Awers. Hanna Greń
Читать онлайн книгу.z nimi najbliżej wiadomego stolika, uśmiechała się do nich promiennie, przytulała, czasami wsuwała im ręce pod koszulki albo dawała się macać po tyłku. Nigdy czegoś takiego nie robiła, ale było to zaskakująco łatwe. Szybko stała się obiektem pożądania większości mężczyzn bawiących się w dyskotekowej części La Playi. Każdemu dziękowała po kilku wspólnych tańcach.
W trakcie przedstawienia Dawid zaczął się na nią gapić. Zdał sobie sprawę, że gdyby jej nie odmówił, byłby teraz królem lokalu, najważniejszym samcem w stadzie. W końcu to ona do niego podeszła, wybrała go, a on ją olał. A teraz przepijał porażkę kolejnymi drinkami, zbierał się na odwagę albo układał odpowiednią gadkę i w końcu ruszył do boju.
– Wiesz co, głupio się zachowałem – o wiele bardziej pijany zagadał do niej, kiedy zamawiała wodę przy barze. – Dużo kręci się tu podejrzanych lasek. Jestem nieufny, swoje przeszedłem. Źle cię oceniłem, więc się kajam. – Ukłonił się jak aktor po odegraniu sztuki w teatrze. – Dasz mi szansę, żebym się zrehabilitował?
W odpowiedzi zaszczyciła go przenikliwym spojrzeniem jaskrawozielonych oczu.
Dalej wszystko potoczyło się według planu. Wsadziła zataczającego się Dawida do samochodu, zagłuszyła sieć i opuścili La Playę, udając się na Czarneckiego. Chłopak ledwie dał radę otworzyć jej bramę. Był totalnie zalany, całą drogę przepraszał ją za wcześniejsze zachowanie i mówił, że zajebiście wygląda w spódniczce. Chciał zatrzymać się na stacji po szampana, ale powiedziała, że ma w domu butelkę. Auto należało do małżeństwa emerytów, praktycznie go nie używali, ona zawsze parkowała poza zasięgiem kamer, wizyta na stacji oznaczałaby wyrok.
W przeciwieństwie do brata Dawid nie próbował jej rozebrać od samego wejścia. Ewidentnie nie brakowało mu jednorazowych przygód. Śmiał się, opowiadał jakieś bzdury, wydawało jej się, że bardziej potrzebuje pogadać, niż uprawiać seks. Ochoczo zareagował na propozycję wizyty w jej pokoju.
Kiedy szli po schodach, czas zwolnił. Zabójczyni myślami znów wróciła do tamtych potwornych dni.
***
Miała sześć lat, jej siostra Ania szesnaście. Mieszkały w dziesięciopiętrowym bloku, który kończył ulicę Czarneckiego, trzysta metrów od domu Ociepów. Ona chodziła do zerówki mieszczącej się w podstawówce po drugiej stronie jezdni. Obok znajdowało się technikum, do którego uczęszczała Ania. Czasami starsza siostra odbierała ją ze szkoły.
W Dzień Wagarowicza Ania też odebrała siostrę. Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest inna niż zawsze. Trochę przygaszona, jej wzrok zdawał się zagubiony, jakby krążył po zupełnie obcym świecie. Cerę miała bledszą, brzydko pachniała, jak tata w weekendy. Buzia, zwykle radosna, tego dnia przypominała maskę powagi.
Żeby dotrzeć do domu, dziewczyny musiały stanąć na pasach i przejść przez Jana Pawła. Kiedy zbliżyły się do swojego bloku, Ania zaproponowała spacer. Długo szły w milczeniu, młodsza siostra starała się zagadywać, opowiadała o cukierkach, które koleżanka rozdawała na urodziny, i kolejnej nagrodzie za dobre zachowanie.
– Bracia Piaseccy zawsze dostają to, czego chcą – nagle Ania przerwała siostrze wywód.
– Aha… – dziewczynka przytaknęła. Nie miała pojęcia, kim są bracia Piaseccy ani co ich łączy z jej siostrą.
– Posłuchaj, Kasiu, coś ci powiem. – Ania zwróciła się do niej szalenie poważnym tonem. – To będzie nasza tajemnica. Nie zdradzisz jej rodzicom ani swoim koleżankom. – Kucnęła przed siostrą, położyła jej ręce na ramionach. Spojrzenie miała lodowate. – Jesteś wystarczająco dojrzała, żeby pojąć znaczenie siostrzanego sekretu? Zdajesz sobie sprawę, że on nie może opuścić twojej główki, choćby nie wiem co się wydarzyło?
