Wzlot Persopolis. James S.a. Corey

Читать онлайн книгу.

Wzlot Persopolis - James S.a. Corey


Скачать книгу
były kulki moczu unoszące się w pomieszczeniach mieszkalnych. Możliwość siedzenia na sedesie w ubikacji załogowej i odprężenia się przez chwilę to było coś, co bardzo sobie ceniła. Chociaż – jeśli przyjrzeć się temu bliżej – traktowanie tej czynności jak luksus nie było zbyt wyrafinowane.

      Bobbie sięgała właśnie do tyłu, do dozownika chusteczek czyszczących zamocowanego na ścianie, gdy ciążenie znikło bez żadnego ostrzeżenia. Energia ruchu wykręcenia korpusu wysłała ją w powietrze wprost z deski klozetowej ze spodniami wciąż spuszczonymi poniżej kolan. Na szczęście Ros natychmiast aktywował system próżniowy ubikacji i oszczędził jej konieczność unikania unoszących się wydalin.

      Krzyknęła, wirując w powietrzu ciągnącym ją za biodra.

      – Ros, połącz mnie z mostkiem!

      – Jo. – Niemal natychmiast odpowiedział pilot. – Gdzie jes...

      – Nie dałeś nawet pieprzonego światła ostrzegawczego? Siedziałam w kiblu, sikając, i nagle musiałam podciągać spodnie w nieważkości!

      – To nie moja robota – odpowiedział Aleks. – Wygląda na... ach. Czekaj.

      Z głośnika zabrzmiał głos Naomi zgłaszającej się na innym kanale.

      Aleks? Wszystko w porządku?

      – Właśnie miałem ciebie pytać – odparł Aleks. – Jakaś zmiana planu? Naomi? Bobbie? Chyba mamy problem.

      Nie potrzeba było nawet słów, wystarczył jej ton głosu Aleksa. Bobbie oparła się stopą o ścianę, zaczepiła drugą o uchwyt i podciągnęła spodnie.

      – Potwierdzam – rzuciła bezbarwnym, pozbawionym emocji głosem starej marine, przejmującej kontrolę. – Już lecę.

      Kiedy przybyła na miejsce, zastała Holdena i Amosa unoszących się tuż za drzwiami prowizorycznego aresztu. Oglądali ekran ścienny, który ktoś wyrwał ze ściany. Oczywiście, nie było tam więźnia.

      – Jak długo go nie ma? – zapytała Bobbie, zatrzymując się ręką o futrynę drzwi.

      – Ros zaczął rzucać błędami z tych drzwi prawie godzinę temu – krzywiąc się, odpowiedział Amos. – To moja wina, kapitanie. Powinienem był zwracać uwagę, ale byłem...

      – Daj spokój – rzucił Holden. – Skupmy się na powstrzymaniu go przed dalszymi zniszczeniami.

      – Skoro zdołał wyłączyć silnik i obrócić statek, to siedzi w maszynowni – skomentowała Bobbie.

      – Dokładnie tam jest – potwierdził Holden. – Naomi pracuje nad tym, żeby uniemożliwić mu narobienie za dużego bałaganu, ale ma tylko dostęp zdalny, a ten gość wykazał zaskakujące umiejętności techniczne.

      – Opcje? – zapytała Bobbie.

      Sytuacja taktyczna była dalece nieoptymalna. Jeśli więzień zamknął się w maszynowni i zdołał też zablokować warsztat poziom wyżej, to musieli przeciąć lub przebić dwa włazy tylko po to, żeby się do niego dostać. Nawet przy Naomi hakującej systemy sterowania fizyczna bliskość reaktora dawała Houstonowi opcje, których Naomi nie miała. A Bobbie wcale się to nie podobało.

      Holden przez chwilę stukał palcami w nogę, co nadawało mu w nieważkości prawie niezauważalny ruch wirowy.

      – Jeśli uzna, że nie ma żadnego wyjścia, może z czystej złośliwości wysadzić reaktor – stwierdził Holden, powielając wnioski Bobbie. – Czyli standardowy szturm musi być ostatnią opcją. Amos, ty za to odpowiadasz. Niech Clarissa pomoże ci zainstalować obejście czujnika drzwi do warsztatu, żebyś mógł je przeciąć, nie ostrzegając Houstona. Potem załóż ładunek kumulacyjny na drzwi do maszynowni i czekaj na mój sygnał.

