Skarb w Srebrnym Jeziorze. Karol May

Читать онлайн книгу.

Skarb w Srebrnym Jeziorze - Karol May


Скачать книгу
lecz ja nie znam tego chłopca i…

      Nagle przerwał, jakby przerażony, ale w mgnieniu oka opanował się i mówił dalej:

      – …nigdy go nie widziałem. A teraz wnieście skargę przeciwko mnie, ale dajcie dowody! Jeśli chcecie mnie potępić dla przypadkowego podobieństwa i zlinczować, to jesteście mordercami, a tego nie przypuszczam po sławnym Old Firehandzie. Oddaję się pod jego opiekę!

      To, że poprzednio przerwał rozpoczęte zdanie, miało bardzo ważną przyczynę. Siedział mianowicie, gdzie leżały trupy, a głowę oparł na jednym z nich. Kiedy go Missouryjczyk posadził, sztywne i pozbawione życia ciało wykonało lekkie poruszenie i potoczyło się; nie mogło nikomu wpaść w oczy, ponieważ trup stracił podporę po usunięciu rudego. Teraz ciało leżało tuż za kornelem, i to w cieniu rzucanym przez niego. A człowiek ów nie był wcale martwy ani nawet ranny. Nalegał do tych, których Old Firehand powalił kolbą swej strzelby. Krew ranionego towarzysza bryznęła mu na twarz i co nadało mu wygląd zabitego. Kiedy wrócił do przytomności, ujrzał, że znajduje się między zabitymi; opróżniano im właśnie kieszenie i zabierano broń. Byłby wprawdzie chętnie się zerwał i uciekł – wiedział, że wrogów jest tylko czterech – ale rzucać się w rzekę nie miał ochoty, a od strony lasu rozbrzmiewał krzyk zbliżających się rafterów. Postanowił więc czekać na pomyślniejszą sposobność. Wyciągnął jednak nóż i schował go w rękaw. Gdy Blenter przystąpił do niego, obrócił go w jedną i drugą stronę, a uważając za zabitego, zabrał wszystko, co znalazł w kieszeniach i za pasem, i pociągnął ku miejscu, gdzie miały leżeć trupy.

      Odtąd tramp obserwował ognisko spod lekko uchylonych powiek, a ponieważ nie był skrępowany, więc w stosownej chwili mógł zerwać się i uciec. Wtem położono na nim kornela, natychmiast przyszła mu do głowy myśl, aby przywódcę uwolnić. Kiedy rudego podniesiono, domniemany trup potoczył się za nim i znalazł się poza plecami kornela, któremu ręce związano w tyle. Podczas gdy kornel mówił i uwaga wszystkich była na niego zwrócona, tramp wyciągnął nóż z rękawa i ostrożnie przeciął mu więzy, po czym wsunął rękojeść noża do ręki, aby ten szybkim ruchem mógł uwolnić swe nogi i, zerwawszy się, uciec. Rudy poczuł dotknięcie na swoich rękach; czuł rękojeść noża, który natychmiast ujął, i tak się tym zdumiał, że na chwilę stracił panowanie nad sobą i zająkał się; ale trwało to zaledwie sekundę.

      Kiedy kornel odwołał się do sprawiedliwości Old Firehanda, ten odrzekł:

      – Tam gdzie ja mam coś do powiedzenia, nie ma miejsca na morderstwo, na tym możesz polegać; ale również możesz być pewny, że nie dam się oszukać barwą twoich włosów. Mogą być farbowane.

      – Oho! Czy można włosy, siedzące mocno na głowie, farbować także na czerwono?

      – Oczywiście – odpowiedział myśliwy z naciskiem.

      – Może ochrą do pieczętowania owiec? – zapytał kornel z wymuszonym uśmiechem.

      – Śmiej się, śmiej! Niedługo będziesz szydził! – odpowiedział spokojnie Old Firehand. – Innych możesz oszukać, ale nie mnie!

      Przystąpił do odebranych jeńcom rzeczy, schylił się, podniósł skórzaną torbę, należącą do kornela, i otwierając ją, rzekł:

      – Przeszukałem to przedtem i znalazłem kilka przedmiotów, których cel był mi niejasny; teraz jednak zaczynam się wszystkiego domyślać.

      Wydobył małą, zakorkowaną flaszeczkę, pilniczek i kawałek gałązki, nie odłupanej jeszcze z kory, a podsunąwszy te trzy przedmioty pod nos rudego, spytał:

      – Dlaczego wozisz te rzeczy ze sobą?

      Twarz zagadniętego stała się cokolwiek bledsza, jednak odpowiedział pewnym tonem:

      – A to dopiero! Wielki Old Firehand troszczy się o takie drobnostki! Kto by to myślał! Flaszeczka zawiera lekarstwo; pilniczek jest dla każdego westmana niezbędnym narzędziem, a ten kawałek drzewa dostał się przypadkiem do torby. Czyście teraz zadowoleni, sir?

