Marsz Władców . Морган Райс

Читать онлайн книгу.

Marsz Władców  - Морган Райс


Скачать книгу
Argon zatrzymał się, podniósł wzrok i spojrzał prosto na Garetha. Królewicz poczuł, jak zimny dreszcz przeszył jego ciało, jak przejrzyste oczy druida świdrowały go na wskroś palącym ogniem. Gareth zaczerwienił się. Zaczął zastanawiać się, czy właśnie teraz całe królestwo patrzy na niego, czy ktokolwiek wie, co oznacza to spojrzenie. Zrozumiał, że Argon wie o jego udziale w morderstwie. Jednakże Argon pozostawał tajemniczy, zawsze powstrzymując się przed ingerencją w zawiłości ludzkiego losu. Czy będzie milczał?

      – Król MacGil był dobrym władcą, sprawiedliwym – powiedział powoli Argon swym głębokim, nieludzkim głosem.

      – Przynosił chlubę i sławę swoim przodkom, bogactwo i pokój temu królestwu, jakiego nie było nam dane uświadczyć od wieków. Jego życie zakończyło się przedwcześnie, zgodnie z wolą Boga. Ale pozostawił po sobie spuściznę obfitą i bogatą. Teraz od nas zależy, czy to dziedzictwo utrzymamy i wzbogacimy.

      Zamilkł na chwilę.

      – Wielkie i złowrogie niebezpieczeństwo czyha po każdej stronie naszego królestwa. Za kanionem, chronionym jedynie przez naszą energetyczną tarczę, leżą ziemie barbarzyńców i potworów, które najchętniej rozszarpałyby nas na strzępy. Wewnątrz Kręgu, naprzeciw naszych Highlands, żyje klan, który czeka tylko, żeby nas skrzywdzić. Żyjemy w niesłychanym dobrobycie i pokoju, ale nasze bezpieczeństwo nie będzie trwać bez końca.

      – Dlaczego bogowie zabierają nam kogoś w sile wieku – króla dobrego, mądrego i sprawiedliwego? Dlaczego jego przeznaczeniem była śmierć zadana w ten sposób? Jesteśmy niczym więcej, niż pionkami, kukiełkami w rękach losu. Nawet będąc u szczytu swoich sił, możemy skończyć pod ziemią. Pytanie, z którym przychodzi nam się zmagać, to nie do czego dążymy – ale kim chcemy się stać.

      Argon spuścił głowę. Gareth czuł, jak jego dłonie płoną żywym ogniem od powoli puszczanej liny. W końcu trumna uderzyła o dno z głuchym dźwiękiem.

      – NIE! – rozległ się czyjś krzyk.

      To Gwendolyn. Ogarnięta histerią rzuciła się ku krawędzi otworu, jakby chciała do niego skoczyć. Reece podbiegł szybko, chwycił ją i odciągnął do tyłu. Kendrick podszedł, by mu pomóc.

      Gareth jednak nie miał dla niej współczucia; czuł raczej zagrożenie. Jeśli chciała znaleźć się pod ziemią, mógł to zorganizować.

      O tak, naprawdę był gotów to zrobić.

*

      Thor stał kilka stóp od ciała króla MacGila i obserwował, jak znika w ziemi. Widok ten obezwładniał go bez reszty. Król wybrał urzekające miejsce na swój pochówek – na skraju najwyższego klifu królestwa, sięgające wysoko niemal do samych chmur. Pierwsze słońce wchodziło powoli na nieboskłon, zabarwiając chmury odcieniami pomarańczy, zieleni, żółcieni i róży. Dzień jednak tonął we mgle, która nie chciała ustąpić, jakby to królestwo samo przywdziało żałobę. Stojący obok niego Krohn zakwilił cicho.

      Thor usłyszał pisk, spojrzał w górę na Estopheles, która krążyła na niebie wysoko, przyglądając się im wszystkim. Thor nadal czuł się otępiały; nie mógł uwierzyć w wydarzenia ostatnich dni, że stał teraz tutaj pośród rodziny króla patrząc, jak mężczyzna, którego w tak krótkim czasie zdążył pokochać, znika w ziemi. Wydawało się to niemożliwe. Ledwie go poznał, pierwszego człowieka, który stał się mu prawdziwym ojcem, a tak szybko został mu odebrany. Ponad wszystko, Thor nie mógł przestać myśleć o ostatnich słowach króla:

      Nie jesteś jak oni wszyscy. Jesteś wyjątkowy. Dopóki nie zrozumiesz, kim jesteś, nasze królestwo nie zazna spokoju.

      Co król miał na myśli? Kim był tak naprawdę? W jaki sposób był wyjątkowy? Skąd król o tym wiedział? Co też losy królestwa miały wspólnego z Thorem? A może król tylko majaczył?

      Daleko stąd leży rozległa kraina. Dalej niż Wilds. Dalej nawet niż ziemie smoków. To kraina należąca do druidów. Z niej pochodzi twoja matka. Tam musisz się udać po wszelkie odpowiedzi.

