Napraw mnie. Anna Langner

Читать онлайн книгу.

Napraw mnie - Anna Langner


Скачать книгу
Yas, Ollie i Dave zajmują miejsca. Ostatni wchodzi Barry, który siada dokładnie naprzeciw mnie.

      Po prostu świetnie! Teraz będę albo się na niego gapić, albo unikać jego spojrzenia. Każda opcja jest zła. Tak czy siak, będzie miał mnie za kretynkę, która na niego leci.

      Steve opowiada nam o firmie, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Tworzyć dla niej kampanię to oczywisty prestiż, ale poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko. Marki sportowe mają oryginalne, pomysłowe spoty reklamowe skierowane głównie do młodych i aktywnych. Musimy stworzyć coś nowatorskiego, zabawnego i lekkiego. Tego oczekuje od nas zleceniodawca. Ponadto zamówienie nie kończy się na spocie reklamowym, ale obejmuje także całą resztę, czyli ulotki, gadżety, bilbordy, promocję w social mediach i tak dalej.

      Na początek szef proponuje burzę mózgów. Każdy z nas ma rzucić jakiś luźny koncept, skojarzenie, cokolwiek, co może być punktem zaczepienia. Denerwuję się. Jestem nowa i nie mam pojęcia, czy moje pomysły nie zostaną uznane za głupie. Wszyscy, z którymi pracuję, ukończyli odpowiednie studia i mają doświadczenie. Barry może nie ma dyplomu, ale jest komputerowym geniuszem.

      Pierwszy odzywa się Ollie. Proponuje coś nudnego: ładna i kształtna blondynka biegnie na plaży, po czym zatrzymuje się i wypina, by zawiązać swoje designerskie buty. Dave i Yasminne mają za to całkiem niezłe pomysły. Niestety ktoś siedzący naprzeciwko mnie skutecznie mnie rozprasza i niezbyt uważnie przysłuchuję się temu, co mówią.

      Gdy zbliża się moja kolej, zaczynam panikować. Mam pustkę w głowie. To będzie szybki i spektakularny koniec mojej dopiero co rozpoczętej kariery.

      Na szczęście przede mną odzywa się Barry. To mnie trochę uspokaja, bo w końcu przestaje wypalać we mnie dziurę swoim spojrzeniem. A teraz robi to, o czym marzyłam, leżąc w łóżku: podwija rękawy koszuli, pokazuje tatuaże i silne ręce, które mogłyby złapać mnie za tyłek i unieść…

      – Pomyślałem, że to musi być coś zabawnego. Mamy przesyt reklam przedstawiających kogoś, kto uprawia sport. To zdarta płyta. Wyobraźcie sobie pewną sytuację: facet poznaje dziewczynę, która od razu chce się angażować.

      Barry rzuca szybkie spojrzenie w moim kierunku, a ja zastanawiam się, czy coś insynuuje.

      – Jemu się podoba tak, jak jest, a ona chce się wprowadzać, zaręczać i takie tam.

      Znów patrzy na mnie.

       Co jest?! Nigdy nie gadałam o żadnych zaręczynach. Zapytałam tylko niewinnie, jak to jest między nami, bo chciałam być pewna, że nie sypia z innymi. A potem on wyjechał bez słowa. A tak w ogóle po co on do tego wraca na zebraniu firmowym?!

      Szukam pod stołem swojej torebki, w której mam tic taki. Co prawda to nie żelki, ale muszę zjeść cokolwiek, bo stres sprawia, że burczenie w moim brzuchu przybiera na sile.

      Natrafiam ręką na komórkę i potajemnie wystukuję SMS-a do Becky: „Nienawidzę go! Możesz go zabić. Masz moje oficjalne pozwolenie”.

      – No więc gdy pewnego dnia ona staje przed jego drzwiami z walizką w ręce, koleś zaczyna uciekać. Dosłownie wychodzi z domu i zaczyna biec. Dziewczyna jest trochę zaskoczona, ale po chwili zaczyna go gonić. Jest wściekła i jest coraz bliżej. Możemy puścić w tle jakąś przerażającą muzykę.

       Bardzo zabawne. Ciekawe, jaka muzyka będzie leciała w tle, gdy Becky urwie ci jaja…

      – Facet jest przerażony, bo myśli, że ona zaraz go dopadnie, ale wtedy pojawia się tajemnicza ręka i podaje mu buty naszego klienta z tekstem: „Nie martw się. W tych butach nikt cię nie dogoni”. Koleś zakłada buty i biegnie coraz szybciej, bardzo zadowolony. Z satysfakcją obserwuje, jak postać jego nachalnej dziewczyny zostaje w tyle. Na końcu możemy dać jakiś lekki, chwytliwy slogan i oczywiście duże logo naszego klienta.

