Millennium. David Lagercrantz

Читать онлайн книгу.

Millennium - David Lagercrantz


Скачать книгу
wpadłam w szał. A jednak nic mu nie powiedziałam. Nie miałam siły się awanturować, w każdym razie nie dziś. Wróciłam do domu, zła na wszystko, i nagle uderzyło mnie, że to się po prostu nie składa.

      – W jakim sensie?

      – Przypomniała mi się jego sekcja. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tyle przeszedł. Całe ciało, każde ścięgno, nawet najmniejszy mięsień wskazuje, że jego życie było jedną wielką walką. Może powiem jak jakiś psycholog amator, ale nie chce mi się wierzyć, żeby taki człowiek nagle przestał walczyć i nafaszerował się tabletkami. Moim zdaniem nie można wykluczyć, że ktoś pozbawił go życia.

      Mikael drgnął.

      – Musisz im to powiedzieć. Powinni włączyć do dochodzenia jeszcze kogoś.

      – Oczywiście, zrobię to, ale i tak chciałam ci o tym powiedzieć na wypadek, gdyby policja się nie spisała.

      – Bardzo ci dziękuję – odparł. Przyszła mu na myśl Catrin Lindås, o której mu opowiadała Sofie.

      Przypomniała mu się jej wyprasowana garsonka, plama na żakiecie i hipisowska komuna, w której dorastała. Zastanawiał się, czy o niej wspomnieć. Mogłaby chyba powiedzieć policji coś istotnego. Jednak doszedł do wniosku, że na razie lepiej chronić ją przed Hansem Fastem, więc tylko spytał:

      – Wciąż nie znacie jego tożsamości?

      – Nie, w rejestrze osób zaginionych nie ma nikogo o takich znakach szczególnych. Dopiero co dostałam z NFC sekwencje jego DNA, ale na razie jest to sekwencjonowanie płytkie, autosomalne. Zamówię również analizę jego mitochondrialnego DNA i chromosomu Y, wtedy być może posunę się naprzód.

      – Swoją drogą powinno go pamiętać sporo osób – zauważył Mikael.

      – Co masz na myśli?

      – Facet zwracał uwagę. Ja byłem tego lata wyjątkowo skupiony na sobie, ale inni, jak słyszę, widzieli go. Policja powinna porozmawiać z ludźmi z okolic Mariatorget.

      – Przekażę im.

      Mikael poczuł, że się rozkręcił.

      – I wiesz co…

      – Tak?

      – Jeśli przyjął te tabletki, to mało prawdopodobne, żeby przepisał je lekarz – ciągnął. – Facet nie sprawiał wrażenia kogoś, kto by się zapisywał na wizytę u psychiatry, poza tym wiem nie od dziś, że istnieje czarny rynek takich leków. Policja na pewno ma informatorów w tym środowisku.

      Fredrika Nyman milczała przez sekundę, może dwie.

      – O cholera – powiedziała.

      – Przepraszam?

      – Idiotka ze mnie.

      – Nie wydaje mi się.

      – Naprawdę. Ale wiesz co… bardzo się cieszę, że go pamiętasz. To dla mnie ważne.

      Mikael spojrzał na swoją częściowo spakowaną torbę i poczuł, że już mu się nie chce jechać do Sandhamn.

      MIKAEL BLOMKVIST odpowiedział coś uprzejmie. Fredrika Nyman nie dosłyszała. Zakończyła rozmowę, ale ledwo zwróciła uwagę na Amandę, która stanęła przed nią i spytała, co z kolacją, a nawet przeprosiła za swoje wcześniejsze niemiłe zachowanie. Fredrika mruknęła, żeby dziewczyny zamówiły sobie jedzenie do domu.

      – Co? – spytały.

      – Cokolwiek – odparła. – Pizzę, jedzenie hinduskie, tajskie, czipsy, żelki.

      Nie przejęła się, kiedy spojrzały po sobie, jakby uważały, że oszalała. Zamknęła się w swoim pokoju i napisała wniosek do Zakładu Chemii i Toksykologii Sądowej o pilną segmentową analizę włosów, co naturalnie powinna zrobić już na początku.

