Outsider. Stephen King
Читать онлайн книгу.ale te dni minęły bezpowrotnie. Reporter, który jako jedyny postanowił zostać tutaj, na Barnum Court – Latynos, którego Alec mgliście kojarzył, ten, co lubił nosić muszkę i w weekendy prowadził prognozę pogody – już sięgał po mikrofon i sprawdzał zasilacz przypięty u pasa.
Drzwi frontowe domu Maitlandów się otworzyły. Sarah zobaczyła swoją matkę i zaczęła wysiadać.
– Poczekaj sekundkę, Sarah. – Alec sięgnął na tylne siedzenie. Przed wyjściem ze swojego domu z łazienki na parterze zabrał dwa ręczniki i teraz podał każdej z dziewczynek po jednym.
– Zasłońcie nimi twarze, tylko zostawcie szparę na oczy. – Uśmiechnął się. – Jak bandyci w filmie, dobrze?
Grace tylko na niego patrzyła, ale Sarah zrozumiała od razu i obwiązała jednym z ręczników głowę siostry. Alec nasunął go na usta i nos Grace, a Sarah w tym czasie zasłoniła swoją twarz. Wysiadły i przemknęły przez ostre światło padające z wozu transmisyjnego, przytrzymując ręczniki pod brodami. Nie przypominały bandytów, raczej małe Beduinki w burzy piaskowej. Najsmutniejsze, najbardziej zdesperowane dzieciaki, jakie Alec w życiu widział.
Marcy Maitland nie ukryła twarzy pod ręcznikiem i to na niej skupił się kamerzysta.
– Pani Maitland! – krzyknął Reporter Pod Muszką. – Jakiś komentarz do aresztowania pani męża? Rozmawiała z nim pani?
Stając przed kamerą (i zwinnie przesuwając się równolegle z nią, kiedy kamerzysta próbował go ominąć), Alec wymierzył palec w Reportera Pod Muszką.
– Jeśli wejdziesz na ten trawnik, hermano, będziesz mógł zadać swoje kretyńskie pytania Maitlandowi z sąsiedniej celi.
Reporter spojrzał na niego z urażoną miną.
– Do kogo z tym hermano? Ja tu wykonuję swoją pracę.
– Nękanie zrozpaczonej kobiety i dwójki małych dzieci – prychnął Alec. – Też mi praca.
Sam jednak nie miał tu nic więcej do zrobienia. Pani Maitland przygarnęła córki do siebie i wciągnęła je do domu. Były bezpieczne – przynajmniej na tyle, na ile to możliwe, choć przeczuwał, że te dwie dziewczynki nieprędko poczują się gdziekolwiek naprawdę bezpiecznie.
Kiedy wrócił do samochodu, Reporter Pod Muszką potruchtał za nim, gestem przywołując kamerzystę.
– Kim pan jest? Jak pan się nazywa?
– Stary Ramol. Zapytaj jeszcze raz, odpowiem tak samo. Nie znajdziecie tu nic ciekawego, więc dajcie tym ludziom spokój, dobrze? Nie mieli nic wspólnego z tym, co się stało.
Alec był świadom, że równie dobrze mógłby mówić po rosyjsku. Sąsiedzi znów powyłazili na trawniki, ciekawi następnego aktu dramatu toczącego się na Barnum Court.
Wyjechał tyłem z podjazdu i skierował się na zachód, świadom także tego, że kamerzysta sfilmuje jego tablicę rejestracyjną i szybko ustalą, kim jest i dla kogo pracuje. Żadna sensacja, ale na pewno wisienka wieńcząca deser lodowy, który zaserwują widzom wiadomości o jedenastej. Pomyślał przelotnie o tym, co się działo w tym domu – o oszołomionej, przerażonej matce próbującej pocieszać dwie oszołomione i przerażone dziewczynki, których buzie wciąż zdobiły barwy drużyny.
„Zrobił to?”, spytał Howiego, kiedy szef zadzwonił i w skrócie przedstawił sytuację. To nie miało znaczenia, robota jak robota, ale zawsze lubił wiedzieć. „Jak myślisz?” „Nie wiem, co myśleć”, odparł Howie. „Wiem za to, jakie będzie twoje następne posunięcie, jak już odstawisz Sarah i Gracie do domu”.
Kiedy Alec zobaczył pierwszy drogowskaz z symbolem płatnej autostrady, zadzwonił do Sheratona w Cap City i poprosił do telefonu konsjerża, z którym w przeszłości był w dobrych układach.
