Krew Imperium. Brian McClellan

Читать онлайн книгу.

Krew Imperium - Brian McClellan


Скачать книгу
że nie ma tu Ibany, mógłby z nią to wszystko omówić, z nich dwojga to ona była tą rozsądniejszą.

      – Zawracamy, ludzie. Rozbierzemy martwych i się obmyjemy. Orz nauczy was, jak po dynizyjsku napisać: „Złożyłem śluby milczenia”. Kiedy dotrzemy do głównej drogi, pierwszemu, który odezwie się do kogoś innego niż do mnie, wcisnę sygnet do wnętrza czaszki. Czy to jasne?

      Lansjerzy odpowiedzieli mu z ociąganiem, kiwając głowami, po czym zawrócili, skąd przyszli, a większość obrzucała mijanego Orza niechętnymi spojrzeniami.

      Orz pociągnął nosem.

      – Może zadziałać.

      – To dobrze, bo za otchłań ci nie ufam, ale w jednym wypadku na pewno mówisz prawdę.

      – O?

      – To samobójcza misja – powiedział Ben cicho. – Najpewniej wszyscy zginiemy.

      6

      ROZDZIAŁ

      Jesteś tego pewna?

      Pytanie, jak Michel wiedział, było ze trzy dni spóźnione. Stał przed Ichtracią w wynajętym pokoiku na obrzeżach Dolnego Landfall. Dynizyjskie paszporty przeprowadziły ich przez wszystkie główne blokady dróg i pozwoliły wejść do miasta, gdzie zamieszkali w ciasnym pokoju, zajmowanym w większości przez duże zapchlone łóżko, które zwykle mieściło sześć obcych sobie osób – tym sposobem hotelik mógł pomieścić więcej ludzi, gdy portowe zajazdy pękały w szwach.

      Na niewielkiej wolnej przestrzeni stał drewniany zydel, na łóżku zaś leżały przygotowane brzytwa, miseczka zawierająca odrobinę cytrynowego soku zmieszanego z popiołem i zestaw pędzli do malowania twarzy dla aktorów. Żałobny strój Ichtracii, który nosiła blisko miesiąc, leżał na podłodze, przygotowany do spalenia, a ona sama siedziała na stołku wyprostowana niczym księżniczka pozująca do portretu.

      Popatrzyła na Michela przez moment.

      – Przecież powiedziałam, że tak, prawda?

      – Powiedziałaś.

      – Ciągle mnie przepytujesz. – W jej głosie zabrzmiała nuta ostrzeżenia.

      Michel zacisnął zęby i postarał się zignorować ten ton.

      – Przepytuję, ponieważ większość ludzi sądzi, że mogą stać się szpiegami. Ale zostać szpiegiem to zupełnie co innego. – Zobaczył, jak Ichtracia marszczy czoło i już otwiera usta, by odpowiedzieć, i powstrzymał ją, unosząc dłoń. – Tak, wiem, że ty wolałabyś, żebyśmy wpadli z hukiem do Landfall i zażądali odpowiedzi. Ale jak sama twierdzisz, nie chcesz zabijać swoich rodaków, a nawet gdybyś nie czuła w tej kwestii oporów, Sedial otoczony jest ludźmi-smokami, Kościanymi Oczami i Uprzywilejowanymi. Nie będziemy nigdzie wpadać i niczego rozwalać. Zrobimy to po mojemu, zgoda?

      – Zgoda – odpowiedziała po długim wahaniu.

      – Dobrze.

      – Ale najpierw mam pytanie.

      Michel znieruchomiał, spoglądając na nią spod ściągniętych brwi.

      – Jakie?

      – Dlaczego nie powiedziałeś mi o ofiarach?

      – Ponieważ… – Zawahał się. Jeśli powie, że nie był pewien, czy może jej zaufać, to raczej nie wpłynie dobrze na ich relację. Zdecydował się na półprawdę. – Ponieważ nie mogłem potwierdzić, że to prawda. I uważałem, że ty też tego nie wiesz. To były tylko słowa umierającego Czarnego Kapelusza.

      Ichtracia wpatrywała się w Michela przez kilka chwil, na tyle długo, by zaczął obawiać się kolejnych pytań, ale wtedy skinęła oszczędnie głową.

      – Rób, co masz robić.

