Długa noc w Paryżu. Dov Alfon

Читать онлайн книгу.

Długa noc w Paryżu - Dov Alfon


Скачать книгу
nie miał czasu zareagować, bo Léger natychmiast się odezwał:

      – Nie wiem, w jakiej roli jest tu pułkownik Abadi. Zakładam, że świadkowie skontaktowali się z ambasadą Izraela, mieli do tego prawo. Współpracuję z panami z grzeczności. Jeśli nie podoba się panom to, co odkryliśmy, mogą panowie wrócić do ambasady i poczekać, aż prześlemy pełny raport oficjalnymi kanałami.

      – Nie chciałem pana urazić – zapewnił Abadi. – Zależy nam po prostu na zrozumieniu, jakie dowody sugerują, że zaginiony nie opuścił lotniska z własnej woli.

      Léger znów dał znak podwładnemu, który przeszedł do dalszych wyjaśnień.

      – Na parking podziemny prowadzą trzy windy. Nie mają monitoringu wewnątrz, ale kamery są zainstalowane na każdym piętrze, na parterze i na parkingu. Mężczyzna i kobieta weszli razem do windy na parterze, ale nie wysiedli na parkingu. Zarówno Yaniv Meidan, jak i pracownica hotelu zniknęli, jakby winda ich połknęła.

      Komisarz Léger posłał Abadiemu pytające, niemal zaczepne spojrzenie.

      – Rozumiem, że przyjechali panowie tutaj, aby przesłuchać świadków. Jestem skłonny na to pozwolić. Być może zdołają panowie uzyskać informacje przeczące nagraniom z monitoringu. – Wspaniałomyślnym gestem wskazał na drzwi, zza których dobiegały rozzłoszczone krzyki po hebrajsku.

      Była jedenasta trzydzieści rano w poniedziałek szesnastego kwietnia.

      Rozdział 6

      Zdaniem adiutanta raport nie mógł zjawić się w bardziej niekorzystnej chwili.

      Oren przekładał kopertę z ręki do ręki. Została zapieczętowana i oznakowana zgodnie z protokołem. „Kod dostępu: czarny”. To jedyny kolor na skali kontroli dostępu sygnalizujący poufność nie źródła, lecz samej treści dokumentu. Mógł on zawierać informacje pozyskane nielegalnymi kanałami lub mieć związek z konkretnym obywatelem Izraela. W każdym przypadku dane były zbyt wrażliwe, by dopuścić do ich szerokiego rozpowszechniania. Od czasów teleksów i faksów raporty były przesyłane drogą elektroniczną; tylko raporty z czarnym oznaczeniem dostarczano szefowi wywiadu w zabezpieczonej kopercie z woskową pieczęcią, do rąk własnych, jak w średniowieczu.

      Pół godziny temu rozpoczęło się nadzwyczajne zebranie, więc Rotelmann pewnie przechodził właśnie do sedna prezentacji. Z jednej strony adiutant został poinstruowany, żeby nie przeszkadzać, ale z drugiej… Raport z paryskiego lotniska miał związek z alarmem, który doprowadził do zebrania w bezpośredni, dziwny, niemal proroczy sposób. Oren przerzucał w rękach kopertę, jakby go parzyła.

      – Czy mamy pewność, że nie służył w jednostce osiem tysięcy dwieście? – spytał sekretarkę po raz kolejny.

      – Yaniv Meidan, numer personalny osiem pięć trzy jeden dwa siedem dwa, wstąpił do sił zbrojnych, cztery lata temu został zwolniony ze służby ze stopniem sierżanta, a z powodu chronicznego bólu pleców uznano go za niezdatnego do służby czynnej. Później pracował w rezerwie przy dystrybucji żywności. Nie spędził ani dnia w wywiadzie, o osiem dwieście nie wspominając.

      Kobieta wypowiedziała to swoim zwykłym, niemal bezczelnym tonem. Gdy wspomniała o randze sierżanta, w jej głosie pobrzmiewała wręcz pogarda, ale to nie był dzień na konfrontację. Adiutant zerknął na zegar. Zebranie miało się skończyć za pół godziny, a pokusa, by odczekać aż do tego czasu z przekazaniem koperty generałowi Rotelmannowi, była ogromna.

      – Wracam na zebranie, proszę podsunąć mi kartkę, gdyby pojawiły się jakieś nowe informacje – oznajmił najbardziej autorytatywnym tonem, na jaki było go stać.