Był w dobrych układach z większością z nich.
1 Za Biblią Tysiąclecia, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań–Warszawa 1988.
2
Ralph i Bill Samuels siedzieli w gabinecie Ralpha, z poluźnionymi krawatami i rozpiętymi kołnierzykami. Reflektory telewizyjne za oknem zgasły przed dziesięcioma minutami. Świeciły się wszystkie cztery guziki na telefonie służbowym Ralpha, ale odbieraniem zajmowała się Sandy McGill i będzie to robiła do jedenastej, kiedy zmieni ją Gerry Malden. Na razie miała proste, choć dość monotonne zadanie − powtarzać: Policja Flint City nie udziela komentarzy. Śledztwo jest w toku.
Tymczasem Ralph rozmawiał przez swój telefon. Właśnie schował go do kieszeni marynarki.
– Yune Sablo pojechał z żoną do teściów. Mówi, że odkładał to już dwa razy i teraz nie miał wyjścia, jeśli nie chciał przez następny tydzień spać na kanapie; podobno jest bardzo niewygodna. Wróci jutro i oczywiście będzie obecny podczas stawiania w stan oskarżenia.
– W takim razie wyślemy do Sheratona kogoś innego – stwierdził Samuels. – Szkoda, że Jack Hoskins ma urlop.
– E tam – rzucił Ralph, ku rozbawieniu prokuratora.
– No dobra, tu mnie masz. Nasz Jackie może nie jest najgorszym detektywem w stanie, ale przyznaję, że niewiele mu brakuje. Znasz wszystkich detektywów z Cap City. Dzwoń, aż jakiegoś złapiesz.
Ralph pokręcił głową.
– Najlepszy byłby Sablo. Zna sprawę, jest naszym łącznikiem z policją stanową. Nie pora im się narażać, zważywszy na to, jak nam dziś poszło. Delikatnie mówiąc, nie tak, jak oczekiwaliśmy.
To było niedopowiedzenie roku, może nawet stulecia. Zupełne zaskoczenie Terry’ego i jego wyraźny brak poczucia winy wstrząsnęły Ralphem jeszcze bardziej niż nieprawdopodobne alibi, jakie podał. Czy to możliwe, że siedzący w nim potwór nie tylko zabił chłopca, ale i wymazał ten czyn z jego pamięci? A potem… co? Wypełnił lukę zmyśloną szczegółową historyjką o konferencji nauczycieli w Cap City?
– Jeśli kogoś tam zaraz nie wyślesz, ten gość od Golda…
– Alec Pelley.
– Tak, on. Pierwszy dostanie do ręki nagrania z hotelowego monitoringu. O ile jeszcze je mają.
– Na pewno. Trzymają wszystko przez trzydzieści dni.
– Jesteś absolutnie pewien?
– Tak. Ale Pelley nie ma nakazu.
– Daj spokój. Myślisz, że go potrzebuje?
Nie, nie miał co do tego złudzeń. Alec Pelley ponad dwadzieścia lat służył w policji stanowej. W tym czasie na pewno zawarł wiele znajomości, a skoro dziś pracował dla tak wziętego adwokata jak Howard Gold, bez wątpienia starannie je pielęgnował.
– Wygląda na to, że twoja decyzja o publicznym aresztowaniu była błędem – powiedział Samuels.
Ralph spojrzał na niego twardo.
– Zgodziłeś się na to.
– Bez większego entuzjazmu. Bądźmy ze sobą szczerzy, skoro wszyscy poszli do domu i jesteśmy tylko my, kumoszki. Przejąłeś się tą sprawą.
– Pewnie, że tak. I nadal się przejmuję. A skoro jesteśmy tu tylko my, kumoszki, pozwól, że przypomnę, iż nie ograniczyłeś się do wyrażenia zgody. Jesienią wybory, a głośne, dramatyczne aresztowanie nie zaszkodziłoby twoim notowaniom.
– Przez myśl mi to nie przeszło. – Samuels nie brzmiał zbyt przekonująco.
– Niech będzie. Nie przeszło ci to przez myśl, po prostu popłynąłeś z prądem, ale jeśli sądzisz, że kazałem go aresztować na stadionie tylko przez wzgląd na mojego syna, radzę, żebyś jeszcze raz obejrzał zdjęcia z miejsca zbrodni i przypomniał