Ktoś tu kłamie. Jenny Blackhurst

Читать онлайн книгу.

Ktoś tu kłamie - Jenny Blackhurst


Скачать книгу
href="#u09a35b24-6b94-5708-88c0-1ea74d007179">75

      85  76

      86  77

      87  78

      88  79

      89  80

      90  Epilog. Erica

      91  Podziękowania

      92  Przypisy

      Dla mojego cudownego siostrzeńca Nyjaha;

      twój uśmiech jest wart tysiąca słów.

      Prolog

      Erica

      Nikt nie spodziewał się posta na Facebooku, jednak ledwie kilka minut po tym, jak się pojawił, wszyscy go przeczytali i każdy miał coś do powiedzenia. Tak właśnie było w naszym środowisku. Dobre wieści szybko się rozchodzą, a te złe? Usain Bolt to przy nich ślimak – i to one doprowadziły do skandalu w Severn Oaks.

      Pierwszy post nie zawierał nazwisk, choć przypuszczam, że w pewien sposób to było gorsze. Wszyscy wiedzieli, o kim mowa, ale tych sześcioro musiało się z tym mierzyć, udawać, że nie mają pojęcia, że chodzi o nich, i czekać. Czekać na ciąg dalszy, czekać, żeby zobaczyć, czy ten kategoryczny nosowy głos nazwie ich podejrzanymi o popełnienie morderstwa. Podejrzanymi o to, że zamordowali mnie, tak się składa. Chciałabym powiedzieć, że doniesienia o mojej śmierci były mocno przesadzone, ale niestety, upadek oznaczał dla mnie koniec całej historii. Jednak dla Szóstki z Severn Oaks, jak zostali nazwani, był dopiero początkiem.

      Każda opowieść musi mieć bohatera. I ten bohater musi czegoś pragnąć.

      Cóż, to moja opowieść… więc czego pragnę?

      Pragnę, żeby wszyscy poznali prawdę.

      Ponieważ ktoś kłamie.

      1

      Kiedy o 5.45 w poniedziałek dwudziestego sierpnia zadzwonił budzik, Felicity Goldman odliczyła od pięciu do jednego, wstała z łóżka i przeszła przez sypialnię, żeby go wyłączyć. Wrzuciła do ust dwie tabletki z witaminami, popiła je wodą z butelki, którą wieczorem postawiła na toaletce, i ruszyła na dół, na codzienne dwudziestopięciominutowe ćwiczenia. Potem weźmie prysznic i się ubierze, by o 6.30 odbyć sesję medytacji i pozytywnego myślenia. O siódmej, gdy zadzwonią budziki dzieci, na kuchennym stole będzie już czekać śniadanie.

      Ustalony porządek dnia był dla Felicity wszystkim. Pochłonęła tyle książek o efektywnym działaniu i rozwoju osobistym, ile tylko zdołała znaleźć, i jej recepta na „cudowny poranek” pochodziła od umysłów największych ludzi sukcesu pod słońcem, a w rutynie było niewiele miejsca na odstępstwa. O 7.20 dzieci muszą być nakarmione, z umytymi zębami, o 7.50 ubrane i gotowe do wyjścia z domu. Kiedy będzie odwozić je samochodem do szkoły, porozmawiają o celach na ten dzień i o wszelkich przeszkodach, które mogą utrudnić ich realizację, a także o planie ich pokonania. Każdy poranek wyglądał zupełnie tak samo – na solidnej rutynie można zbudować imperium i Felicity była królową swojego. Co nie znaczy, że ktokolwiek to zauważał.

      Nie, na tle pozostałych kobiet w Severn Oaks Felicity wyróżniała się nie tym, co miała, ale tym, czego jej brakowało. Męża. Widząc jej długie jasne włosy, wysportowaną sylwet- kę – każdego dnia biegała po osiedlu, czasami dwa razy dziennie – i świeżą twarz, ktoś mógłby pomyśleć, że jest przeszczęśliwa w miłości, z oszałamiająco przystojnym mężem, który obsypuje ją prezentami i posuwa na każdej dostępnej powierzchni w ich wolno stojącym domu z czterema sypialniami, ale byłby w błędzie. Felicity była zatwardziałą singielką i odkąd zamieszkała w Severn Oaks, stanowiła tajemnicę dla innych kobiet. Żadna z nich nie wiedziała, co się stało z ojcem Mollie i Amalie. Żadna z wyjątkiem Eriki, oczywiście.

