Problem trzech ciał. Cixin Liu
Читать онлайн книгу.głowę, uparty reakcjonisto! – Jedna z dziewczyn zdjęła pasek i smagnęła nim Ye.
Miedziana klamra trafiła go w czoło i zostawiła wyraźne wgłębienie, ale szybko przesłoniła je cieknąca krew. Profesor przez parę chwil się chwiał, ale potem znowu stanął sztywno wyprostowany.
Jeden z czerwonogwardzistów powiedział:
– Do mechaniki kwantowej, której nas uczyłeś, też wmieszałeś wiele reakcyjnych idei!
Potem dał znak Shao Lin, żeby kontynuowała.
Shao chętnie spełniła jego polecenie. Musiała mówić, bo w przeciwnym razie jej umysł, który i tak już ledwie działał, zupełnie by się zmącił.
– Ye Zhetai, nie możesz zaprzeczyć temu oskarżeniu! Często prowadziłeś wykłady o reakcyjnej interpretacji kopenhaskiej!
– Przecież jest to wyjaśnienie, które najbardziej zgadza się z wynikami eksperymentów – odparł jej mąż.
Jego spokojny i zrównoważony ton zdumiał i przeraził Shao Lin.
– To wyjaśnienie zakłada, że obserwacja z zewnątrz prowadzi do załamania się funkcji falowej. To kolejny przejaw reakcyjnego idealizmu, i to przejaw najbardziej bezczelny!
– Czy eksperymenty powinny się kierować filozofią, czy filozofia eksperymentami?
Nagły kontratak Ye zszokował osoby prowadzące wiec. Przez chwilę nie wiedziały, co mają robić.
– Oczywiście to eksperymenty naukowe powinny kierować się filozofią, słuszną filozofią marksistowską! – powiedział w końcu jeden z czerwonogwardzistów.
– Równie dobrze można by powiedzieć, że słuszna filozofia spada z nieba. Jest to sprzeczne z tezą, że prawda wyłania się z doświadczenia. To wbrew zasadom marksistowskiego rozumienia przyrody.
Shao Lin i dwaj studenci nie mieli na to odpowiedzi. W odróżnieniu od czerwonogwardzistek, które były jeszcze gimnazjalistkami, nie mogli całkowicie ignorować logiki.
Natomiast owe cztery gimnazjalistki miały własne, ich zdaniem skuteczne, metody. Dziewczyna, która wcześniej uderzyła Ye paskiem, znowu go nim smagnęła. Pozostałe trzy również zdjęły pasy i zaczęły go okładać. Skoro ich towarzyszka wykazała się takim rewolucyjnym żarem, musiały pokazać, że mają go jeszcze więcej, a co najmniej tyle samo, co ona. Studenci nie próbowali ich powstrzymać, żeby nie posądzono ich o brak dostatecznego rewolucyjnego zapału.
– Uczyłeś nas też o Wielkim Wybuchu – powiedział jeden z nich, starając się zmienić temat. – To najbardziej reakcyjna ze wszystkich teorii naukowych!
– Może w przyszłości zostanie ona obalona. Na razie jednak dwa wielkie odkrycia, których dokonano w tym wieku w kosmologii, prawo Hubble’a, potwierdzone przez przesunięcie ku czerwieni, oraz zaobserwowane promieniowanie tła, dowodzą, że teoria Wielkiego Wybuchu jest najbardziej wiarygodnym wyjaśnieniem początków Wszechświata.
– To kłamstwo! – krzyknęła Shao Lin, po czym zaczęła długi wykład o teorii Wielkiego Wybuchu, pamiętając o tym, by wtrącić wnikliwe uwagi krytyczne o jej niezwykle reakcyjnym charakterze.
Świeżość tej teorii rozbudziła jednak zainteresowanie najbardziej inteligentnej z gimnazjalistek, która nie mogła się powstrzymać od zadania pytania:
– Nawet czas zaczyna się od osobliwości? To co było przed tą osobliwością?
– Nic – rzekł Ye w taki sam sposób, w jaki odpowiedziałby na pytanie każdej innej ciekawej młodej osoby. Obrócił głowę i spojrzał na nią życzliwie. Z powodu obrażeń, których doznał, i żelaznej czapki przyszło mu to z dużym trudem.
– N…nic? To reakcyjne! Całkowicie reakcyjne! – krzyknęła przestraszona dziewczyna.
