Ostatnia wdowa. Karin Slaughter

Читать онлайн книгу.

Ostatnia wdowa - Karin Slaughter


Скачать книгу
nią. Próbował rozszyfrować sens jej słów. Nie wiedział, czy było to potępienie, czy wyjaśnienie.

      A może ani jedno, ani drugie. Nie całkiem.

      Na szczycie kolejnego podestu wziął głęboki wdech. Przeszywający ból w żebrach przeszedł w tępe ćmienie. Przemieszczając się, Will poczuł lekką poprawę. Pulsowanie w głowie ustało, przelewająca się w brzuchu lawa zaczęła się uspokajać. Odzyskiwał ostrość widzenia. Mózg, który ulatywał mu z głowy jak balon zerwany z uwięzi, wrócił na swoje miejsce w czaszce.

      Wybiegł myślą naprzód, poza przesłuchanie Hurleya. Był pewien, że niczego się od niego nie dowiedzą. Musiał jechać do domu po samochód. Poszuka Nate’a, żeby go podwiózł. W szafie w korytarzu miał policyjny skaner. Chciał go zabrać i urządzić poszukiwanie w miejscach, w których nikt inny nie szukał. Dorastał w samym śródmieściu. Znał złe ulice, zrujnowane domy, gdzie ukrywali się przestępcy.

      Po dotarciu na szóste piętro Amanda otworzyła drzwi prowadzące z klatki schodowej na długi korytarz. Will zobaczył policjantów, dwóch na obu końcach korytarza, jednego przy windzie, dwóch pozostałych przy rozsuwanych szklanych drzwiach.

      Tym przy drzwiach Amanda pokazała odznakę.

      Drzwi się rozsunęły.

      Will spojrzał na próg i zobaczył metalowe szyny wpuszczone w płytki. Wciągnął w płuca tyle powietrza, ile zdołał. Nie mógł zmusić się do zapomnienia, że Sarę uprowadził człowiek skazany za gwałt, ale mógł zachować pozory spokoju, by zrobić wszystko, czego Amanda będzie od niego wymagać, byle tylko uzyskać informacje od Hurleya.

      Wszedł do szpitalnej sali.

      Hurley był przykuty do łóżka. Toaleta i umywalka znajdowały się na otwartej przestrzeni. Prywatność zapewniała jedynie cienka zasłonka. Przez otwarte żaluzje wpadało do środka słońce. Jaskrawe światła były zgaszone. Rozjarzony monitor rejestrował pracę serca.

      Hurley spał. A może tylko udawał. Szwy upodobniły jego twarz do monstrum doktora Frankensteina. Złamany nos został nastawiony, ale szczęka zwisała krzywo.

      Serce biło miarowo, jak wahadło regularnie wychylające się w lewo i w prawo.

      Amanda otworzyła kolejną ampułkę z solami trzeźwiącymi i podsunęła Hurleyowi pod nos.

      Wzdrygnął się gwałtownie, odrzucił głowę, otworzył szeroko oczy.

      Nozdrza rozszerzyły mu się nienaturalnie.

      Monitor pracy serca rozbrzmiał jak alarm pożarowy.

      Will spojrzał w stronę drzwi, spodziewając się pielęgniarki.

      Nikt nie przybiegł.

      Policjanci nawet nie odwrócili się w tę stronę.

      Amanda wyjęła odznakę.

      – Amanda Wagner, zastępczyni dyrektora GBI. Agenta Trenta już miałeś okazję poznać.

      Hurley spojrzał na odznakę, potem na Amandę.

      – Nie przeczytam ci twoich praw, ponieważ to nie jest oficjalne przesłuchanie. Dostałeś morfinę, więc nic, co powiesz, nie zostanie użyte przeciwko tobie w sądzie. – Urwała, czekając na jego reakcję, ale Hurley milczał. – Lekarze ustabilizowali twój stan. Masz zwichniętą szczękę. Zrobią ci operację, kiedy skończą się zajmować pilniejszymi pacjentami. A teraz mamy kilka pytań w związku z dwiema uprowadzonymi kobietami.

      Hurley zamrugał. Czekał. Demonstracyjnie ignorował Willa. Co Willowi odpowiadało, ponieważ gdyby facet spojrzał na niego krzywo, mogłaby zostać z niego krwawa miazga.

      – Chcesz pić? – Amanda rozsunęła zasłonkę przy umywalce i toalecie. Sięgnęła po plastikowy kubeczek, odkręciła kran.

