Wojna makowa. Rebecca Kuang

Читать онлайн книгу.

Wojna makowa - Rebecca Kuang


Скачать книгу
be08a1d7dc74.jpg"/>

      Spis treści

      Karta tytułowa

      Trylogia Wojen makowych

      CZĘŚĆ PIERWSZA

      Rozdział 1

      Rozdział 2

      Rozdział 3

      Rozdział 4

      Rozdział 5

      Rozdział 6

      Rozdział 7

      Rozdział 8

      Rozdział 9

      CZĘŚĆ DRUGA

      Rozdział 10

      Rozdział 11

      Rozdział 12

      Rozdział 13

      Rozdział 14

      Rozdział 15

      Rozdział 16

      Rozdział 17

      Rozdział 18

      Rozdział 19

      Rozdział 20

      CZĘŚĆ TRZECIA

      Rozdział 21

      Rozdział 22

      Rozdział 23

      Rozdział 24

      Rozdział 25

      Rozdział 26

      Podziękowania

      Rebecca F. Kuang

      Karta redakcyjna

      Okładka

      Dla Iris

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      This ebook was bought on LitRes

      Rozbierz się.

      – Co? – Rin aż zamrugała.

      Urzędnik zerknął na nią znad swojej książeczki.

      – Obowiązkowa procedura zapobiegania ściąganiu. Jeśli już musisz, idź do niej. – Wskazał na drugą stronę pomieszczenia, gdzie czekała jego koleżanka.

      Rin z całych sił zaplotła ramiona na piersi i podeszła do urzędniczki. Moment później została wprowadzona za parawan i bardzo drobiazgowo przeszukana. Egzaminatorzy chcieli mieć pewność, że nie przemyca ściągawki w żadnym z naturalnych otworów ciała. Na koniec wciśnięto jej do ręki bezkształtny niebieski worek.

      – Załóż to – poleciła urzędniczka.

      – Czy to naprawdę konieczne? – Podzwaniając zębami, Rin zaczęła się rozbierać.

      Fartuch egzaminacyjny okazał się na nią stanowczo za duży; dłonie ginęły w fałdach materiału i Rin musiała kilka razy podwinąć rękawy.

      – Tak, konieczne. – Urzędniczka wskazała dziewczynie gestem ławkę. – Przed rokiem aż u dwanaściorga kandydatów znaleźliśmy wszyte w ubrania ściągawki. Musimy się zabezpieczyć. Otwórz usta.

      Rin posłusznie wykonała polecenie.

      Urzędniczka obejrzała jej język, unosząc go cienkim pręcikiem.

      – Żadnych odbarwień, to dobrze. Oczy szeroko otwarte.

      – Po co ktokolwiek miałby się narkotyzować przed egzaminem? – zdziwiła się Rin, kiedy urzędniczka zajrzała jej pod powieki. Odpowiedź nie padła.

      Zadowolona kobieta odprawiła Rin skinieniem na korytarz, gdzie w niezbyt zdyscyplinowanym szeregu czekali pozostali kandydaci na studentów. Dłonie mieli wolne, a twarze jednakowo ściągnięte niepokojem. Nie przynieśli ze sobą na egzamin żadnych przyborów – ostatecznie pióra można było wydrążyć i ukryć w nich ruloniki z rozwiązaniami zadań.

      – Ręce przez cały czas będziecie trzymać na widoku – zadysponował urzędnik, który wyszedł właśnie przed uczniów. – Rękawów nie wolno opuszczać poniżej łokcia. Od tego momentu przestajecie ze sobą rozmawiać. Kto będzie musiał się wysikać, podniesie rękę. Z tyłu sali znajdziecie wiadro.

      – A jak srać mi się zachce? – spytał jakiś chłopak.

      Urzędnik zmierzył go przeciągłym spojrzeniem.

      – No co? – rzucił chłopak tonem usprawiedliwienia. – Egzamin ma trwać dwanaście godzin.

      – We wzmiankowanej sytuacji – mężczyzna wzruszył ramionami – postaraj się zrobić swoje po cichu.

      Rin była od samego rana zbyt zdenerwowana, by przełknąć choć kęs. Mdłości dostawała już na samą myśl o jedzeniu. Pęcherz i jelita miała puste. Pełen był tylko jej umysł, niemal do rozpuku wypchany oszałamiającą wielością matematycznych wzorów, wierszy, rozpraw i ważnych dat historycznych, które miała przelać na karty egzaminacyjnego kajetu. Była gotowa.

      W sali egzaminacyjnej przygotowano miejsca dla setki kandydatów. Ławki ustawiono w schludne rzędy po dziesięć. Na blatach czekały ciężkie kajety, kałamarze i pędzelki pisarskie.

      W większości pozostałych prowincji Nikan trzeba było odcinać od świata całe ratusze, by pomieścić tysiące chętnych przystępujących rokrocznie do egzaminu. Małe Tikany było jednak niewielką wioską w Prowincji Koguta, zamieszkaną głównie przez chłopów i obszarników. Tutejsze rodziny zdecydowanie bardziej potrzebowały rąk do pracy w polu niż wykształconych na uniwersytetach darmozjadów. W Tikany od zawsze wystarczała ta jedna jedyna sala.

      Rin weszła w ślad za pozostałymi uczniami i zajęła wyznaczone miejsce. Wyobraziła sobie, jak muszą wyglądać z góry: równiutkie


Скачать книгу