Próba sił. T.S. Tomson
Читать онлайн книгу.tak o przeszłości, dokończyła papierosa, wrzuciła niedopałek do słoika przy drzwiach i udała się pod schody, gdzie zamontowany był specjalny mechanizm, który transportował ją z wózkiem na górę. Gdy już wjechała na piętro, skierowała się do sypialni. Podjechała do łóżka, na które musiała się wczołgiwać, i położyła się.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio przespała więcej niż pięć godzin w ciągu doby. Była dopiero za kwadrans siódma. Postanowiła na chwilę zamknąć oczy.
W tym śnie miała sprawne nogi i szła przez centrum Dashville. Był upalny dzień, po drugiej stronie ulicy zamiast sklepu Duckeya stał namiot, a odgłosy dobiegające ze środka przekonały ją, że to cyrk. Nagle jakiś niski chłopiec chwycił jej dłoń i kazał iść szybkim krokiem w stronę namiotu. Był niezwykle podekscytowany.
– Musisz to zobaczyć Rose, musisz!
– Co takiego? – odparła.
– Chodź, on zaraz zacznie. Zaraz będzie przedstawienie! – krzyczał rozentuzjazmowany chłopak.
– Kto zacznie? – spytała, lecz zanim zdążyła dokończyć, znalazła się w wewnątrz. Tylko że namiot przybrał rozmiar ogromnej hali po brzegi wypełnionej ludźmi. Chłopak mocno ciągnął ją za rękę, przedzierali się przez podekscytowany tłum schodami w dół i gdyby to nie był sen, zastanowiłaby się, jakim cudem schodzą coraz niżej w głąb. Ludzie skandowali, by zacząć przedstawienie, krzyczeli. Łatwo było się domyśleć, iż spektakl się opóźnia. Było parno i duszno, Rose czuła zapach potu mężczyzn, kobiet oraz dzieci. Wszyscy byli mokrzy, w namiocie musiało być ponad pięćdziesiąt stopni.
Przedarli się przez gęsty tłum pod samą arenę. Nagle zgasły światła i tylko jasny, szeroki promień padał na środek sceny, która wyglądała jak w teatrze. Gdzieś zagrała perkusja, wybijając szybkie, rytmiczne wejście i zza kotary wyłonił się mężczyzna. Wszedł wolnym, teatralnym krokiem. Był niski i krępy, odziany w czarny smoking. Na głowie miał wysoki kapelusz, a dłonie zdobiły mu białe rękawiczki. W jednej z nich trzymał mikrofon.
Na trybunach zapadła cisza, wszyscy usiedli na swoich miejscach. Rose też zajęła jedno z nich i wtedy spostrzegła, że młody chłopak gdzieś zniknął.
– Witam was, moi drodzy – powiedział cicho do mikrofonu mężczyzna w smokingu, po czym nagle jego szept przeszedł w ekscytację i krzyk: – CZY JESTEŚCIE GOTOWI NA PRZEDSTAWIENIE?!
Tłum zawrzał.
– TAK! – Zgodnie skandowali ludzie –ktoś krzyknął z głębi trybun:
– CHCEMY PRZEDSTAWIENIA! – krzyczały dzieci, niektóre płacząc z nerwów, ekscytacji i niecierpliwości.
– Dobrze. – Mężczyzna uniósł dłoń, by gestem uciszyć publiczność, i ta jak na komendę umilkła. –Dobrze. Zatem zacznijmy. Niech moja dzielna trupa wprowadzi naszego bohatera!
Zza kotary wyłoniły się dwie czarnoskóre kobiety w białych maskach, na których wymalowany był sztuczny uśmiech. Jedna z nich ciągnęła wózek, na którym siedziała jakaś postać, ale chociaż Rose była najbliżej sceny, nie potrafiła dostrzec szczegółów. Nie była pewna, ale chyba widziała łańcuchy krępujące ręce i nogi tego człowieka. Zobaczyła, że wózek był przeznaczony dla inwalidów. Odruchowo spojrzała w dół, dostrzegając ze zdziwieniem, że znowu ma władzę w nogach. Druga kobieta wniosła skrzynię przykrytą czarną chustą. Widząc to, tłum ponownie ożył. Ludzie zaczęli gwizdać, niektórzy rzucali w scenę butami i puszkami po piwie. Zewsząd dobiegały przekleństwa, pełne wściekłości i nienawiści. Rose nie wiedziała, o co tutaj chodzi, ale poczuła dreszcz strachu.