      – Dobrze. – Starał się, by w jego głosie nie zabrzmiała ulga. – Szkolenie. Będziemy poruszać się tak szybko, jak to możliwe, co dla kogoś z zewnątrz będzie wyglądało raczej powolnie.

      – Jak to?

      – Szpiedzy nie biegają. Szpiedzy się przechadzają. Wszystko, co robimy, musi być wykalkulowane, ale powinno wyglądać jak najzwyczajniej, a nawet przypadkowo. Musimy wtopić się w tło, działać bardzo rozważnie i ostrożnie. Drugim naszym zadaniem będzie skontaktowanie się ze Szmaragdem. Od niego dowiemy się, co dokładnie dzieje się w mieście, czy ma jakieś dowody na krwawe ofiary. Kiedy już ustalimy, jak Dyniz wykorzystuje Palo… Wtedy właśnie zacznie się walka. Zbuntujemy Palo, rozpalimy w nich ogień.

      Ichtracia przechyliła głowę.

      – Pominąłeś pierwsze zadanie.

      – Pierwszym zadaniem będzie zrobienie z ciebie szpiega. To nie będzie przyjemne. – Michel wziął brzytwę, ujął długie kasztanowe pukle i zaczął ciąć. Nie przestawał przy tym mówić. – Zaczniemy od zmiany twojego wyglądu. Potem manieryzmów. Nie mamy czasu nauczyć cię zachowywać się jak Palo. Więc będę cię poprawiać na bieżąco. Twój adrański akcent jest doskonały, co stanowi dla nas ogromny plus. Ale twój palo… Będziemy musieli nad tym popracować. Możemy utrzymywać, że pochodzisz z północy, z rodziny o adrańskich koneksjach i chodziłaś do adrańskich szkół. Co w sumie nie jest zbyt dalekie od prawdy.

      Ostrożnie operował brzytwą obok ucha Ichtracii. Loki spadały na podłogę, tworząc coś na kształt spódnicy wokół stołka, na którym siedziała. Zostawił jej włosy długie na cal na czubku głowy i pół cala po bokach, tak zwykle czesały się kobiety Palo z północy. Właściwie naturalny odcień włosów Ichtracii byłby odpowiedni, ale chciał przekonać zarówno Palo, jak i Dynizyjczyków, że jest tutejsza, a to znaczyło, że musiała zmienić się nie do poznania. Prawdę powiedziawszy, większość Dynizyjczyków z warstwy rządzącej znała doskonale twarz Ichtracii, co czyniło jego zadanie podwójnie trudnym. Dlatego też zmierzał rozjaśnić jej włosy miksturą soku cytrynowego i popiołu.

      – Musimy wybrać ci imię.

      – Nie znam żadnych imion Palo.

      – Może Avenya?

      Ichtracia powtórzyła imię kilkakrotnie.

      – Podoba mi się.

      – Miałem babkę cioteczną o takim imieniu – powiedział Michel. – Przez kilka lat pomagała mnie wychowywać. To nie jest bardzo popularne imię, ale znane.

      – Avenya – powtórzyła Ichtracia głośno. – To będzie dobre.

      – Świetnie. – Michel przeszedł do kolejnych instrukcji. – Kiedy chcesz zinfiltrować jakąś grupę, połowa roboty to pewność siebie. Mów, chodź, zachowuj się, jakbyś była na swoim miejscu. Bądź pożyteczna, czarująca, kontaktowa. Unikaj konfrontacji.

      – Mam być jak ty – stwierdziła Ichtracia.

      Ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Choć byli od siebie nawzajem zależni, choć razem mieszkali, nie wybaczyła Michelowi tego, że okłamał ją co do tego, kim naprawdę jest.

      – Tak. Jak ja.

      Milcząco zachęciła go, by mówił dalej.

      – Ponieważ nie wiemy, komu ufać, zbliżymy się do Palo pod pseudonimami. Nie jesteśmy ich wrogami, ale jeśli odkryją naszą tożsamość, będą myśleć, że jesteśmy. Zatem my, we własnych umysłach, musimy uważać ich za cel naszego oszustwa. Dynizyjczycy mają setki, jeśli nie tysiące szpiegów i informatorów w Ognistej Jamie, co sprawia, że decyzja, komu zaufać, jest podwójnie trudna.

      – Czy w ogóle jest ktoś taki? – Większość ludzi zadałaby to pytanie z nutą desperacji w głosie, lecz Ichtracia po prostu pytała.

      – Komu


Скачать книгу