Konrad Wallenrod. Адам Мицкевич

Читать онлайн книгу.

Konrad Wallenrod - Адам Мицкевич


Скачать книгу
krzyża.

*

            Po modłach wyszli. Arcykomtur26 zlecił,

      Spocząwszy nieco, powracać do choru

      I znowu błagać, aby Bóg oświecił

      Kapłanów, braci i mężów obioru.

            Wyszli nocnymi orzeźwić się chłody:

      Jedni zasiedli zamkowy krużganek,

      Drudzy przechodzą gaje i ogrody.

      Noc była cicha, majowej pogody;

      Z dala niepewny wyglądał poranek;

      Księżyc, obiegłszy błonie szafirowe,

      Z odmiennym licem, z różnym blaskiem w oku,

      Drzemiąc to w ciemnym, to w srebrnym obłoku,

      Zniżał swą cichą i samotną głowę;

      Jak dumający w pustyni kochanek,

      Obiegłszy myślą całe życia koło,

      Wszystkie nadzieje, słodycze, cierpienia,

      To łzy wylewa, to spojrzy wesoło,

      Wreszcie ku piersiom zmordowane czoło

      Skłania – i wpada w letarg zamyślenia.

            Przechadzką inni bawią się rycerze.

      Lecz arcykomtur chwil darmo nie traci:

      Zaraz Halbana i celniejszych braci

      Wzywa do siebie i na stronę bierze,

      Aby z daleka od ciekawej rzeszy

      Zasięgnąć rady, udzielić przestrogi.

      Wychodzi z zamku, na równinę spieszy.

      Tak rozmawiając, nie pilnując drogi,

      Błądzili kilka godzin w okolicy,

      Blisko spokojnych jeziora wybrzeży.

      Już ranek: pora wracać do stolicy;

      Stają… głos jakiś… skąd… z narożnej wieży:

      Słuchają pilnie – to głos pustelnicy.

      W tej wieży dawno, przed laty dziesięciu,

      Jakaś nieznana pobożna niewiasta,

      Z dala przybywszy do Maryi miasta —

      Czy ją natchnęło niebo w przedsięwzięciu,

      Czy skażonego sumienia wyrzuty

      Pragnąc ukoić balsamem pokuty —

      Pustelniczego szukała ukrycia

      I tu znalazła grobowiec za życia27.

            Długo nie chcieli zezwalać kapłani,

      Wreszcie, stałością prośby przełamani,

      Dali jej w wieży samotne schronienie.

      Ledwie stanęła za święconym progiem,

      Na próg zwalono cegły i kamienie:

      Została sama z myślami i Bogiem;

      I bramę, co ją od żyjących dzieli,

      Chyba w dzień sądny odemkną anieli.

            U góry małe okienko i krata,

      Kędy pobożny lud słał pożywienie,

      A niebo wietrzyk i dzienne promienie.

      Biedna grzesznico! Czyż nienawiść świata

      Do tyla28 umysł skołatała młody,

      Że się obawiasz słońca i pogody?

      Zaledwie w swoim zamknęła się grobie,

      Nikt jej nie widział przy okienku wieży

      Przyjmować w usta wiatru oddech świeży,

      Oglądać niebo w pogodnej ozdobie

      I miłe kwiaty na ziemnym29 obszarze,

      I stokroć milsze swoich bliźnich twarze.

            Wiedziano tylko, że jest dotąd w życiu:

      Bo nieraz jeszcze świętego pielgrzyma,

      Gdy nocą przy jej błąka się ukryciu,

      Jakiś dźwięk miły na chwilę zatrzyma;

      Dźwięk to zapewne pobożnej piosenki.

      I z pruskich wiosek, gdy zebrane dzieci

      Igrają w wieczór u bliskiej dąbrowy,

      Natenczas z okna coś białego świeci,

      Jak gdyby promyk wschodzącej jutrzenki:

      Czy to jej włosa pukiel bursztynowy,

      Czyli to połysk drobnej śnieżnej ręki,

      Błogosławiącej niewiniątek głowy…

      Komtur, tamtędy obróciwszy kroki,

      Słyszy, gdy wieżę narożną pomijał30:

      «Tyś Konrad!… Przebóg, spełnione wyroki!

      Ty masz być mistrzem, abyś ich zabijał!…

      Czyż nie poznają?… Ukrywasz daremnie…

      Chociażbyś jak wąż inne przybrał ciało:

      Jeszcze by w twojej duszy pozostało

      Wiele dawnego – wszak zostało we mnie!

      Chociażbyś wrócił po twoim pogrzebie,

      Jeszcze Krzyżacy poznaliby ciebie…»

      Słucha rycerstwo: to głos pustelnicy!

      Spojrzą na kratę: zda się pochylona,

      Zda się ku ziemi wyciągać ramiona —

      Do kogóż?… Pusto w całej okolicy.

      Z daleka tylko jakiś blask uderza,

      Na kształt płomyka stalowej przyłbicy,

      I cień na ziemi… czy to płaszcz rycerza?

      Już znikło… Pewnie złudzenie źrenicy,

      Pewnie jutrzenki błysnął wzrok rumiany,

      Po ziemi ranne przemknęły tumany31.

            «Bracia! – rzekł Halban – dziękujmy niebiosom,

      Pewnie wyroki niebios nas przywiodły:

      Ufajmy wieszczym pustelnicy głosom.

      Czy słyszeliście? Wieszczba o Konradzie:

      Konrad dzielnego imię Wallenroda!

      Stójmy, brat bratu niechaj rękę poda;

      Słowo rycerskie: na jutrzejszej radzie,

      On mistrzem naszym!…»32«Zgoda – krzykną – zgoda!»

            I poszli krzycząc. Długo po dolinie

      Odgłos tryumfu i radości bije:

      «Konrad niech żyje, wielki mistrz niech żyje!

      Niech żyje Zakon, niech pogaństwo zginie!»

            Halban pozostał mocno zamyślony;

      Na wołających okiem wzgardy rzucił,

      Spojrzał ku wieży i cichymi tony

      Taką piosenkę odchodząc zanucił.

Скачать книгу


<p>26</p>

arcykomturGrosskomthur, najpierwszy urzędnik po Wielkim Mistrzu. [przypis autorski]

<p>27</p>

pobożna niewiasta (…) znalazła grobowiec za życia – Kroniki owych czasów piszą o wiejskiej dziewicy, która przybywszy do Marienburga żądała, aby ją zamurowano w osobnej celi i tam życia dokonała. Grób jej słynął cudami. [przypis autorski]

<p>28</p>

do tyla – na tyle, tak bardzo. [przypis edytorski]

<p>29</p>

ziemny – ziemski. [przypis edytorski]

<p>30</p>

pomijać – tu: omijać, mijać. [przypis edytorski]

<p>31</p>

tuman – tu: mgła. [przypis edytorski]

<p>32</p>

Ufajmy wieszczym (…) głosom (…) On mistrzem naszym – W czasie obioru, jeśli zdania były podzielone lub niepewne, zdarzenia podobne, brane za wieszczbę, wpływały na obrady kapituły. I tak Winrych Kniprode pozyskał wszystkie głosy, ponieważ kilku braci słyszało jakoby w grobach mistrzów wołanie trzykrotne: Vinrice! Ordo laborat,«Winrychu! Zakon w niebezpieczeństwie.» [przypis autorski]