Książę Cieni. Aleksandra Polak

Читать онлайн книгу.

Książę Cieni - Aleksandra Polak


Скачать книгу
blaskiem, podobnym promieniowi słońca. Maja mocno mrugnęła, zdezorientowana, i przerwała swój monolog. Oddała mikrofon reporterowi i odeszła, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

      – Może dziwnie to zabrzmi, ale czułam, że jesteście blisko – wyznałam, przypominając sobie przyjemne łaskotanie.

      – No jasne! – Ucieszyła się Ariana. – Czyżbyś wątpiła, że nasze połączenie działa?

      – Nie, ale ciągle mnie fascynuje.

      – Lepiej powiedz, jak poszedł ci pierwszy egzamin. – Amelia pomachała do Julii, która stała w kolejce do kamery.

      – Całkiem dobrze. Nawet zaskakująco dobrze.

      – Fantastycznie! Czyli jesteś już wolna?

      – Tak! Dziś jestem już wolna jak ptak.

      – W takim razie pokażemy ci wyjątkową atrakcję – szepnęła Ariana. – Należy ci się nagroda.

      – Jaką atrakcję? – Zdziwiłam się.

      – Niespodzianka! Obiecuję, nie będziesz zawiedziona.

      – Wasze niespodzianki nigdy mnie nie zawiodły.

      Ruszyłam z Arianą i Amelią w nieznane. Dziewczyny szły pewnym krokiem, a ich rozpuszczone blond włosy przyciągały spojrzenia wszystkich uczniów i uczennic. Nawet reporter na chwilę się obrócił, tracąc zainteresowanie kręconym materiałem.

      – Przestań! Nie przyciągaj teraz uwagi – Amelia zrugała siostrę.

      – Przepraszam. – Ariana przewróciła oczami, pozwalając kręconym kosmykom dalej podskakiwać na swoich ramionach w najlepsze.

      – Idziemy do samochodu? – zapytałam, gdy skręciłyśmy w odludny zakątek pomiędzy kamienicami.

      – Nie, teraz podróżujemy bardziej stylowo – odparła Ariana.

      – Aurea podkradła Iwo medalion połączony z bezkresem, żeby obserwować Juliana bez kryształowej kuli – wyjaśniła Amelia. – Miał mnóstwo tych błyskotek, więc nie zauważy braku dwóch. Dzięki nim możemy przeskakiwać z miejsca na miejsce.

      – Teleportować się?!

      – Bez przesady – zachichotała Ariana. – Jeśli będziemy nadużywać bezkresu, Iwo się zorientuje, że ktoś grzebał w jego rzeczach.

      – A Julian? Aurea ma na niego oko?

      – Tak. Julian całymi dniami siedzi w podziemiu i oddycha demonami. Czasami odwiedza go Konrad i próbuje z nim rozmawiać, ale Julian tylko duka parę słów i zapada w trans. Okulus czeka na odpowiednią okazję, żeby wywabić go z podziemi i przechwycić, ale Julian chyba wcale się nie wybiera na spacer po powierzchni. – Amelia westchnęła.

      – Pociesza nas to, że nie szaleje. Siedzi tam i zatapia swoje ciało w mroku. Niewykluczone, że w jakimś stopniu panuje nad sytuacją. Może mamy trochę czasu, zanim Sami wypierze mu mózg.

      – Dobrze to słyszeć.

      – Nie chcę cię odciągać od egzaminów, ale co powiesz na spotkanie wieczorem? Musimy się zastanowić, co dalej z Julianem i klątwą.

      – Jasne. O matko, zapomniałam odpisać Hadrianowi!

      – Teraz ćwiczy z Okulusem, więc i tak nie odczyta wiadomości – stwierdziła Ariana, wyjmując z kieszeni metalowy łańcuszek z ogromnym czerwonym kamieniem osadzonym wśród srebrnych pręcików.

      – Ćwiczy z Okulusem? Co ćwiczy?

      – Walkę – odparła Amelia. Nie potrzebowałam już dalszych wyjaśnień. Demoniczne zawirowania i obecność sióstr na chwilę pozwoliły mi zapomnieć o wyrzutach sumienia. Wiedziałam, że zobaczę się z Hadrianem jeszcze dzisiaj. Na szczęście miałam jeszcze kilka godzin, by się odprężyć i zebrać siły.

      Ariana złapała moją dłoń, polecając, bym chwyciła dłoń Amelii. Podniosła medalion na wysokość oczu i powiedziała:

      – Do gondoli.