Kasia poczuła się ważna jak nigdy wcześniej. Ania zawsze jej imponowała, młodsza siostra była w nią zapatrzona jak w obrazek. Zawsze były sobie bliskie, bawiły się razem, razem się kąpały, siostra czytała jej bajki na dobranoc. Działo się tak do czasu, aż Ania zaczęła technikum. Teraz coraz częściej znikała z domu, nie dostrzegała młodszej siostry, zbywała ją, żyła swoim życiem.
– Nie powiem nikomu. Zabiorę nasz sekret do grobu. – Kasia użyła słów, które usłyszała w jakimś starym filmie. Zrobiłaby wszystko, żeby odzyskać dawną siostrę.
– Bracia Piaseccy… – zaczęła Ania, ciągle kucając. – Jeden z nich, Damian, chodzi ze mną do klasy. Chyba nawet byłam w nim zakochana. – Jej głos zaczął się łamać, ostatni wyraz zdawał się kłuć w język. – Dzisiaj zaprosił mnie na wagary. Wiesz, co to? – Dziewczynka pokręciła głową. – To znaczy, że nie idziesz na lekcje. Zamiast do szkoły poszliśmy do niego, zaproponował wino, potem… potem go pocałowałam, a potem…
Nagle Ania wybuchnęła płaczem i popędziła przed siebie.
Biegła bez sensu osiedlowymi ulicami, oddalając się od domu, aż w końcu przysiadła na ławce. Zalana łzami, rozedrgana. Młodsza siostra szybko do niej podbiegła. Wtedy Ania, patrząc gdzieś w pustkę przed sobą, kontynuowała opowieść. Opowiedziała o pocałunkach Damiana, o tym, jak włożył jej dłoń pod bluzkę, o ściąganiu ubrań, oporach znikających wraz z kolejnymi łykami wina, o rytuale, który wydawał jej się intymny i miłosny, o wyznaniach jak z książek i o tym, co się stało, gdy w jego mieszkaniu pojawiło się towarzystwo… Podzieliła się swoim wstydem, brudem i słowami, które potem odbijały się echem w głowie dziewczynki przez całe życie. „Bracia Piaseccy zawsze dostają to, czego chcą”.
Dziewczynka była zdecydowanie za młoda, żeby usłyszeć, co siostra ma do powiedzenia. A Ania była zbyt niedojrzała, zbyt przestraszona i zawstydzona, żeby porozmawiać o tym z kimś dorosłym. Ból musiał ją pochłaniać, zżerać jak próchnica, tylko w ekspresowym tempie. Nie wytrzymała napięcia. Następnego dnia, wracając ze szkoły, po kilku godzinach oglądania twarzy Damiana Piaseckiego, rzuciła się pod samochód na Jana Pawła.
Czteropasmówka, duże prędkości. Zginęła na miejscu.
W Dzień Wagarowicza siostra podzieliła się z Kasią wszystkimi szczegółami. Powiedziała, że jeden z krzywdzących ją braci to jeszcze dziecko. Dziecko, które upokorzyło ją najbardziej. Dziecko, które na nią pluło, kopało ją i biło, zafascynowane odkrywaniem „dorosłości”. Dziecko, które teraz pijane otwierało pokój na piętrze w domu Ociepów.
Początkowo zakładała, że załatwi go tak jak Damiana. Wykorzysta element szoku, żeby założyć mu obrożę. Obawiała się konfrontacji z mężczyzną, dlatego atak z zaskoczenia był najlepszy. Ale natłok wspomnień i widok tego skurwiela ledwo trzymającego się na nogach sprawiły, że zapragnęła czegoś innego.
Dawid wszedł do pokoju, bełkocząc coś o suszy w ustach. Ona w tym czasie otworzyła szufladę w komodzie. Obok obroży leżały dwa noże i tasak kuchenny. Przygotowała je na wszelki wypadek, jakby intuicyjnie przewidziała, co zechce zrobić. Wybrała tasak.
– Ooo, sentymentalne focie! – Dawid krzyknął radośnie na widok ramek. Chłopak był tak zamroczony, że nie rozpoznał Ani na zdjęciach. Nie widział też zwłok, bo leżały w dalszej części pomieszczenia przykryte kocem. – Lubię oglądać wspominki, ale moglibyśmy najpierw przepłukać usta?
Zamachnęła się, celując w odcinek szyjny kręgosłupa. W tym samym momencie on potknął się o własne stopy i poleciał na łóżko. Chrupnęła kość. Tasak zamiast w szyi zakotwiczył w barku Dawida Piaseckiego.
– Aaaaa! – Dawid upadł, drąc się wniebogłosy.
Spanikowana Kasia nie wiedziała, co robić. Próbować wyrwać tasak i uderzyć ponownie? Wrócić się do komody po inną broń?
Odpowiedź