      Skąd MacGil mógł wiedzieć o jego matce? Skąd wiedział, gdzie mieszka? I jakiego rodzaju odpowiedzi miała dla niego? Thor zawsze zakładał, że nie żyje – myśl, że jednak mogła być wśród żywych zelektryzowała go. Był zdecydowany, bardziej niż kiedykolwiek, odszukać ją, znaleźć w jakikolwiek sposób. By poznać odpowiedzi, odkryć, kim naprawdę jest i dlaczego jest taki wyjątkowy.

      W trakcie, kiedy ciało MacGila opadało do grobu przy akompaniamencie bijących dzwonów, Thor zastanawiał się nad okrutnymi zawiłościami losu; dlaczego dane mu było wejrzeć w przyszłość, zobaczyć jak zabijają tego wielkiego człowieka – a jednocześnie pozbawiono go mocy uczynienia czegokolwiek w tym względzie? W pewnym sensie żałował, iż ujrzał to wszystko, że wiedział wcześniej, co się stanie; chciałby być jednym z tych wielu nieświadomych niczego, przypadkowych osób, wstać pewnego dnia i dowiedzieć się, że król umarł. Tymczasem teraz czuł, jakby był częścią tego wszystkiego. W jakiś sposób czuł się winny, jak gdyby mógł bardziej się postarać.

      Zastanawiał się, co teraz stanie się z królestwem. Ziemią bez króla. Kto będzie rządzić? Czy, zgodnie z przypuszczeniami wszystkich, będzie to Gareth? Thor nie mógł wyobrazić sobie niczego gorszego.

      Przyjrzał się zgromadzonym ludziom. Na twarzach arystokracji i możnowładców przybyłych z najdalszych zakątków królestwa dostrzegł surowość i powagę. Z tego, co mówił Reece, stali przed nim potężni i wpływowi ludzie, włodarze tego niespokojnego królestwa. Nie potrafił przestać myśleć o tym, kim mógł być zabójca. Sądząc po wyrazie twarzy tych wszystkich ludzi, każdy był podejrzany. Wszyscy oni będą rywalizować o wpływy. Czy królestwo czeka rozpad? Czy ich armie wystąpią przeciw sobie? Jaki będzie jego los? Co z legionem? Rozwiążą go? Czy wojsko króla również podzieli ten los? Czy Srebrna Gwardia zareaguje buntem, jeśli to Gareth zostanie królem?

      I czy po tym wszystkim, co się stało, ktokolwiek naprawdę uwierzy, że Thor jest niewinny? Czy zmuszą go do powrotu do jego wioski? Miał nadzieję, że nie. Kochał to, co tutaj miał; chciał ponad wszystko pozostać tu, w legionie. Chciał, żeby wszystko było jak dawniej, żeby nic się nie zmieniło. Jeszcze kilka dni temu królestwo wydawało się takie mocne, tak trwałe. MacGil wyglądał, jakby mógł dzierżyć władzę po wieki. Jeżeli coś tak bezpiecznego, tak stałego mogło nagle rozpaść się – jaką nadzieję mogli mieć pozostali. Nic już nie było trwałe dla niego.

      Kiedy Gwendolyn próbowała wskoczyć do grobu za ojcem, Thor poczuł jak jego serce pęka z żalu. Chwilę potem, kiedy Reece powstrzymywał ją przed skokiem, do grobu zbliżyli się służący i zaczęli zasypywać otwór, a Argon kontynuował ceremonialne inwokacje. Przez chwilę jakaś chmura przysłoniła pierwsze słońce. Thor poczuł, jak w ten szybko nagrzewający się poranek, zerwał się zimny wiatr i musnął mu plecy. Usłyszał jęk i spojrzał w dół na Krohna, który odwzajemnił spojrzenie.

      Nie miał pojęcia, co przyniosą kolejne dni, lecz jednej rzeczy był pewien: musi porozmawiać z Gwen. Musi powiedzieć jej, jak mu przykro, jaka rozpacz w nim zamieszkała po śmierci jej ojca, i że nie jest sama. Nawet jeśli zdecyduje się już nigdy z nim nie spotkać, musiał jej wytłumaczyć, że został fałszywie oskarżony, że do niczego nie doszło wtedy w burdelu. Chciał dostać szansę, jedną jedyną, aby wyprostować sprawy, zanim Gwen odprawi go na dobre.

      Kiedy na grób poleciała ostatnia grudka ziemi, a dzwony biły nieustannie, tłum zaczął się przemieszczać: rzędy ludzi ciągnące się po widnokrąg, wijące się wzdłuż klifu, ustawiały się w kolejce do świeżo ubitej ziemi na grobie króla. Każdy poddany trzymał w ręce czarną różę. Thor podszedł do grobu, uklęknął i złożył swoją na pokaźnym już stosie pozostałych róż. Krohn zawył.

      Kiedy tłumy ludzi zaczęły się rozpraszać, kłębić bezładnie i


Скачать книгу