      Ruszył na korytarz łączący pomieszczenia służbowe z salą konferencyjną, odłożył komórkę do szafki, poprawił koszulę przed lustrem i przez chwilę rozważał nawet, czy nie pocałować mezuzy dla boskiej ochrony. Wszedł żwawym krokiem i zajął swoje wcześniejsze miejsce. Jego nieobecność i powrót nie ściągnęły niczyjej uwagi. Oczy zebranych były skierowane na prezentację – jedyny wyjątek stanowiła piękna nowa żołnierka z jednostki 8200, wpatrzona w trzymaną przez niego kopertę. Zatrzymała wzrok na czarnej pieczęci, a następnie przeniosła na twarz adiutanta, nie ukrywając podejrzliwego zaskoczenia.

      Wszystko idzie zgodnie z planem, powtarzał sobie w duchu, wszystko w normie. Z wyjątkiem niewytłumaczalnego zniknięcia obywatela z centrum miejsca zdarzenia i równie niezrozumiałej roszady, wskutek której szef jednostki został zastąpiony wyjątkowo dociekliwą młodą porucznik. Potu występującego na czoło również nie przewidział.

      Rozdział 7

      Biuro policji w terminalu było większe, niż można by się spodziewać, patrząc z zewnątrz. Wąskie drzwi prowadziły do całego kompleksu pomieszczeń. W pierwszym technicy drukowali zdjęcia Meidana z kadrów monitoringu. Inspektor wyjaśnił, że na tym etapie nie będą przesyłane do każdego biura w porcie lotniczym, a już na pewno nie zostaną przekazane służbom granicznym. To dochodzenie w sprawie pasażera, który zniknął w niejasnych okolicznościach – i nie można było wykluczyć, że zrobił to z własnej woli.

      Następnie grupa śledczych przejrzała nagrania z kamer. Abadi zrobił to wyłącznie z uprzejmości, a następnie poprosił o możliwość rozmowy z towarzyszami podróży zaginionego.

      – Świadkowie też nam tego nie wyjaśnią – powiedział urażony Léger, ale zaprowadził ich do sąsiedniej sali.

      Czekały tam dwie grupy świadków: poza rozgorączkowanymi współpracownikami Meidana policja zdołała zidentyfikować trzech spośród kierowców czekających w hali przylotów. Jak wyjaśnił Léger, byli oni Izraelczykami bez pozwolenia na pracę we Francji. Jako nielicencjonowani taksówkarze zwracali większą uwagę na pasażerów niż na to, co się działo w hali, bo mieli nadzieję ściągnąć turystów do nieoznakowanych pojazdów.

      Wszyscy jednak zapamiętali dziewczynę. Wysoka, jasnowłosa, w czerwonym uniformie – te elementy jej wyglądu powracały w opisach świadków. Podobnie jak kierowcy czekała na kogoś, kto właśnie przyleciał, a oni zakładali, że pewnie pracuje dla jednej z dużych sieci hoteli. Zapamiętali też Meidana, bo był wśród pierwszych osób, które wyłoniły się zza bramek. Jeden z taksówkarzy zeznał, że zagadnął pasażera cicho po hebrajsku: „Szuka pan taniego transportu do Paryża?”. Meidan jednak natychmiast ruszył w stronę kobiety, przyglądając się trzymanej przez nią tabliczce, a kierowca zrezygnował z dalszych wysiłków. Żaden z trzech mężczyzn nie wiedział, co się stało później.

      Przesłuchanie toczyło się chaotycznie, nikt nie robił notatek. Chico zadawał pytania po hebrajsku i tłumaczył na angielski. Zastępca Légera wtrącał się po francusku. Cyrk, ale to bez znaczenia; zeznania świadków nie miały żadnej wartości.

      – Alors, pułkowniku Abadi? – odezwał się komisarz tonem, który dałoby się uznać za protekcjonalny, gdyby nie cień empatii. W pomieszczeniu zapadła cisza.

      – Nie lubię blondynek – powiedział w końcu Abadi.

      – Podejrzewam, że jest pan tu w mniejszości – odparł Léger, nie wiedząc, do czego zmierza jego gość.

      – I na dodatek w krótkim czerwonym kostiumie. Świadkowie nic innego nie będą pamiętać.

      – Jest pracownicą hotelu. Większość z nich to blondynki i każda ma jakiś strój służbowy. Już o nią wypytujemy hotele w Paryżu. Mogę przekazać im pana opinię na temat jasnowłosych kobiet.

      – Szkoda czasu. Żaden hotel jej nie rozpozna – żachnął się Abadi i zwrócił do drugiej grupy świadków.

      Było ich pięciu,


Скачать книгу