Fjällbacka. Camilla Lackberg
Читать онлайн книгу.zainwestowała pieniądze. To będzie sukces. A zważywszy na to, ile zainwestowałaś, dla nas też będzie niezły pieniądz, gdy otrzymamy zwrot kosztów. Nie płacicie im za wysokich pensji, co? – Podejrzliwie spojrzał na przechodzącą obok nich młodą kobietę.
Vivianne wsunęła mu rękę pod ramię i zaprowadziła do jednego ze stołów.
– Nie ma obaw, pilnujemy kosztów. Anders zawsze umiał liczyć pieniądze. Dzięki niemu zarobiliśmy na Ljuset i mogliśmy zainwestować tutaj.
– Dobrze, że masz Andersa. – Erling usiadł przy nakrytym do kawy stole. – Właśnie, czy Matte się do ciebie dodzwonił? W zeszłym tygodniu wspominał, że chciałby o coś spytać.
Sięgnął po bułeczkę, ale po jednym kęsie odłożył ją na talerzyk.
– A to co?
– Bułka orkiszowa.
– Hmmm… – mruknął Erling. Wolał poprzestać na kawie.
– Nie, nie dzwonił. Widocznie to nic ważnego. Pewnie wpadnie albo zadzwoni przy okazji.
– Dziwne. Wczoraj nie przyszedł do pracy, chociaż nie zgłosił, że jest chory. Rano, jak wyjeżdżałem z biura, też go nie widziałem.
– Na pewno nic się nie stało – odparła Vivianne, sięgając po bułkę.
– Można się dosiąść czy wolicie pogruchać sam na sam? – Anders podszedł cicho, nie zauważyli go. Drgnęli, ale Vivianne od razu się uśmiechnęła i przysunęła bratu krzesło.
Erlinga jak zwykle uderzyło, jak bardzo są do siebie podobni. Jasnowłosi, niebieskoocy, takie same usta o wyraźnie zarysowanej górnej wardze. Ale o ile Vivianne była energiczna i otwarta, określiłby ją nawet jako magnetycznie pociągającą, o tyle jej brat był cichy i zamknięty w sobie. Już kiedy się spotkali po raz pierwszy, w Ljuset, Erling pomyślał, że to typ księgowego. Co bynajmniej nie przynosiło Andersowi ujmy. W grę wchodziły takie sumy, że Erling czuł się pewniej, wiedząc, że finansami zajmuje się ktoś z rzeczowym podejściem do sprawy, ktoś znający się na liczbach.
– Czy Mats się do ciebie odzywał? Erling mówi, że miał jakieś pytania. – Vivianne zwróciła się do Andersa.
– Tak, wpadł w piątek po południu. Bo co?
Erling odchrząknął.
– Właśnie. Pod koniec zeszłego tygodnia wspominał o jakichś wątpliwościach.
Anders kiwnął głową.
– Tak, był u mnie, jak już powiedziałem. Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
– Aha. Dobrze, że wszystko w porządku – powiedział Erling, uśmiechając się z zadowoleniem.
Przed klatką schodową stało dwoje starszych ludzi. Tulili się do siebie. Patrik się domyślił, że to rodzice ofiary. Znaleźli ciało i zawiadomili policję. Wysiedli z Paulą z samochodu i podeszli do nich.
– Patrik Hedström, komisariat w Tanum. To państwo dzwonili? – spytał, choć znał odpowiedź.
– Tak, my. – Mężczyzna miał policzki mokre od łez. Żona przyciskała twarz do jego piersi.
– To nasz syn – powiedziała, nie podnosząc wzroku. – On… tam na górze…
– Pójdziemy zobaczyć.
Mężczyzna zrobił ruch, jakby chciał im towarzyszyć, ale Patrik go powstrzymał.
– Lepiej, żeby państwo tu poczekali. Zaraz przyjedzie pogotowie, zajmą się wami. Paula zostanie z państwem.