      Will oparł się plecami o ścianę. Wsadził ręce do kieszeni.

      – Byłeś policjantem. – Amanda napełniła kubek wodą. – Znasz zarzuty. Zamordowałeś lub współuczestniczyłeś w zamordowaniu kilkudziesięciu cywilów. Pomogłeś w uprowadzeniu dwóch kobiet. Uczestniczyłeś w spisku mającym na celu użycie broni masowego rażenia. Nie mówiąc o wyłudzeniu świadczenia zdrowotnego na podstawie fałszywych danych. – Amanda podeszła do łóżka z kubkiem wody. – To przestępstwa federalne, Hurleyu. Nawet jeśli jakimś cudem ława przysięgłych nie będzie zgodna co do kary śmierci, i tak nigdy więcej nie odetchniesz świeżym powietrzem.

      Hurley sięgnął po kubek. Kajdanki zadzwoniły o ramę łóżka.

      Amanda przez długą jak wieczność chwilę trzymała kubek, w ten sposób komunikując Hurleyowi, kto tu rządzi. W końcu przysunęła mu kubek do ust. Końcami palców docisnęła mu dolną część szczęki, by mógł chwycić wargami krawędź kubka.

      Przełykał głośno każdy haust wody. Opróżnił cały kubek.

      – Jeszcze? – zapytała.

      Nie odpowiedział, tylko opadł na poduszkę i zamknął oczy.

      – Te kobiety muszą wrócić do domu całe i zdrowe, Hurleyu. – Amanda wyjęła z torebki chusteczkę. Przetarła nią kubek i wyrzuciła go do kosza. – To jedyna chwila w całej tej historii, kiedy dysponujesz jakąkolwiek siłą przetargową.

      Will wpatrywał się w kubek.

      Co Amanda właśnie mu dała?

      – Średnio piętnaście lat zajmuje administracji federalnej zarządzenie kary śmierci. – Amanda przysunęła sobie krzesło i usiadła przy łóżku Hurleya. Założyła nogę na nogę. Strzepnęła kłaczki ze spódnicy. Spojrzała na zegarek. – To ironia losu, ale czy wiesz, że Timothy McVeigh wpadł przez wykroczenie drogowe?

      Zamachowiec z Oklahoma City. McVeigh zdetonował bombę umieszczoną w ciężarówce przed budynkiem władz federalnych. Zabił prawie dwieście osób, ranił prawie tysiąc.

      – McVeigh został skazany na karę śmierci. Spędził cztery lata w wię-zieniu o podwyższonym rygorze we Florence, zanim złożył wniosek do sądu o wyznaczenie daty egzekucji.

      Hurley znowu oblizał wargi. Coś się zmieniło. Jej słowa – a może to, że podstępem skłoniła go do napicia się wody – zachwiały jego spokojem. Amanda ciągnęła swój wywód.

      – Ted Kaczynski, Terry Nichols, Dzokhar Tsarnaev, Zacarias Moussaoui, Eric Rudolph… – Przerwała wyliczanie krajowych terrorystów odsiadujących wielokrotne dożywocie w rzędzie cel zwanym „Rzędem Zamachowców”. – Wiesz, jak jest w ADX?

      Amanda pytała Willa, nie Hurleya.

      Will wiedział, mimo to zapytał:

      – Jak?

      – Więźniowie siedzą w celach przez dwadzieścia trzy godziny na dobę. Jeśli dostaną pozwolenie, mogą je opuścić tylko na godzinę. Decyzja o tym zależy od uznania strażników. A myślisz, że strażnicy są łaskawi dla ludzi, którzy wysadzają innych w powietrze?

      – Nie – odparł Will.

      – Właśnie – powiedziała Amanda. – Ale w celi jest wszystko, co potrzebne do przeżycia. Toaleta jest twoją umywalką i wodotryskiem. Jest czarnobiały telewizor, jeśli masz ochotę oglądać programy edukacyjne albo religijne. Przynoszą ci jedzenie. Okienko ma szerokość dziesięciu centymetrów. Myślisz, że przez dziesięć centymetrów da się zobaczyć wiele nieba, Will?

      – Nie – powtórzył.

      – Prysznic bierzesz w pojedynkę. Jesz w pojedynkę. Jeśli masz fart i zezwolą ci wyjść na spacerniak, niewiele użyjesz. Mają tam dół, który wygląda jak pusty basen. Z jednego końca na drugi jest dziesięć kroków. Trzydzieści, jeśli zaczniesz chodzić


Скачать книгу