Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej. Ярослав Гашек

Читать онлайн книгу.

Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej - Ярослав Гашек


Скачать книгу
gdy masy wojsk, rozłożonych w lasach nad Dunajcem i Rabą, znajdowały się stale pod deszczem granatów, a działa grubego kalibru rozszarpywały całe kompanie i grzebały je w Karpatach, zaś na horyzoncie wszystkich pobojowisk paliły się wsie i miasta, porucznik Lukasz i Szwejk przeżywali niemiłą sielankę z damą, która uciekła od swego męża i stała się panią ich domu.

      Gdy wyszła na spacer, porucznik Lukasz odbył ze Szwejkiem naradę wojenną, w jaki sposób można by się jej pozbyć.

      – Najlepiej byłoby, panie oberlejtnant – rzekł Szwejk – gdyby ten jej mąż, od którego uciekła, a który jej szuka, jak pan oberlejtnant powiada, że było w tym liście, który przyniosłem do koszar, dowiedział się, gdzie ona jest, i gdyby po nią przyjechał. Trzeba mu posłać telegram, że jest u pana oberlejtnanta i że może ją sobie odebrać. We Vszenorach zdarzyła się zeszłego roku taka sprawa w jednej willi. Ale telegram wysłała sama ta niewiasta do swego męża, który przyjechał i sprał po gębie ją i jego. Obaj byli cywile, ale w naszym wypadku będzie miał respekt przed oficerem. Zresztą pan oberlejtnant nic nie zawinił, ponieważ nikogo pan nie zapraszał, a ta pani uciekła na własną rękę. Zobaczy pan oberlejtnant, że taka depesza zrobi swoje. Choćby tam sobie dali nawet po pysku…

      – On jest bardzo inteligentny – przerwał mu porucznik Lukasz. – Ja go znam, on handluje chmielem en gros. Stanowczo muszę się z nim rozmówić. Depeszę poślę.

      Telegram, który został wysłany, był bardzo lapidarny, kupiecki:

      „Obecny adres małżonki pańskiej” – dopisany był adres mieszkania porucznika Lukasza.

      Zdarzyło się tedy, że pani Katy była bardzo niemile zaskoczona, gdy drzwi się rozwarły, a w nich ukazał się handlarz chmielem. Miał minę bardzo wyczekującą i zatroskaną, gdy pani Katy, nie tracąc ani na chwilę głowy, zapoznawała z sobą obu panów:

      – Mój mąż. Pan porucznik Lukasz. – Nic lepszego nie przyszło jej do głowy.

      – Niech pan siada, panie Wendler – odezwał się uprzejmie porucznik Lukasz wyjmując z kieszeni papierośnicę. – Czy mogę panu służyć?

      Inteligentny kupiec, handlujący chmielem, grzecznie przyjął papierosa, a wypuszczając ustami dym, rzekł z namysłem:

      – Pewno niedługo pojedzie pan na front, panie poruczniku?

      – Złożyłem podanie, aby mnie translokowano do 91 pułku do Budziejowic. Pojadę tam niezawodnie, jak tylko skończę robotę w szkole jednorocznych ochotników. Potrzebujemy masę oficerów, a dzisiaj spotykamy się często ze smutnym objawem, że młodzież mająca prawo do odbywania służby jednorocznej rezygnuje z tego prawa. Woli taki zostać zwyczajnym piechurem niż stać się kadetem.

      – Wojna wyrządziła wielkie szkody w handlu chmielem, ale sądzę, że nie będzie trwała zbyt długo – zauważył kupiec spoglądając na przemian to na żonę, to na porucznika.

      – Sytuacja nasza jest bardzo dobra – rzekł porucznik Lukasz. – Dzisiaj już nikt nie wątpi, że wojna skończy się zwycięstwem państw centralnych. Francja, Anglia i Rosja są zbyt słabe w porównaniu z potęgą austriacko-turecko-niemiecką. Prawda, że mieliśmy drobne niepowodzenia na niektórych frontach, ale jak tylko przerwiemy front rosyjski między Karpatami a środkowym Dunajcem, to bez najmniejszej wątpliwości będzie to koniec wojny. Tak samo Francuzom zagraża w najbliższym czasie utrata całej wschodniej Francji i wtargnięcie wojsk niemieckich do Paryża. To jest absolutnie pewne. Prócz tego przegrupowanie naszych wojsk w Serbii przebiega bardzo sprawnie, a odwrót naszych oddziałów, który faktycznie jest wyłącznie tylko przegrupowaniem, niesłusznie tłumaczą sobie niektórzy zgoła inaczej, niż tego wymaga w czasie wojny zdrowy rozsądek. Niebawem zobaczymy, że nasze z góry zamierzone przegrupowanie na południowym froncie zacznie wydawać owoce. Niech pan spojrzy…

      Porucznik Lukasz ujął kupca delikatnie za ramię, pociągnął go ku mapie terenów wojennych, wiszącej na ścianie, i wskazując na poszczególne punkty, mówił:

      – Wschodnie Beskidy są dla nas znakomitym punktem oparcia. Na odcinkach karpackich, jak pan widzi, mamy także mocne pozycje. Solidne uderzenie na tej linii – nie zatrzymamy się, dopóki nie staniemy w Moskwie. Wojna skończy się prędzej, niż przypuszczamy.

