Szalona noc. Christina Lauren
Читать онлайн книгу.tę czynność do mojej listy rzeczy, które chcę zrobić, zanim umrę.
– Jak w pytaniu: „Czy kiedyś cię sclooneyowali?” – upewnia się Oliver.
– Właśnie tak. „Poszliśmy na spacer, a potem clooneyowaliśmy do jakiejś drugiej. Dobranoc”.
Oliver kiwa głową i odkłada długopisy do szuflady.
– Chyba też musiałbym dopisać to do mojej listy rzeczy do zrobienia.
– Widzisz, to nas właśnie łączy – odpowiadam. Jego towarzystwo działa jak xanax, zawsze mnie uspokaja. – Ty byś zrozumiał całą wagę zrobienia czasownika z George’a Clooneya i niezależnie od jego orientacji też chciałbyś spróbować.
– On na pewno jest gejem! – powtarza Nie-Joe głośniej.
Oliver chrząka sceptycznie i w końcu na niego spogląda.
– Chyba jednak nie. Ożenił się.
– Naprawdę? – dziwi się Nie-Joe, opierając się łokciem o ladę. – Ale gdyby był, poleciałbyś na niego?
Unoszę rękę.
– Ja tak. Na sto procent!
– Nie ciebie pytałem – macha ręką Nie-Joe.
– A kto ma być z przodu, kto z tyłu? – dopytuje Oliver. – Bo chcę wiedzieć, czy to ja mam zostać sclooneyowany przez George’a Clooneya, czy może to ja mam clooneyować?
– Oliver – powtarza dobitniej Nie-Joe – to jest, cholera, George Clooney we własnej osobie. Jego nie da się sclooneyować!
– Chyba zaczynamy gadać bzdury – mamroczę.
Obaj mnie ignorują; Oliver wzrusza ramionami.
– No pewnie, czemu nie.
– Czyli spada nam IQ – wtrącam.
Nie-Joe udaje, że chwyta kogoś za biodra i zaczyna poruszać się do przodu i do tyłu.
– O tak. Pozwoliłbyś mu.
Oliver obronnym gestem unosi ramiona i odpowiada:
– Joe, rozumiem, o czym mówimy. Wyobrażam sobie też, jak wygląda seks między mężczyznami. Mówię tylko, że jeśli mam być z facetem, to dlaczego nie ze złym Batmanem?
Macham mu ręką przed nosem.
– A może wrócimy do tego, że mój komiks ma trafić na ekrany?
Oliver odwraca się do mnie, rozluźnia i obdarza tak słodkim uśmiechem, że cała w środku topnieję.
– Jak najbardziej. Lola, to wspaniale – przechyla głowę na bok, niebieskimi oczami patrząc mi prosto w oczy. – Jestem z ciebie cholernie dumny.
Uśmiecham się, po czym zasysam do ust dolną wargę, gdyż kiedy Oliver tak na mnie patrzy, tracę cały spokój. Ale przeraziłabym go, gdybym zaczęła robić do niego maślane oczy; my się tak nie zachowujemy.
– To jak będziesz to świętować? – pyta.
Rozglądam się po sklepie, jakby odpowiedź miała mi nagle z niego wyskoczyć.
– Posiedzieć tutaj? Nie wiem. Może trochę popracuję.
– Nie, ostatnio wciąż jeździsz, a nawet jak wracasz do domu, to wciąż pracujesz – odpowiada.
– Mówi facet, który całe życie spędza w sklepie – prycham.
Oliver mierzy mnie wzrokiem.
– Lola Love, oni robią film z twojej książki – na dźwięk tego przezwiska serce zaczyna mi walić jak oszalałe. – Dzisiaj wieczorem musisz skręcić coś dużego.
– To może u Freda? – zastanawiam się. To nasze zwykłe miejsce. – Po co udawać wyższe sfery?
Oliver kręci głową.
– Lepiej gdzieś w centrum, żebyś nie musiała się przejmować samochodem.
– Ale wtedy ty będziesz musiał jechać aż do Pacific Beach – sprzeciwiam się.