      Szarpnęło mną tak mocno, jak podczas startu odrzutowca. Na chwilę oślepił mnie przecinany niebieskimi smugami blask, a gdy ustąpił, stałam na obrzeżach nadmorskiego lasku.

      – O rany! – zachwyciłam się, walcząc z lekkimi zawrotami głowy. Ariana zawiesiła medalion na szyi i schowała go pod bluzką, przebiegle się uśmiechając.

      – Iwo nigdy nie chciał nam ich dać.

      – Dlaczego?

      – Są niebezpieczne, mogą przyciągać cienie, wrzucić na zawsze do bezkresu, bla, bla, bla – wymieniała Ariana. – Typowe przynudzanie.

      – Mogą być niebezpieczne, dlatego używamy ich sporadycznie. Na przykład kiedy chcemy ci zaimponować – zachichotała Amelia i ruszyła leśną dróżką w kierunku plaży, skąd dobiegał gwar.

      – Sęk w tym, że trzeba używać ich umiejętnie i zdecydowanie. Jeśli nie ma w twoim wyobrażeniu pewności, rzeczywiście wrzucą cię do bezkresu – wyjaśniła Ariana, idąc obok mnie. Tam, gdzie stawiała kroki, wyrastały małe białe kwiaty. – Tak jak kryształowa kula, medaliony potrafią ukazać nam osobę, za którą tęsknimy, ale nigdy nas do niej nie przeniosą. Są jednak mocniejsze. Działają tylko tam, gdzie sięga światło, ale wchodzą w duszę, dostrzegają światło w ludziach. Widzimy Juliana, więc jest w nim światło. To najlepsza wiadomość.

      – Chociaż tyle. – Westchnęłam i wzięłam Arianę pod ramię. – Zdradzisz mi w końcu, co to za niespodzianka? Gondole?

      – Nie takie zwykłe gondole. Cyrkowe! I magiczne.

      Gdy wyszłyśmy z lasku, naszym oczom ukazał się stromy klif, pokryty kępkami zieleni. Na horyzoncie morze spokojnie tasowało fale, a biała piana pieściła linię plaży. Popołudniowe słońce ogrzewało spacerowiczów. Moją uwagę przykuł ozdobiony kwiatami lotosu strumyk. Piękne rośliny miały ponadstandardowe wymiary. Wśród drzew rozbrzmiewała cyrkowa muzyka. Przy drewnianych schodkach, które służyły za pomost i miejsce startowe magicznego spływu, powiewał baner z nazwą cyrku. Nie przytrzymywała go ani jedna linka. W mimie w kraciastym garniturze, który pomagał wchodzić do gondoli, rozpoznałam Igora.

      – Rozstawiliśmy tu dwudniowe miasteczko – wyjaśniła Amelia. – Na końcu spływu czeka karuzela i wata cukrowa, ale najpierw prawdziwe emocje!

      Igor wyciągnął dłoń w moim kierunku i mrugnął.

      – Mam jechać? Sama?

      – To twoja niespodzianka! Zupełnie za darmo! – Ariana klasnęła w dłonie.

      – Gustaw się tu kręci i nic nie robi. Miał puszczać bańki mydlane, ale to zadanie chyba go przerosło – wtrąciła ironicznie Amelia, szukając przyjaciela wzrokiem. – O! Tam jest! Gustaw! Chodź tu!

      – Nie jestem w nastroju do baniek… Wszystkie to wyczuwają i zaraz pękają – mruknął, człapiąc powoli. Ubrany w pasiasty strój, kręcił na palcu złotą kulą, której ścianki się skrzyły. Kula pulsowała, nieznacznie zmieniając swoją wielkość. Przypominała jedną z tych zabawek, które sprzedają uliczni handlarze.

      – W takim razie pojedziesz na dół i będziesz zachęcał do kupna słodyczy – zarządziła Amelia, a Gustaw bez słowa pokiwał głową, wyminął ją i skierował się w stronę zbocza. – Z Alicją! Popłyniecie gondolą.

      – Ach, dobrze, dobrze. – Jeszcze nigdy nie widziałam Gustawa w tak złym humorze. Ciągle obracając przedziwną kulą, skinieniem głowy dał mi znać, żebym ruszyła za nim.

      Igor szarmancko wyciągnął dłoń, gdy wchodziłam po schodkach,


Скачать книгу