jego widok jest odrażający, wszyscy oszukują, pieniądze są brudne, a ludzie nic nie warci.

      Cudownie…

      Nie mogę wybrzydzać z kartami, jakie mam w ręku.

      Czyli?

      Jestem niedokładna, niezbyt inteligentna i zła. I nigdy niczego w życiu nie doprowadziłam do końca. Wystarczy?

      Co znaczy, że jest pani zła?

      Nie obchodzi mnie, gdy inni cierpią. Czasami nawet odczuwam zadowolenie. Proszę usiąść, nie mogę patrzeć, jak pan stoi.

      Naprawdę muszę już iść.

      Na łóżku. Niech pan siada na łóżku. Może być w nogach, jeśli pana peszę.

      Nie peszy mnie pani, po prostu muszę iść.

      O tak, ładnie.

      Na chwileczkę, bo zaraz idę. Proszę mi tylko powiedzieć, jak jutro zamierza pani stąd wyjść.

      Słucham?

      Jutro rano, co jeśli panią zobaczą?

      A skąd mam wiedzieć. Coś wymyślę. Że zaciągnął mnie pan tu wieczorem, a rano zniknął z moją portmonetką. Coś w ten deseń.

      Bardzo miło z pani strony.

      Do usług.

      W rzeczywistości w ogóle mnie to nie obchodzi.

      Naprawdę?

      Naprawdę.

      Czyli udaje pan?

      Co udaję?

      Człowieka, którego obchodzi, co o nim myślą w hotelu. Kretyna.

      Nie, taki jestem. Późno już.

      Niech pan przestanie, żartowałam, nie sprawię panu kłopotu, nikt mnie nie zobaczy, jedyne, co potrafię robić, to niepostrzeżenie opuścić hotel, proszę mi wierzyć. Żartowałam tylko.

      Nie o to chodzi.

      A o co?

      O nic. Późno już.

      Na co?

      To nieistotne.

      Czy ta sprawa z pracą jest naprawdę taka ważna?

      Już dawno nie powinno mnie tu być. Ale nie potrafiłem wstać z fotela.

      Może pan nie chciał.

      Może. Choć to by było skrajnie nielogiczne u kogoś takiego jak ja.

      Nigdy nie robi pan nic nielogicznego?

      Nie.

      Żadnego błędu?

      Wiele, ale nie są nielogiczne.

      To coś zmienia?

      Oczywiście.

      Proszę podać przykład.

      Jest jeden, idealny, sprzed niedawna, ale proszę mi wierzyć, to nie jest dobry moment, żeby o nim mówić.

      Uśmiechnął się pan.

      Słucham?

      Uśmiechnął się pan po raz pierwszy od chwili naszego poznania. Ma pan piękny uśmiech.

      Dziękuję.

      Powinien pan się częściej uśmiechać, uśmiech dodaje panu melancholii, która podoba się kobietom.

      Czyżby mnie pani podrywała?

      Hola, hola!

      Przepraszam, to tylko żart.

      Żart. Mam nadzieję, że stać pana na więcej.

      Tak, stać mnie na więcej, ale nie dziś w nocy, przykro mi.

      A co jest nie tak z dzisiejszą nocą?

      Że jest niewłaściwa.

      Siedzi pan w pokoju z nagą kobietą w łóżku, rozmawiamy sobie, co więc jest nie tak, z wyjątkiem godnego pożałowania braku alkoholu, rzecz jasna?

      Gdzieś tu powinien być barek.

      Co znaczy, że „gdzieś tu powinien być”? Od szesnastu lat przyjeżdża pan do tego hotelu i nigdy pan nie poszukał barku?

      Nie.

      Wariat z pana.

      Rzadko piję.

      A woda? Nigdy nie naszła pana ochota na szklankę wody?

      Zazwyczaj noszę ją przy sobie.

      Jezu, wariat z pana. Niech pan będzie tak miły i znajdzie mi ten cholerny barek. Zazwyczaj stoi pod telewizorem.

      Rzeczywiście, to miejsce wydaje się najbardziej logiczne.

      Najbardziej logicznie byłoby przy łóżku.

      Błąd. Hałas nie pozwoliłby pani spać.

      Ale alkohol tak.

      Piwo?

      Piwo? Nie ma nic innego?

      Nic z alkoholem.

      Do dupy ten hotel. Może jest chociaż popcorn, uwielbiam popcorn…

      Nie, nic do jedzenia.

      Do dupy. Cóż, musimy zadowolić się piwem. Pan też się napije.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным


Скачать книгу