Arabska żona. Tanya Valko
Читать онлайн книгу.przepraszam, to po prostu jej własny spaczony gust – usprawiedliwia się właścicielka, lustrując mnie przy tym ostrym wzrokiem. – Przy pani czystej i nienagannej urodzie oraz perfekcyjnej sylwetce wskazana jest tylko wysublimowana elegancja.
Bierze mnie protekcjonalnie pod rękę i prowadzi do przymierzalni.
– Teraz zajmie się panią profesjonalistka – obiecuje z błyskiem w oku. – Czy do kreacji dopasowujemy dodatki: buty, torebkę, biżuterię? – Pytanie retoryczne. Nie mogę do nowej sukni ubrać moich starych, rozczłapanych czółenek, a najmniejsza torebka z mojej kolekcji jest wielkości chlebaka.
Po chwili zostaję zasypana tiulami, krepami, jedwabiem i satyną. Szefowa nie daje mi jednak nic przymierzyć. To rzuca okiem na sukienkę, to na mnie. W końcu wybiera jedną.
– Ta i żadna inna – mówi pewnym głosem i oczywiście ma rację.
Nie jest to wulgarne kuse mini, lecz elegancka suknia do pół łydki, jednak z bocznym rozcięciem aż do uda. Plecy i dekolt są zasłonięte, ale tylko cieniuteńkim przezroczystym tiulem. Z tego samego materiału uszyto długie wąskie rękawy. Całość jest delikatnie stebnowana srebrną nicią.
– Teraz wyglądasz jak żona profesora. – Ahmed kpi z moich kłamstw. – Muszę chyba nim zostać, tylko że wtedy nigdy nie będzie mnie stać na taką kreację. – Wybucha śmiechem.
– Cicho, przestań – usiłuję go pohamować.
– Ale z ciebie niegrzeczna awanturnica, lecz podobało mi się. Z klasą. – Całuje mnie szarmancko w rękę. – Chciałbym, żebyś się ubierała w takich sklepach. Jesteś tego warta. – Poważnieje.
– Za dużo oglądasz reklam – śmieję się i ze zdziwieniem oglądam swoje odbicie w lustrze. Spogląda na mnie zupełnie inna osoba.
Wychodząc, z dumą i satysfakcją oglądam się za siebie i widzę pogardliwy wzrok i zgryźliwy uśmieszek jeszcze przed chwilą uroczej właścicielki butiku.
– Ahmed – szepczę, kuląc się w sobie ze wstydu. – Ta baba i tak uważa mnie za kurwę. Ona się tylko tak zgrywała, żeby wyciągnąć kasę.
– Ależ ty jesteś dziecko. Oczywiście, że cię nie szanuje. W jej oczach więcej byś była warta, gdybyś przyszła tutaj z zapijaczonym artystą lub członkiem mafii wołomińskiej w dresie.
– Ale była taka miła… – nie mogę uwierzyć.
– Kochanie, pieniądze czynią cuda – zawiesza głos. – Ale nie mogą spowodować, żeby cię ktoś pokochał lub szanował. Dorośnij. Takie życie.
Pierwszy raz jestem na takim balu. Czuję się jak przeniesiona w kadr amerykańskiego serialu o Carringtonach bądź jakichś innych bogaczach czy ludziach z wyższych sfer. Panie hrabio, powóz zajechał… Biedne brzydkie kaczątko lub usmolony Kopciuszek wchodzi na salony i urzeka wszystkich swoją prostotą i naiwnością. Książę się w niej zakochuje, a potem żyją długo i szczęśliwie.
Marmurowa posadzka, długie stoły nakryte białymi obrusami i zastawione porcelaną, papierowe lampiony dające delikatne światło, na parkiecie zaś migające lampy disco – wszystko to zapiera mi dech w piersiach. Po północy niestety całość zaczyna szarzeć i wracać do rzeczywistości.
– Już robi się późno. – Ahmed nachyla się do mojego ucha i przekrzykuje muzykę i wzmagający się gwar. – Zaraz wszyscy powpadają pod stoły i nie będzie już tak przyjemnie.
– Ale się popili – szczerze się dziwię. – Takie wykształcone i eleganckie towarzystwo.
– To chyba u was taka tradycja narodowa – uśmiecha się półgębkiem.
– To wcale nie jest śmieszne – mówię rozzłoszczona. – Raczej żenujące.