      – Jasne – rzucił Amos i odepchnął się w głąb korytarza.

      Wyciągnął już swój ręczny terminal i mówił do niego.

      – Złotko? Podejdź do włazu warsztatu...

      – Jeśli nie robię szturmu, to... – zaczęła Bobbie, ale Holden przerwał jej, kręcąc głową.

      – Chcę, żebyś użyła rufowego włazu technicznego. Możesz go podejść od tyłu. To powinno pozwolić nam uniknąć bardzo ryzykownego przebijania się.

      – Dobra – odpowiedziała Bobbie, przeciągając to słowo. – Ale ten właz jest niedostępny przy włączonym silniku.

      – Naomi dopilnuje, żeby został wyłączony.

      – A jeśli nie.

      – To się usmażysz – potwierdził Holden, kiwając głową. – Ale nie mamy zbyt wiele czasu. Nie wiemy, jak długo Houston będzie czekał, zanim zdecyduje, że śmierć w kuli ognia jest bardziej romantyczna od gnicia w więzieniu.

      – Betsy nie zmieści się do tego tunelu technicznego.

      – Owszem, nie zmieści się – zgodził się Holden. – Ale jestem pewien, że i tak zdołasz mu skopać tyłek.

      – Nie wątpię.

      – No to się szykuj, marine. Wychodzisz na zewnątrz.

      Bobbie nie była szczególnie dobrym mechanikiem okrętowym, ale wiedziała, jak kręcić kluczem i umiała poprawnie używać spawarki. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat mieszkania na pokładzie Rosynanta całkiem sporo czasu spędziła na zewnątrz statku. Czasami z Amosem, który z sobie tylko znanego powodu nazywał ją Babs i który często zakładał, że wie, co robi nawet w sytuacjach, gdy tak naprawdę nie wiedziała. Czasami z Clarissą, której okazjonalnie zdarzało się zwracać do niej per Roberta, i która wyjaśniała jej każdą procedurę ze wszystkimi możliwymi szczegółami jak komuś, kto nie znał nawet podstaw.

      I z czasem, praktycznie nieświadomie, stali się jej rodziną. Wciąż miała na Marsie braci, bratanice i siostrzeńców, z którymi była faktycznie spokrewniona, ale rzadko z nimi rozmawiała. Nawet wtedy zawsze były to nagrane wiadomości przesyłane przez kosmos w laserowej wiązce. Zamiast tego miała Amosa, szorstkiego starszego brata, który pozwalał jej spieprzyć coś podczas naprawy i śmiał się z niej, a potem to naprawiał i nigdy więcej nie wspominał o sprawie, oraz Clarissę, irytującą mądralę, młodszą siostrę, otoczoną zasadami, listami procedur i formalnością jak pancerzem chroniącym bardzo wrażliwy środek.

      A do tego Holden i Naomi, których nie mogła nie traktować jak rodziców okrętowej rodziny. Aleks, najlepszy przyjaciel, jakiego kiedykolwiek miała, i osoba – jak uświadomiła sobie niedawno – z którą bardzo chciała się zestarzeć, choć nigdy nie widziała go nago. Dziwna grupa do zakochania się, do przyjęcia za własną rodzinę i plemię, a jednak. I absolutnie tego nie żałowała.

      A teraz zagrażał im Payne Houston.

      – Spieprzyłeś, gościu – rzuciła pod nosem, zatrzymując dryf przy awaryjnym panelu dostępowym komory reaktora. – Spieprzyłeś to koncertowo.

      – Powtórz? – zabrzmiał w jej uchu cichy głos Aleksa.

      Bobbie uświadomiła sobie, że w drodze ze śluzy załogowej na rufę statku zostawiła otwarty kanał przy niskim poziomie głośności.

      – Nic takiego – rzuciła, z powrotem zwiększając głośność. – Jestem na pozycji.

      – Przełączam cię z powrotem na główny kanał – odpowiedział Aleks, a potem nagle usłyszała dyszenie pięciu osób.

      – Raport – rzucił Holden.

      – Przeszliśmy bez problemu przez drzwi warsztatu i Złotko mówi, że nie aktywowaliśmy żadnych alarmów. Ładunek penetracyjny gotowy. Wystarczy sygnał. – Głos Amosa, był spokojny i lekko rozbawiony.

      Równie


Скачать книгу