      Analiza ujawni nie tylko poziom zopiklonu i dekstropropoksyfenu u denata w chwili śmierci, ale również tydzień po tygodniu kilka miesięcy wstecz. Innymi słowy będzie jasne, czy nadużywał tych substancji przez dłuższy czas, czy też zażył je ten jeden jedyny raz. To istotna część układanki; świadomość tego sprawiła, że zapomniała o córkach, o bólu w kręgosłupie, bezsenności i poczuciu bezsensu, chociaż zupełnie tego nie rozumiała. Przecież ciągle zajmuje się podejrzanymi zgonami i nieczęsto zdarza jej się angażować emocjonalnie.

      Jednak ten człowiek ją zafascynował, może nawet miała nadzieję, że przytrafiło mu się coś dramatycznego. Jakby to pokiereszowane ciało zasłużyło na coś takiego. Dlatego przez kilka godzin siedziała, przyglądając się zdjęciom, i ciągle odkrywała jakieś nowe szczegóły. Patrzyła i w myślach pytała:

      Coś ty przeżył, przyjacielu?

      Przez co musiałeś przejść?

      MIKAEL ZASIADŁ przed laptopem i wyguglował Catrin Lindås. Wiek trzydzieści siedem lat, magister politologii i ekonomii na Uniwersytecie Sztokholmskim, znana konserwatywna dziennikarka i panelistka. Popularna autorka podkastów, publicystka „Svenska Dagbladet”, magazynów „Axess” i „Fokus”, również branżowej gazetki „Journalisten”.

      Zwolenniczka zakazu żebractwa, często zabierająca głos na temat uzależnienia od zasiłków społecznych i niedostatków szwedzkiego szkolnictwa. Monarchistka, domagająca się zwiększenia wydatków na obronę i wsparcia dla rodzin, choć sama chyba nie miała rodziny. Deklarująca się jako feministka, ale często krytykowana przez feministki. Spotykająca się z intensywnym hejtem w sieci zarówno z prawa, jak i z lewa. Lista cytatów z jej wypowiedzi była nieprzyjemnie długa. „Trzeba wymagać”, mawiała często. „Człowiek rośnie od stawianych mu wymagań i obowiązków”.

      Pisała, że nie cierpi mętniactwa, zabobonów i religijnych przesądów, chociaż akurat na ten temat wypowiadała się z większą ostrożnością. Na łamach „Svenska Dagbladet” zamieściła wywód o konstruktywnym dziennikarstwie – reportażu, który nie poprzestaje na demaskowaniu nieprawości, ale również wskazuje drogi naprawy – gdzie napisała, że „Mikael Blomkvist twierdzi, że zwalcza populistów, a w rzeczywistości dostarcza im paliwa, przedstawiając czarny obraz społeczeństwa”.

      Wyrażała także niepokój, że Blomkvist jest przez młodych dziennikarzy postrzegany jako wzór, tymczasem zbyt łatwo przychodzi mu postrzeganie ludzi jako ofiar, bezrefleksyjnie opowiada się przeciw establishmentowi, a powinien szukać rozwiązań, zamiast wynajdywać same problemy. To chyba w porządku, pomyślał.

      Bywało gorzej, zresztą może rzeczywiście coś w tym jest. Mimo to, śmieszna rzecz, ta kobieta napawała go lekkim strachem. Sprawiała wrażenie, jakby potrafiła przejrzeć go na wylot, odkryć, że nie pozmywał naczyń albo się nie wykąpał, nie zapiął rozporka, a jogurt pił prosto z kartonu. Uznał, że w jej spojrzeniu jest coś oskarżycielskiego, jakaś kostyczność, wzmocniona zimną urodą.

      Nie mógł przestać myśleć o niej i o żebraku, o ich paradoksalnym spotkaniu – królowej śniegu z nędzarzem. Odszukał jej numer telefonu i zadzwonił. Nie odebrała, może i dobrze. Przecież to nic takiego. Cała ta historia to nic takiego, powinien wyprawić się do Sandhamn, i to zaraz, zanim będzie za późno. Wyjął z szafy kilka koszul i marynarkę, w razie gdyby chciał pójść na imprezę w Seglarhotellet. W tym momencie zadzwonił telefon. Catrin Lindås odezwała się surowym tonem pasującym do jej wyglądu.

      – O co chodzi?

      Pomyślał, że na początek powie jej kilka miłych słów na temat jej komentarzy, żeby schowała kolce. Ale nie mógł się przemóc, więc tylko spytał, czy nie przeszkadza.

      – Jestem


Скачать книгу