Mężczyzna ponownie, jednak z lekkim rozbawieniem, uciszył ludzi ruchem dłoni w powietrzu. Rose zaczęła dostrzegać więcej szczegółów. Na wózku inwalidzkim siedział najprawdopodobniej mężczyzna, nieruchomo, z odchyloną do tyłu głową.
– Bracia i siostry! Ten mężczyzna chce wyzbyć się swoich grzechów! Chce wejść do królestwa niebieskiego, by mógł dostąpić miejsca obok Pana. Czy powiecie: alleluja?
– Alleluja! – odparł radośnie tłum.
Rose dostrzegła teraz, że prowadzący to przedstawienie mężczyzna ma na sobie czarną, błyszczącą sutannę zamiast garnituru, w którym był wcześniej. Czarnoskóre kobiety natomiast miały suknie zamiast spódniczek, lecz maski się nie zmieniły, były upiorne i nie pasowały do pięknych, białych sukni. Dostrzegła także, że tłum nie był już tak rozjuszony jak wcześniej. Większość ludzi trzymała w górze ręce z otwartymi dłońmi. Wielu miało przymrużone oczy i nuciło jakąś melodię. Byli w transie. Rose czuła, że jako jedyna tutaj ma trzeźwy umysł.
– Bracia, siostry! Dajmy temu człowiekowi wolność, dajmy mu ukojenie! –Kaznodzieja chodził po scenie w tę i z powrotem, był pobudzony, a jednocześnie skupiony na tym, co robi. – Niech członki jego wolne będą od grzechu! Zaprawdę powiadam wam, lepiej wejść bez nich do królestwa niebieskiego niż z nimi być wrzuconym do piekła, czyż nie? Ten mężczyzna obraził Pana! – Tak! – krzyknął ktoś z oddali, a kilka głosów wnet mu zawtórowało.
– Poznajmy go! – Kaznodzieja energicznym ruchem wskazał na postać na wózku. Poznajmy jego oblicze!
Jedna z kobiet szybkim ruchem ściągnęła mężczyźnie worek z głowy i Rose poczuła, jak zamiera jej serce. To był Charles. Jej Charlie. Jej mąż. Zobaczyła, jak druga kobieta bierze wiadro z wodą i wylewa mu ją na twarz. Ocknął się, krztusząc wodą.
– Charles! – krzyknęła Rose, wyrywając się, ale kobieta obok chwyciła mocno jej rękę, zaciskając dłonie.
Rose jęknęła z bólu. Mężczyzna z drugiej strony gwałtownie chwycił ją w ten sam sposób. Nie mogła się wyrwać. W międzyczasie mimochodem zauważyła, że znowu mają po dwadzieścia kilka lat. Nie pamiętała go już takim. Był silny i młody, a teraz także przerażony. Śmiertelnie przerażony.
– Moi kochani, ten człowiek naszedł mnie dzisiaj, gdy w świetle promieni, w Domu Pana zażywałem oczyszczającej kąpieli. Oczyszczała mnie z brudu i grzechów tego świata. Mężczyzna ten zobaczył to i zapragnął tego samego. Dlatego właśnie jest z nami tutaj! Powiedział mi: „Ojcze pragnę być czysty!” – wykrzyczał do mikrofonu kaznodzieja.
Po krótkiej pauzie, powiedział cicho, prawie szeptem: Czy powiecie: alleluja?
– Alleluja! – wybuchnął tłum.
Rose spostrzegła, że to już nie była hala, a pełnowymiarowy stadion i setki tysięcy osób. Tłum wiwatował coraz głośniej.
Po chwili zapadła cisza. Rose dyszała mocno, jej czoło było zlane potem. Serce biło w piersi, jakby miało zaraz wybuchnąć. Chciała krzyczeć, lecz nie mogła, głos uwiązł jej w gardle.
– Bracia i siostry, ten człowiek, ta istota niedoskonała chce zbliżyć się do Pana. Jeśli chce mu spojrzeć jeszcze kiedykolwiek w oczy, musi sam oczyścić się z grzechu!
Nagle jedna z kobiet zdjęła swoją maskę i założyła ją mężczyźnie na wózku. Przerażoną twarz zakryła maska z wielkim uśmiechem i wąskimi oczami. Twarz kobiety bez maski była smutna i jakby nieobecna. Jej ruchy wyuczone i mechaniczne, jakby nie czuła nic. Zdjęła z drugiego wózka chustę i w górę wzbiło się stado czarnych ptaków. Po chwili zorientowała się, że to kruki.
– Jesteśmy świadkami narodzin nowego człowieka, alleluja!
Tłum wtórował kaznodziei.
– Niech nastanie czystość! – wykrzyczał kaznodzieja.
– Czys-tość!