Odwróciła się do Shao Lin, która chętnie przyszła jej z pomocą.
– Ta teoria otwiera miejsce dla Boga – powiedziała, kiwając do niej głową.
Młoda czerwonogwardzistka, zdezorientowana tymi nowymi poglądami, znalazła wreszcie punkt zaczepienia. Podniosła rękę, w której nadal trzymała pas, i skierowała ją w stronę Ye.
– Próbujesz powiedzieć, że Bóg istnieje?
– Nie wiem.
– Co?
– Mówię, że nie wiem. Jeśli przez Boga rozumiesz jakiegoś rodzaju najwyższą świadomość, która jest poza Wszechświatem, to nie wiem, czy ona istnieje, czy nie. Nauka nie dostarcza dowodów ani na jedno, ani na drugie przypuszczenie.
Prawdę mówiąc, w tej koszmarnej chwili Ye skłaniał się ku wierze w to, że Boga nie ma.
To niezwykle reakcyjne stwierdzenie wywołało wielkie poruszenie w tłumie. Pod przewodem jednego czerwonogwardzistów na scenie popłynęła kolejna fala haseł.
– Precz z reakcyjnym akademikiem Ye Zhetaiem!
– Precz ze wszystkimi reakcyjnymi akademikami!
– Precz ze wszystkimi reakcyjnymi doktrynami!
Kiedy tłum ucichł, dziewczyna krzyknęła:
– Bóg nie istnieje! Wszystkie religie są narzędziami wymyślonymi przez klasę rządzącą w celu sparaliżowania ducha ludu!
– To bardzo jednostronny pogląd – rzekł spokojnie Ye.
Młoda czerwonogwardzistka, zakłopotana i zła, doszła do wniosku, że jakakolwiek rozmowa z tym groźnym wrogiem nie ma sensu. Podniosła pas i skoczyła na profesora, a koleżanki poszły za jej przykładem. Ye był wysoki, więc by dosięgnąć jego nadal uniesionej głowy, cztery czternastolatki musiały machać pasami w górę. Po kilku uderzeniach spadła jego wysoka czapka, która nieco chroniła go przed razami. Po gradzie ciosów zadawanych klamrami w końcu upadł.
Zachęcone tym sukcesem gimnazjalistki kontynuowały chłostę z jeszcze większym zapamiętaniem. Walczyły w obronie swojej wiary, swoich ideałów. Były odurzone ostrym światłem, które rzucała na nie historia, dumne ze swego męstwa…
W końcu dwaj byli studenci Ye mieli już tego dosyć.
– Przewodniczący pouczył nas, by „polegać raczej na sile przekonywania niż na przemocy”!
Odciągnęli wpółoszalałe dziewczyny od Ye. Ale było już za późno. Fizyk leżał nieruchomo. Nadal miał otwarte oczy, z jego głowy ciekła krew. Rozgorączkowany tłum zamarł. Jedyną poruszającą się rzeczą była wąska strużka krwi. Płynęła powoli przez scenę, wijąc się jak wąż, dotarła do jej skraju i zaczęła skapywać do pustej skrzynki pod nią. Rytmiczny odgłos spadających kropel brzmiał jak kroki odchodzącego człowieka.
Ciszę rozdarł rechoczący śmiech. Wydobywał się on z ust Shao Lin, która w końcu postradała zmysły. Wystraszył uczestników wiecu, którzy zaczęli opuszczać zgromadzenie, najpierw pojedynczo, a potem hurmem. Pola ćwiczebne wkrótce opustoszały, została tylko młoda kobieta pod sceną.
Była to Ye Wenjie, córka Ye Zhetaia.
Gdy cztery gimnazjalistki odebrały życie jej ojcu, próbowała wbiec na scenę, ale powstrzymali ją dwaj starzy uniwersyteccy woźni i szepnęli jej do ucha, że jeśli tam wskoczy, sama straci życie. Masowy wiec walki klas zmienił się w scenę zbiorowego szaleństwa i jej pojawienie się pobudziłoby tylko zebranych do kolejnego aktu przemocy. Krzyczała wniebogłosy, ale zagłuszyła ją wzburzona fala haseł i wiwatów.
Kiedy w końcu znowu zapadła cisza, nie była już w stanie wydobyć z siebie głosu. Patrzyła na martwe ciało ojca i myśli, których nie mogła wyrazić, rozpuściły się w jej krwi, gdzie miały pozostać do końca