      Po podrzuceniu dzieci do Sówek punktualnie o ósmej – coś niewyobrażalnego dla innych matek, które ściągały z potomstwem pod szkołę za dziesięć dziewiąta – Felicity wstępowała do Starbucksa w pobliżu osiedla i zamawiała kawę flat white, po czym wracała do swojego niewidocznego z ulicy gabinetu na tyłach domu.

      Dwudziesty sierpnia zaczął się nie inaczej niż każdy inny poniedziałek; w czasie wakacji Mollie i Amalie brały udział w półkoloniach, dzięki czemu Felicity nie musiała zmieniać rozkładu dnia. Gdy przyprowadziła bliźniaczki do Sówek, Jemma, główna koordynatorka, powitała ją ciepłym uśmiechem.

      – Dzień dobry, panno Goldman – ćwierknęła, nie zdając sobie sprawy, że Felicity przewraca oczami za każdym razem, gdy słyszy tę „pannę”. Felicity wypełniała wszystkie formularze i odpowiadała na każdy mail, podpisując się jako „pani”, i poprawiała tę tryskającą entuzjazmem nastolatkę raz w tygodniu od dwóch lat, odkąd bliźniaczki przychodziły na wakacyjne zajęcia, a mimo to wciąż była „panną Goldman”. – Będzie pani na pikniku?

      – Nie mogłabym tego przegapić. – Felicity uśmiechnęła się, zerkając na swojego smartwatcha.

      Miała tylko cztery minuty, żeby zakończyć wizytę w szkole, bo inaczej będzie zmuszona zrezygnować z kawy – a jeśli czegoś naprawdę nienawidziła, to odstępstw od rutyny. Jemma obdarzyła ją konspiracyjnym uśmiechem – oczywiście założyła, że Felicity zupełnie zapomniała o pikniku i teraz będzie musiała wzbogacić poranek o pośpieszny kurs do Waitrose, żeby w ostatniej chwili kupić babeczki. Nie mogła wiedzieć, że Felicity wczoraj wieczorem upiekła wspaniałe domowe babeczki i po godzinie, gdy wystygły, polukrowała je pewną, kreatywną ręką.

      – I wszystko przygotowane na wycieczkę?

      „Wszystko przygotowane” to mało powiedzieć. Felicity czekała na wycieczkę dziewczynek od chwili, gdy zgodziła się pojechać na nią jako dodatkowa opiekunka. Praca była jej światem, ale stanowiła tylko połowę tego, czym były dla niej dzieci. Od czterech lat tyrała jak wół, tracąc tak wiele ważnych chwil w życiu córek, lecz zawsze powtarzała sobie, że robi to właśnie dla nich. Nie rozumiała, że tak naprawdę bliźniaczki pragną przede wszystkim tego, żeby była po prostu jak inne mamy, które już godzinę wcześniej zajmują miejsca w pierwszym rzędzie na szkolnych przedstawieniach, zamiast wpadać w ostatniej chwili i stać gdzieś z tyłu. Mollie i Amalie połączyły siły, błagając ją, by pojechała z nimi na klasową wycieczkę, i Felicity poruszyła niebo i ziemię, żeby ten dzień był wolny w jej terminarzu – czysty, niczym nieskażony czas mamy – i teraz czekała na to z większą niecierpliwością niż one.

      – Mniej więcej. Dziewczynki nie mogą się doczekać, kiedy mamusia spędzi z nimi cały dzień, prawda? Chodźcie po buziaczki! – Ucałowała każdą bliźniczkę w oba policzki, poprawiła kokardę we włosach Amalie i punktualnie o 8.05 wyszła ze szkoły.

      – Flat white na wynos. Dorzuciłem muffinkę, poczęstunek dla stałych klientów.

      Barista uśmiechnął się, zadowolony z siebie, że pamięta, co zamawiała dosłownie codziennie, i tym razem położył jagodową muffinkę obok kawy.

      – Dziękuję. – Felicity odwzajemniła uśmiech.


Скачать книгу