Pokazał, żeby odprowadziła ich na bok. Wszedł do klatki. Drzwi na drugim piętrze zastał otwarte na oścież. Nie musiał nawet wchodzić do przedpokoju, żeby stwierdzić, że mężczyzna leżący twarzą do podłogi jest martwy. W potylicy ziała wielka dziura. Rozbryzgi krwi i tkanki mózgowej na podłodze i ścianach zdążyły dawno zaschnąć. Miejsce zbrodni. Patrik pomyślał, że nie ma tu nic do roboty, dopóki Torbjörn Ruud i jego ekipa nie przeprowadzą dokładnych oględzin. Lepiej porozmawiać z rodzicami ofiary.
Zszedł na dół i podszedł do Pauli i starszych państwa. Rozmawiali z załogą karetki. Kobieta miała koc na ramionach, trzęsła się od płaczu. Patrik postanowił spróbować porozmawiać z mężczyzną. Sprawiał wrażenie bardziej opanowanego, choć on też płakał.
– Jesteśmy tam potrzebni? – spytał jeden z ratowników, wskazując na dom.
Patrik potrząsnął głową.
– Jeszcze nie. Czekamy na ekipę.
Zapadło milczenie, przerywane rozdzierającym płaczem kobiety. Patrik podszedł do jej męża.
– Czy mogę z panem zamienić kilka słów?
– Zrobimy wszystko, żeby pomóc, ale nie rozumiemy, kto… – Głos mu się załamał, ale zgodził się pójść z Patrikiem do samochodu. Rzucił jeszcze okiem na żonę, która chyba nie rejestrowała, co się wokół niej dzieje.
Usiedli na tylnym siedzeniu.
– Na drzwiach jest nazwisko Mats Sverin. To państwa syn?
– Tak. Mówiliśmy na niego Matte.
– A pan się nazywa… – Patrik zaczął zapisywać w notatniku.
– Gunnar Sverin. Moja żona ma na imię Signe. Ale dlaczego…
Patrik położył dłoń na jego ramieniu.
– Zrobimy wszystko, żeby ująć sprawcę. Może pan odpowiedzieć na kilka pytań?
Mężczyzna przytaknął.
– Kiedy po raz ostatni widzieliście syna?
– W czwartek wieczorem. Był u nas na obiedzie. Odkąd wrócił do Fjällbacki, często u nas bywał.
– O której wyszedł?
– Chyba zaraz po dziewiątej.
– Czy potem jeszcze się kontaktowaliście? Rozmawialiście przez telefon?
– Nie. Żona zawsze ma mnóstwo obaw. Dzwoniła do niego przez cały weekend, ale nie odbierał. A ja… ja jej mówiłem, żeby mu dała spokój i przestała się o niego trząść. – Z oczu popłynęły mu łzy, zawstydzony wytarł je rękawem.
– Domowego telefonu nie odbierał. Komórki też nie?
– Nie, włączała się poczta głosowa.
– Czy to było dziwne?
– Tak mi się zdaje. Signe chyba za często dzwoni, ale Matte miał anielską cierpliwość. – Znów wytarł oczy w rękaw.
– I dlatego tu przyszliście?
– I tak, i nie. Signe bardzo się niepokoiła. Ja też, chociaż nie chciałem tego okazywać. Ale kiedy zadzwonili z urzędu gminy, że Matte nie przyszedł do pracy… To naprawdę niepodobne do niego. Zawsze taki skrupulatny i punktualny. Ma to po mnie.
– Czym się zajmował w urzędzie gminy?
– Kilka miesięcy temu został szefem działu finansów. Wrócił wtedy do Fjällbacki. Miał szczęście, że dostał tę pracę, bo nie ma tu zbyt wielu posad dla ekonomistów.
– A jak to się stało, że wrócił do Fjällbacki? Gdzie mieszkał przedtem?
– W Göteborgu. – Gunnar napierw odpowiedział na drugie pytanie. – Nie wiemy, dlaczego postanowił wrócić, ale wcześniej spotkało go coś strasznego. Został ciężko pobity przez jakichś ludzi, w centrum miasta, i spędził kilka tygodni w szpitalu. Dziwna