      – Ha! To jest świetne, Barry! Zabawne, pikantne i ciekawe! – Steve podrywa się ze swojego krzesła i zapisuje coś na dużej tablicy.

      – Chyba raczej seksistowskie i oparte na stereotypach. Kobiety znienawidzą Fenixa za tę reklamę. – Yasminne rzuca Barry’emu pogardliwe spojrzenie. – Nie możemy faworyzować jednej płci i naśmiewać się z drugiej. Przecież chcemy trafić do jak najszerszego grona klientów!

      – Możemy dodać drugą część do tej „genialnej” reklamy Barry’ego, dla równowagi – odzywam się nagle, nie kryjąc ironii w głosie.

      Wstaję powoli i wszystkie oczy kierują się na mnie. Sama nie wiem, co właśnie robię, i czuję, że będę tego żałować. Chęć zemsty jest jednak silniejsza niż rozsądek.

      – Postać dziewczyny zostaje w tyle. Biedaczka ma łzy w oczach, bo ten kutas, który zapewniał, że jest wyjątkowa, ma ją w dupie. Koleś zachował się jak cipa, bo prawdziwy mężczyzna nie znika bez słowa, tylko rozmawia z kobietą o swoich wątpliwościach.

      Rzucam wyzywające spojrzenie w stronę Barry’ego i chyba wszyscy to zauważają, bo ich wzrok przeskakuje raz na mnie, raz na niego.

      – Ale wtedy znów pojawia się tajemnicza ręka z butami naszego klienta i tekstem: „Nie martw się, mamy też damskie modele. Dogoń frajera”.

      Yasminne zaczyna się śmiać, a męska część załogi jest dziwnie poważna.

      – Na koniec dajemy zbliżenie na dziewczynę, która zakłada swoje nowe, wypasione buty i zadowolona zaczyna biec, uśmiechając się szyderczo. Możemy rzucić jeszcze jakiś zabawny, motywujący slogan i na tym bym zakończyła.

      Patrzę na Barry’ego z wyższością. Niech nie myśli, że skoro pracuje tutaj dłużej, to może rozdawać karty. Oczywiście dzielnie znosi moje spojrzenie i zgrywa wyluzowanego.

      – Reklama będzie zbyt długa, jeśli dodamy jej wersję – zwraca się do Steve’a, mnie kompletnie ignorując.

      – Ale będzie zabawna i trafi zarówno do mężczyzn, jak i do kobiet – odpowiadam.

      – Taa… Robi z mężczyzn kutasów, którzy zostawiają swoje kobiety, a z nich biedne cierpiętnice. – Barry uśmiecha się krzywo w moją stronę.

      – Ale to przecież sama prawda.

      – Tak myślisz? Kobiety ciągle chcą tylko więcej i więcej…

      – Jezu, pieprzcie się tutaj, na tym stole. Teraz. Ale zakończcie tę farsę, na Boga! – Steve wali pięścią w stół, aż oboje z Barrym milkniemy.

      – Już to zrobili. Widziałem ich w piątek w pokoju ksero – wtrąca się nagle Ollie i wygląda na bardzo z siebie zadowolonego.

       Pieprzony skarżypyta. To pewnie zemsta za to, że nie byłam zainteresowana jego tanim podrywem.

      Wszyscy na nas patrzą. Robię się czerwona i mam ochotę zniknąć. Barry wręcz przeciwnie – rozsiada się wygodnie na swoim krześle, a jego uśmiech zdaje się mówić: „Tak, przeleciałem ją!”.

      Co za bezczelny typ. Bawi go przeświadczenie wszystkich, że TO zrobiliśmy. Bawi go też to, że zostałam upokorzona.

      Kto wie. Może specjalnie wciągnął mnie w tę potyczkę słowną na temat reklamy, żebym zrobiła z siebie pośmiewisko. Zna mnie, wiedział, że nie wytrzymam i że się odezwę. A co, jeśli to jego sposób na wygryzienie mnie z firmy?

      – Nie chcę teraz słuchać o waszych prywatnych sprawach. Załatwcie to po godzinach! – Steve wierci się na krześle i nerwowo przerzuca kartki swojego notatnika. – Dziękuję za wasze pomysły. Wszystko zapisałem. W przyszłym tygodniu spotykam się z naszym klientem. Zobaczymy, jaką ma wizję i czy coś mu się spodoba. To wszystko.

      Ledwo szef kończy mówić, zrywam się i zmierzam do wyjścia. Mam dość


Скачать книгу