      Pytanie to wypowiedział, rzucając szydercze, a przy tym bojaźliwe i badawcze spojrzenie na twarz myśliwego. Ten odpowiedział poważnie a stanowczo:

      – Tak, jestem zadowolony, ale nie z twojej odpowiedzi, tylko z moich wniosków. Trampowi zbyteczny pilnik, zwłaszcza tak mały; większy pożytek przyniosłaby mu piła. Ta flaszeczka zawiera opiłki w spirytusie, a ten kawałek drzewa jest, sądząc po korze, gałęzią obrostnicy. Wiem zaś, że opiłkami obrostnicy, namoczonymi w spirytusie, można zabarwić na czerwono nawet najciemniejsze włosy. Cóż powiesz na to?

      – Że z całego tego uczonego wykładu nie rozumiem ani słowa – odparł gniewnie kornel. – Chciałbym zobaczyć człowieka, któremu mogłaby przyjść do głowy myśl farbowania na rudo czerwonych włosów? Ten drab musiałby istotnie mieć smak godny podziwu!

      – Smak tu jest zupełnie obojętny, idzie tylko o cel. Człowiek, ścigany za zbrodnie, na pewno chętnie zabarwi włosy nawet na czerwono, jeśli przez to zdoła ocalić życie. Jestem przekonany, że jesteś owym poszukiwanym, i jak się tylko rozwidni, zbadam dokładnie twoje włosy.

      – Tak długo nie ma potrzeby czekać – przerwał Fred. – Ma on znak, po którym można go poznać. Kiedy mnie rzucił na ziemię i przydeptał nogą, przebiłem mu nożem łydkę na wylot. Niech pokaże nogę; jeśli to on, będą widoczne owe blizny.

      Nic nie mogło być dla rudego dogodniejsze niż ta propozycja. Gdyby ją wykonano, nie musiałby rozcinać więzów na nogach. Dlatego odpowiedział szybko:

      – Well, mądry chłopcze! Przekonasz się wtedy, że wy wszyscy się mylicie. Dziwię się tylko, że przy całym swym rozumie wymagasz, aby związany człowiek mógł podwinąć sobie nogawice!

      Chłopiec w zbytniej gorliwości podszedł ku jeńcowi, ukląkł, rozwiązał rzemień i próbował odwinąć nogawkę nankinowych spodni; otrzymał jednak od rudego tak silne kopnięcie, że zatoczył się daleko, a kornel, zerwawszy się, zawołał:

      – Good bye, messurs! Zobaczymy się jeszcze! – i podniósłszy nóż, przebił się przez rafterów i znikł między drzewami.

      Ucieczka człowieka, którego byli pewni, tak zaskoczyła rafterów, że stali jak przygwożdżeni. Jedynie Old Firehanda i Ciotkę Droll nie zawiodła wrodzona przytomność umysłu. Skoro tylko kornel zerwał się z postawy siedzącej i podniósł nóż, Old Firehand wykonał skok, chcąc go ująć. Nagle jednak natknął się na nieprzewidzianą przeszkodę; mianowicie tramp, udający zabitego, sądził, że nadeszła chwila dla niego stosowna, bo uwaga wszystkich skierowana była na kornela. Zerwał się i rzucił ku ognisku, aby przerwać koło utworzone przez rafterów. W tej chwili Old Firehand, potężnym skokiem przesadzając ognisko, zderzył się z trampem; chwycić go, podnieść i rzucić o siemię było dla niego dziełem paru sekund.

      – Zwiążcie tego draba! – zawołał Old Firehand i zwracając się w kierunku kornela, któremu to zdarzenie dało czas wyrwać się poza obręb obozowiska, porwał za karabin i złożył się, chcąc go zatrzymać celnym strzałem. Lecz zrozumiał niemożliwość wykonania tego zamiaru, bo Droll znajdował się w równej linii ze zbiegiem i kula mogła go trafić. Dlatego rzucił strzelbę i biegł za nim.

      Rudy kornel zmykał co sił, wiedząc, że tylko w ten sposób ocali swe życie; za nim pędził Droll i byłby go pewnie doścignął, gdyby nie miał na sobie swego sławnego, skórzanego sleeping-gownu – bowiem ta część garderoby okazała się w takim pościgu zbyt niewygodna.

      – Stać, Droll! – wołał Old Firehand do biegnącego przed nim. Ten jednak nie zważał na wołanie i biegł dalej. Teraz kornel, mając ze sobą światło padające od ogniska, znikł w ciemnościach lasu.

      – Stać, na miłość boską, stać, Droll! – zawołał znowu Old Firehand, mocno rozgniewany.

      – Muszę


Скачать книгу