      – A jak tam z Turcją? – zapytał kupiec handlujący chmielem, zastanawiając się przy tym, w jaki sposób przejść do sedna sprawy, która go tu sprowadziła.

      – Turcy trzymają się dobrze – odpowiedział porucznik prowadząc gościa z powrotem do stołu. – Przewodniczący parlamentu tureckiego, Hali bej i Ali bej przyjechali do Wiednia. Naczelnym wodzem dardanelskiej armii tureckiej mianowany został marszałek Liman von Sanders. Goltz-pasza przyjechał z Konstantynopola do Berlina, a nasz cesarz odznaczył Enver-paszę, wiceadmirała Usedomą-paszę i generała Dżewata-paszę. Jest to stosunkowo dużo odznaczeń w tak krótkim czasie.

      Przez chwilę wszyscy siedzieli obok siebie w milczeniu, aż wreszcie porucznik uznał za stosowne przerwać niemiłą sytuację pytaniem:

      – Kiedy pan przyjechał, panie Wendler?

      – Dzisiaj rano.

      – Bardzo mi przyjemnie, że mnie pan odszukał i zastał w domu, ponieważ po południu udaję się zawsze do koszar i mam nocną służbę. Mieszkanie moje jest właściwie całymi dniami puste i dlatego mogłem ofiarować szanownej małżonce pańskiej gościnę. Ma tu zupełną swobodę przez czas swego pobytu w Pradze. Ponieważ jesteśmy starzy znajomi…

      Kupiec handlujący chmielem zakaszlał.

      – Katy jest doprawdy dziwną kobietą. Panie poruczniku, niech pan przyjmie moje serdeczne podziękowania za wszystko, co pan dla niej uczynił. Wpadnie jej do głowy ni z tego, ni z owego pojechać do Pragi, żeby jak powiada, leczyć się na nerwy. Ja byłem w podróży, wracam do domu, a dom pusty, Katy nie ma.

      Przybierając jak najmilszy wyraz twarzy, pogroził jej palcem i z wymuszonym uśmiechem zapytał:

      – Tyś zapewne myślała, że jeśli ja podróżuję, to i ty możesz sobie na to pozwolić. Nie pomyślałaś oczywiście…

      Porucznik Lukasz, widząc, że rozmowa zaczyna nabierać niemiłych akcentów, podprowadził inteligentnego kupca handlującego chmielem ku mapie i wskazując na podkreślone punkty mówił:

      – Zapomniałem zwrócić uwagę pańską na pewną bardzo ważną okoliczność. Na ten wielki łuk, zwrócony ku południowemu zachodowi, gdzie ta grupa gór tworzy jakby wielki przyczółek. W tę stronę skierowana jest ofensywa sprzymierzeńców. Przez zamknięcie tej drogi, która łączy przyczółek z główną linią obronną nieprzyjaciela, musiałoby zostać przerwane połączenie między skrzydłem prawym a armią północną nad Wisłą. Teraz pan zapewne rozumie?

      Kupiec odpowiedział, że rozumie wszystko bardzo dobrze, a obawiając się przy swoim wrodzonym takcie, aby to, co powiedział, nie było uważane za dwuznacznik, zawrócił do stołu i zaczął znowu o chmielu:

      – Nasz chmiel stracił przez wojnę zagraniczny rynek zbytu. Przepadła dla chmielu Francja, Anglia, Rosja, Bałkany. Wysyłamy go jeszcze trochę do Włoch, ale obawiam się, że i Włochy wmieszają się do wojny. No, za to po zwycięskiej wojnie ceny za towar wyznaczać będziemy sami.

      – Włochy zachowają ścisłą neutralność – pocieszał go porucznik. – To jest…

      – To czemu nie oświadczą wyraźnie, że są związane umową trójprzymierza, zawartą między Austro-Węgrami a Niemcami? – rozzłościł się nagle kupiec, któremu raptem uderzyło do głowy wszystko razem: chmiel, żona, wojna. – Spodziewałem się, że Włochy


Скачать книгу