Magiczne chwile w Pensjonacie Leśna Ostoja. Joanna Tekieli
Читать онлайн книгу.całując gorąco jej usta, a potem niecierpliwie rozerwał pakunek. Paczka zawierała czapkę i szalik, zrobione na drutach wyjątkowo niewprawną ręką, ale dla Piotra był to ósmy cud świata. Zawiązał szalik wokół szyi i włożył czapkę, która okazała się trochę za mała, bo cisnęła go w uszy, kto by jednak zwracał na to uwagę. Zawsze uważał się za szorstkiego, twardego wiejskiego chłopaka, a tymczasem wzruszył się na myśl, że Emilka poświęciła swój czas, żeby zrobić dla niego prezent. Ona, dla której siedzenie w jednym miejscu było prawdziwą męką!
– Dziękuję! Nareszcie nie będę marznąć!
Znów ją pocałował, a potem spojrzał jej głęboko w oczy. Nagle i on poczuł się onieśmielony i niepewny, czy jego prezent jest wystarczająco dobry dla tej ślicznej dziewczyny.
– Ja też mam coś dla ciebie – powiedział. – I też sam zrobiłem, chociaż Mistrz mi trochę pomagał, bo… Tylko nie zmieścił mi się w kieszeni i muszę po to lecieć do pracowni. Poczekaj!
Popędził do warsztatu i dwie minuty później stanął nad przed nią i wyciągnął zza pleców spore pudełko.
– Pewnie nie będzie tak ładny, jak ten, który się zniszczył, ale… – Nie dokończył, bo Emilka zapiszczała radośnie i rzuciła mu się na szyję.
W pudełku był drewniany kościół, podobny do tego z jej świątecznej wioski, który zniszczyli tragarze, choć nieco większy i bez tak wielu detali, a jednak bardzo piękny w swej prostocie. Miał strzelistą wieżę zakończoną krzyżem i małą dzwonnicę z trochę krzywym i nieco kanciastym dzwonem.
– Dziękuję! Jest śliczny! Jeszcze ładniejszy niż ten, który się zniszczył!
– Emilko! – Głos mamy brzmiał już teraz dość gniewnie, więc zakochani wymienili tylko pełne żalu spojrzenia i pocałowali się po raz ostatni.
– Wesołych świąt! Będę o tobie myślał podczas kolacji wigilijnej!
– Ja o tobie też… Podczas każdej Gwiazdki. Wesołych świąt! – Wyciągnęła spod płaszcza nieco zmaltretowaną małą gałązkę wiśni obsypaną kwiatami i wcisnęła mu w dłoń. – Ona rozkwitła w środku zimy na znak mojej miłości do ciebie – szepnęła.
Potem pobiegła w stronę domu, ale raz po raz odwracała się do stojącego pod jabłonką chłopca i machała mu. Piotr został w ogrodzie, dopóki dziewczyna nie zniknęła mu z oczu, jakby chciał nasycić oczy na zapas, choć mieli się zobaczyć jeszcze dzisiaj, podczas pasterki. Schował gałązkę pod kożuch, żeby nie przemarzła, i uśmiechnął się na myśl, że przez cały ten czas była tak blisko ciała Emilki, a teraz niemal dotyka jego skóry. W domu wstawił ją do małej szklanki, wywołując zdumienie w oczach rodziców, bo ich pierworodny raczej dotąd nie przejawiał szczególnego zamiłowania do kwiatków, a teraz wpatrywał się w gałązkę, jakby to był ósmy cud świata.
Emilka zaś, wysłuchawszy pretensji mamy na temat włóczenia się w taką pogodę nie wiadomo gdzie, pobiegła do siebie i ustawiła kościółek na jego stałym miejscu w świątecznej wiosce. Prezentował się pięknie.
*
Wieczerza wigilijna miała w tym roku wybitnie malowniczą oprawę, bo świeży śnieg przykrył dokładnie pola, drzewa i dachy domów, a mróz wymalował na szybach przepiękne wzorki. Nawałnica, która przeszła nad Drzewiem przed południem, pozostawiła po sobie zaspy, które wyglądały jak niewysokie górskie szczyty, rozsiane po całej wiosce.
– To prawdziwy cud, że nie połamało żadnych drzew – mówili mieszkańcy, patrząc w okna i szukając wzrokiem ewentualnych szkód.
