Tron prawdy. Duet. Tom 2. Pepper Winters
Читать онлайн книгу.jesteś suką.
– A ty zwyczajnym draniem. Chyba jesteśmy kwita.
Skrzyżował ręce na piersi, podczas gdy ja opuściłam łańcuch na kolana. Skórzane kajdanki zaczęły mi ciążyć.
– Idealny sposób na zepsucie takiego miłego lunchu, Noelle. – Wstał, wziął swój talerz, a następnie szybko podszedł do mnie i zabrał mój. – Czy świadomość, że nadal jesteś tak zajebiście napuszona, poprawia ci nastrój?
Nie pozwoliłam, by cień rzucany przez niego na moją osobę mnie upodlił. Wyprostowałam się i spojrzałam mu prosto w oczy.
– Po pierwsze, mam na imię Elle. Nigdy nie lubiłam i nigdy nie polubię „Noelle”. A po drugie, tak, bardzo mi miło, gdy mogę wyciągać wszystkie twoje wady i pokazywać ci, że wiem, iż to wszystko… – machnęłam mu przed nosem pierścionkiem zaręczynowym, który niedawno próbowałam ściągnąć z palca – …to oszustwo.
Mówiłam przez łzy wściekłości, moje serce szaleńczo waliło.
– Jesteś taki jak on. Wymuszasz na mnie zaręczyny i oczekujesz, że się na nie zgodzę! – Zaśmiałam się z niedowierzaniem. – Jeśli chodzi o Penna, zachowałam się jak idiotka. Powinnam się wcześniej zorientować. Powinnam pogrzebać w jego przeszłości, ale tego nie zrobiłam, bo spod jego kłamstw prześwitywała normalność.
Spojrzałam pogardliwie na Grega.
– Ale gdy patrzę na ciebie, widzę tylko zepsutą chciwość. Wyczuwam wyłącznie głód rzeczy, na które nigdy nie zapracowałeś i nie zapracujesz.
Zwinęłam dłonie w pięści w chwili, kiedy spadł na mnie cios.
Trafił mnie w kość policzkową, w to samo miejsce, co poprzednio, i wiedziałam, że za chwilę pojawi się ciemny siniak.
Moja głowa odskoczyła na bok, uderzyłam brodą w ramię i wyciągnęłam ręce, żeby przytrzymać się stołu. Złapałam się krawędzi – mało brakowało, a spadłabym z krzesła i runęła u stóp Grega.
Wiedziałam, że do tego dojdzie, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Musiałam go zbesztać jak naiwne, głupie dziecko, bo tym właśnie był.
Dzieckiem.
Małym, nieokrzesanym chłopcem, który potrzebował połajanki.
– To był ostatni raz, gdy tak do mnie mówiłaś. – Jego wściekły oddech poruszał moimi włosami. – Słyszysz?
Zamrugałam i odważyłam się delikatnie pokręcić głową. Świat zaczął się prostować. Ból mijał. Usiadłam głębiej na krześle, oparłam łokcie na stole i schowałam głowę w dłoniach. Łańcuch i kajdany mi przeszkadzały, ale ukryłam się za zasłoną potarganych włosów i dotknęłam opuchniętego, gorącego policzka.
Aua. Boże, jak boli.
Tym razem płakałam z fizycznego bólu, a nie z frustracji. Nie próbowałam powstrzymać łez, gdy smutno rozpryskiwały się na blacie stołu w miejscu, w którym przed chwilą stał mój lunch.
Greg poszedł do kuchni i wrzucił naczynia do zlewu. Rozległ się głośny brzęk, ale on nie zwrócił na to uwagi. Po chwili wrócił do mnie, złapał mnie za łokcie i podniósł z krzesła.
– Elle, chcesz walczyć? Zajebiście, będziemy walczyć. – Zaciągnął mnie do salonu i machnął ręką w stronę korytarza. – Wybieraj. Łóżko albo kanapa.
Wzdrygnęłam się, z całych sił próbując zignorować ból pulsujący w mojej głowie.
– Co?
– Łóżko albo kanapa.
– Nie wiem, co to znaczy.
Przycisnął nos do mojego nosa.
– Będę cię pieprzył. Wolisz, żebym przerzucił cię przez oparcie kanapy jak dziwkę, czy przeleciał w łóżku jak narzeczoną?
Wszystko zrobiło się czarne i zimne.
Tak bardzo zimne.
Skurczyłam się w jego objęciach, cofnęłam się, obręcz na mojej kostce zabrzęczała, po raz trzydziesty siódmy nastąpiłam na łańcuch, raniąc kolejną część swego ciała.
– Greg, przestań. Nie chcę tego.
– No to masz, kuźwa, pecha. Musisz znać swoje miejsce. Elle, nie jesteś już moją szefową ani prezeską. – Zniżył głos i wysyczał: – Ja jestem prezesem.
Złapał mnie za włosy i rzucił na kanapę. Szorstki materiał szarpał moją koszulkę niczym rzep. Próbowałam przewrócić się na bok, by dostać się do drugiego końca kanapy i wstać.
Greg złapał mnie za łańcuch przy kostce.
Satyna na moich biodrach uniosła się, odsłaniając moje krocze.
Spojrzał na mnie chciwie, ale ja zasłoniłam się dłonią.
– Nie dotykaj mnie.
– Zrobię o wiele więcej niż dotykanie.
– Będę krzyczeć.
Wyszczerzył się.
– Nikt cię nie usłyszy.
– Zabiję cię.
– Chciałbym to zobaczyć.
Moja wściekłość stała się żrąca, wypalała mnie od wewnątrz. Trzęsłam się tak bardzo, że szczękałam zębami.
Pochylił się nade mną, cały czas trzymając za łańcuch. Nie miałam dokąd uciec. Zgiął się wpół, złapał mnie za gardło i przycisnął do kanapy.
Cały czas miałam skrzyżowane nogi i zaciśnięte uda, cały czas zasłaniałam się dłonią.
– Pocałuj mnie. Pokaż mi, że umiesz być miła, a podczas naszego pierwszego razu będę delikatny.
Naplułam mu w twarz.
To był kiepski pomysł.
Naprawdę bardzo kiepski.
Ale nie miałam wyjścia, bo nie mogłam go pocałować. Nigdy nie oddałabym mu niczego dobrowolnie, bo nienawiść do niego zamieniłaby się w nienawiść do samej siebie.
Czas zwolnił.
Greg podniósł rękę, starł ślinę z twarzy. Nie odrywając ode mnie wzroku, wytarł dłoń o dżinsy i pokręcił głową.
– Zapłacisz za to.
Zrobił bardzo okrutną minę, złapał mnie za łokcie i podniósł z kanapy, tak jakbym nic nie ważyła.
– Nie! – Waliłam go w pierś, a on obszedł kanapę i przycisnął moje nogi do jej oparcia.
– Tak. – Odwrócił mnie, przyparł do podłokietnika i przejechał dłońmi po moim kręgosłupie aż do pośladków. – Elle, przygotuj się na bycie miłą. Bo ja z pewnością nie będę dla ciebie miły.
Rozdział 12
Penn
Z domku roztaczał się widok na jezioro, nie na las.
Przed domkiem stał dodge, a nie porsche.
Ten domek nie był pusty – była w nim Elle.
Echem odbijał się tutaj krzyk, a nie cisza.
Kurwa!
Ponownie przekląłem fakt, że zostawiłem swojego mercedesa na początku drogi w nadziei, że uda mi się zaskoczyć Grega. Poświęciłem trochę czasu na przedarcie się przez krzaki i ciernie, tak by pozostać niezauważonym.
Im bardziej