– Dla mnie również, więc może chodźmy już, żeby sympatycznie zakończyć wieczór – namawia mnie. – Mam jeszcze szampana w lodówce.
– A ja chciałam, żeby ten bal trwał wiecznie. – Rozżalona, nie słyszę jego ostatnich słów. – Że co? – Z opóźnieniem, jednak do mnie docierają. – To jakaś zuchwała propozycja czy prowokacja? – Kokieteryjnie spoglądam mu w oczy.
– To oferta na kontynuację zaczarowanego wieczoru w nieco odmiennej atmosferze – mówi ze ściśniętym gardłem.
Czuję ogarniające mnie podniecenie i widzę ogień w jego oczach.
– Na co jeszcze czekamy? – Chwytam go za rękę i prawie biegiem przepychamy się do wyjścia.
Mieszkanie jest piękne – duży salon, wygodna sypialnia z garderobą, nowoczesna kuchnia i jasna przestronna łazienka z trójkątną wanną. W salonie na małym stoliczku stoi choinka z czerwono-złotymi dekoracjami. Lampki delikatnie mrugają, dając ciepłe, przyćmione światło.
– Czyżbyś zaczął obchodzić nasze chrześcijańskie święta? – żartuję.
– Chcę je spędzać z tobą – mówi cicho, zabierając ode mnie płaszcz. – Są takie uroczyste i piękne.
– Wasze na pewno też.
– Nie tak kolorowe i pełne muzyki. Choć na urodziny proroka także świątecznie przybieramy drzewka i świecimy lampki. To taka nasza islamska wigilia.
– Poważnie? Nie wiedziałam – dziwię się.
– W ten sposób obchodzimy to święto od niedawna. Chyba nie chcieliśmy być gorsi od was – śmieje się i sadza mnie na skórzanej wygodnej sofie.
– Dobrze, że stamtąd wyszliśmy. Mimo nieciekawej końcówki cały bal był cudowny. Dziękuję ci.
– Teraz tylko takie chwile będą w twoim życiu.
Idzie do kuchni i przynosi oszronioną butelkę szampana. Z kredensu wyciąga kryształowe błyszczące kieliszki.
– Za ten nowy wspaniały rok. Oby spełniły się twoje najskrytsze marzenia. – Pochyla się w moją stronę z napełnionym szkłem.
– Właśnie się spełniają – szepczę i daję mu do pocałowania rozchylone usta.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że tego chcę i że ten mężczyzna jest właśnie tym jednym jedynym, wymarzonym księciem z bajki.
Ahmed bierze mnie na ręce i zanosi do sypialni. Przytłumione światło rzuca blask na wielkie łoże. Powoli ściąga ze mnie piękną wieczorową suknię, tak jakby nie chciał jej uszkodzić lub pragnął przedłużyć tę chwilę w nieskończoność. Znów brakuje mi tchu i kręci mi się w głowie. Płonę z namiętności i najchętniej rzuciłabym się na niego w dzikim szale. On zaś delikatnie całuje moją szyję i podąża w pieszczotach w dół. Zostawia na mnie stanik i majtki i jak na zwolnionych obrotach zdejmuje marynarkę i zaczyna rozpinać koszulę. Za chwilę zwariuję albo eksploduję! Gwałtownie siadam i targam ją na boki. Guziki pryskają na wszystkie strony.
– Tygrysico! – chrapliwie dyszy. – Aż się ciebie boję.
Ciężko pada na mnie i mocno, aż do bólu, ściska moje delikatne dziewczęce piersi. Jęczę z rozkoszy i przejeżdżam paznokciami po jego plecach. Jak przez mgłę słyszę jego zdławiony krzyk. W dzikim szale zrywamy z siebie pozostałe ubranie. Nasze nagie ciała ocierają się i splatają, chłoniemy siebie nawzajem. Czuję jego drżące, lecz mocne palce w moim gorącym, wilgotnym dołku. Nagle coś wielkiego i twardego rozrywa mi krocze. Instynktownie spinam się w sobie i wydaję nieartykułowany, przenikliwy dźwięk, ni to pisk, ni skowyt.
– Docia! – Ahmed zamiera. – Ty jesteś dziewicą?! – mówi zszokowany i zakłopotany.
– A jak myślałeś? Sądziłeś, że masz do czynienia z jedną z pubowych panienek? – gardłowo szepczę, gryząc