Kiedy się przekonali, że nic złego się nie stało, zaczęli już tylko wypatrywać pierwszej gwiazdki, by zasiąść wraz z biskimi do odświętnie przybranych stołów. Nie we wszystkich domach królowało na białych obrusach dwanaście potraw, ale wszędzie panowała uroczysta atmosfera. W domu państwa Wysockich pokój rozjaśniały nie tylko światła na choince, ale też – szeroki uśmiech malujący się na twarzy ich najstarszego syna. Piotr siedział za stołem, choć miał wrażenie, że raczej się nad nim unosi – taka przepełniała go radość i duma. Na drugim końcu wsi, w dworku Leśna Ostoja, podobne światło biło od Emilki Drzewieckiej, która uśmiechała się promiennie i wzdychała na wspomnienie upojnych chwil pod jabłonką. Spojrzała na puste miejsce przy stole, przeznaczone dla niespodziewanego gościa, i miała wrażenie, że tego wieczoru zasiadł tam gość – bardzo oczekiwany i wspaniały: Miłość. Roztaczała swe czary, sprawiając, że Emilka była w tym momencie najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
„Jak ta moja Emilka szybko dojrzała” – pomyślał ze zdumieniem Zygmunt Drzewiecki, kiedy łamali się opłatkiem i spojrzał w oczy swej córki. „To już prawie dorosła kobieta…”.
Podczas kolacji zerkał na Emilkę i miał wrażenie, jakby coś się w niej zmieniło – jakby ktoś nagle przemienił jego małą dziewczynkę, która siadała mu na kolanach, żeby słuchać bajek – w młodą kobietę o roziskrzonych oczach i pięknym uśmiechu.
„Pewnie złamie niejedno męskie serce” – pomyślał z dumą.
Na pasterce w drzewieckim kościele zebrali się prawie wszyscy mieszkańcy wioski, więc maleńkie wnętrze pękało w szwach, a ci, którzy przed chwilą narzekali na silny mróz, teraz rozpinali kożuchy i ściągali szale, bo zrobiło im się gorąco. Gorąco było też dwojgu młodych ludzi, którzy stali po przeciwnych stronach kościoła i wymieniali nad głowami wiernych spojrzenia zdolne rozproszyć największy mrok.
Zanim msza się zaczęła, Emilka wpatrywała się w kamienną szopkę, która była tu chyba od zawsze. Dziewczyna uśmiechała się bezwiednie i w duchu dziękowała za to, co działo się w tej chwili w jej sercu. Przez krótką chwilę miała wrażenie, że kamienne figury patrzą prosto na nią i podzielają jej radość, przesyłają jej część swojej kamiennej siły i niezmąconej nadziei. Potem odwróciła lekko głowę, czując na sobie uważne spojrzenie, a gdy jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Piotrka, zniknęło wszystko, co ich otaczało: wszyscy ludzie, kościół i choinki – byli tylko oni, przedzieleni tłumem, a jednak połączeni czystym, pierwszym uczuciem, dla którego nie istniało słowo „niemożliwe”.
*
To było najpiękniejsze Boże Narodzenie w życiu Emilki Drzewieckiej. Piotr Wysocki, który przeżył tych świąt znacznie więcej niż jego ukochana, do końca swoich dni wspominał tę szczególną Gwiazdkę, podczas której rozbłysła ich pierwsza miłość.
Także teraz, ponad sześćdziesiąt lat od tamtych wydarzeń, Piotr popatrzył na pięknie udekorowany świąteczny stół i ukradkiem otarł łzę. On i Emilka przeżyli razem wiele pięknych chwil, ale nie było im dane wspólne życie[1], choć część jego marzeń się spełniła: został stolarzem, ożenił się, miał dzieci i wnuki, które także odziedziczyły po nim zamiłowanie do prac w drewnie. Ożenił się późno, bo długo nie mógł przestać myśleć o Emilce i wciąż miał nadzieję, że ona jednak wróci. Nie wiedział, jak potoczyły się jej losy – dopiero zupełnie niedawno, za sprawą swej wnuczki, poznał prawdę.
„Czy gdybym wiedział, szybciej bym się zdecydował na nowy związek?” – zastanawiał się czasem, ale nie umiał na to pytanie odpowiedzieć.
Prawda była taka, że późna miłość, której w końcu uległ, była zupełnie inna niż ta do Emilki: brak jej było tego zachwytu, tej świeżości, tej dumy i poczucia, że jest kimś lepszym – że chce być lepszy. Kiedy była przy nim Emilka, świat był bardziej kolorowy, za każdym zakrętem czekały fascynujące odkrycia, a miłość miała smak czereśni, miodu i truskawek. Starał się być subtelniejszy, mniej zwyczajny. Teraz wiódł spokojne, szczęśliwe życie, ale czasem, zwłaszcza w okresie