Nie-Joe udaje, że za naszymi plecami gra na skrzypcach.
– Nie przeszkadza mi to – odpowiada Oliver. – Finna i Ansela chyba nie ma, ale zawiadomię dziewczyny – drapie się w zarośniętą brodę. – Chciałbym móc zaprosić cię na kolację czy coś w tym stylu, ale ja…
– Boże, nie przejmuj się – perspektywa Olivera zostawiającego sklep, żeby zabrać mnie na kolację, przyprawia mnie jednocześnie o zawrót głowy i atak paniki. Oczywiście, jeśli wyjdzie z pracy przed zmrokiem, to raczej nie wybuchnie tu od razu pożar, jednak moje ciało odruchowo reaguje paniką. – Pojadę teraz do domu i na osobności trochę powariuję, a potem kompletnie się upiję.
Jego uśmiech całkowicie mnie podbija.
– Dobry pomysł.
– Myślałem, że dzisiaj idziesz na randkę – wtrąca Nie-Joe, wynurzając się zza pleców Olivera z wielkim stosem książek.
Oliver szarzeje.
– Nie. To nie było… to znaczy to nie jest. Nie jesteśmy…
– Randka? – czuję, jak brwi unoszą mi się wyżej, a jednocześnie próbuję nie zwracać uwagi na nagły skurcz żołądka.
– Nie, to nie tak – upiera się Oliver. – To tylko dziewczyna, która pracuje naprzeciwko…
– Allison Hard Rock – wyśpiewuje Nie-Joe.
Serce ucieka mi w pięty. To nie jest tylko dziewczyna z naprzeciwka; to dziewczyna, z której powodu często dokuczamy Oliverowi, bo widzimy, jak on się jej podoba. Jednak zdobywam się na pozornie pozytywną reakcję.
– Daj spokój! – wrzeszczę, klepiąc Olivera w ramię i z dramatycznym francuskim akcentem dodaję: – barrrdzo gorąca laska.
Oliver marszczy się groźnie i z miną przesadnego cierpienia rozciera ramię. Kiwa głową w kierunku Nie-Joego.
– Chciała przynieść nam obu obiad, tutaj do sklepu…
– Taaa, żeby cię przelecieć – wpada mu w słowo Nie-Joe.
– Albo może dlatego, że jest miła – odpowiada Oliver, żartobliwie rzucając mu wyzwanie. – W każdym razie wolę wyjść oblewać film Loli. Napiszę do Allison i dam jej znać.
Na pewno Allison Hard Rock to miła dziewczyna, ale w tej chwili świadomość, że Oliver ma numer jej komórki, że w każdej chwili może swobodnie do niej napisać i zmienić jakieś ich wspólne plany – ta świadomość sprawia, że życzę jej, żeby wpadła pod pociąg, w taki sposób, w jaki była dziewczyna życzy nowej dziewczynie chłopaka wszystkiego najgorszego. Allison jest ładna i sympatyczna, poza tym tak drobna, że zmieściłaby się w mojej torbie. Po raz pierwszy stanęłam przed perspektywą Olivera idącego na randkę, po raz pierwszy nasza przyjaźń została wystawiona na próbę – przynajmniej z tego, co wiem. Pobraliśmy się i rozwiedliśmy w ciągu jednego dnia, jest więc jasne, że tak naprawdę nigdy mu się nie podobałam, ale nigdy też nie rozmawialiśmy o randkach z innymi ludźmi.
Jak powinnam zareagować?
„Chłodno” – postanawiam po sprawdzeniu własnych uczuć. „Cieszyć się jego szczęściem”.
– Po prostu umów się na inny dzień – mówię na głos, uśmiechając się najszczerzej, jak potrafię. – Jest miła. Zabierz ją do „Bali Hai”, to takie ładne miejsce.
Oliver podnosi na mnie wzrok.
– Od dawna się tam wybieram. Ty je uwielbiasz, powinnaś pójść z nami.
– Oliver, nie możesz mnie zabrać na randkę.
Oliver szerzej otwiera oczy