Krew Imperium. Brian McClellan

Читать онлайн книгу.

Krew Imperium - Brian McClellan


Скачать книгу
– Ujął małą za rękę. – Ale jeśli zacznie się złościć, natychmiast stań za mną.

      Poszli za Dynizyjczykiem.

      Ka-poel siedziała przy strumieniu, nie dalej jak trzydzieści jardów od granicy obozu. Była sama w ciemności, podciągnęła kolana pod brodę i oplotła je ramionami. Siedziała niczym przestraszone dziecko i nawet gdy człowiek-smok stanął nad nią z kołyszącą się dziko latarnią, patrzyła przed siebie nieruchomo, jakby jej umysł znajdował się zupełnie gdzie indziej.

      – Ka-poel – odezwał się Orz.

      Jej wzrok pomknął do niego na ułamek chwili. Palec drgnął w geście niemal niezauważalnym, a jednak wyraźnie było widać, że Ka-poel wolałaby zostać sama.

      Czego chcesz? – mówił gest.

      Orz chyba zrozumiał sedno tego niewielkiego ruchu, aczkolwiek jeśli pojął też podtekst, nie dał tego po sobie poznać.

      – Muszę wiedzieć, kim jesteś i co planujesz zrobić z kamieniami bogów.

      Styke podszedł do nich powoli, prowadząc Celine, po czym w milczeniu kazał jej stanąć tak, by była zwrócona przodem do Ka-poel i mogła widzieć jej dłonie.

      Ka-poel popatrzyła na nich wszystkich, nie poruszając się, spochmurniała, na jej twarzy odmalowało się coś na kształt rezygnacji. Poruszyła dłońmi.

      To długa historia – przetłumaczyła dla niej Celine.

      Orz przykucnął obok dziewczynki.

      – Mam czas.

      Nie mam ochoty o tym teraz rozmawiać.

      – Nie dbam o to.

      Ka-poel gwałtownie uniosła głowę, by spojrzeć Orzowi w oczy, ale człowiek-smok się nie uchylił przed jej gniewnym wzrokiem. Zamarli w tym dziwnym pojedynku woli i Styke uświadomił sobie, że wstrzymuje oddech, zastanawiając się, które z nich podda się pierwsze. Gdyby Orz próbował rozwiązać ten konflikt siłą, Ben zamierzał wkroczyć. Ale zdawał sobie sprawę, jak bardzo potrzebowali człowieka-smoka. Miał ochotę złapać ich oboje za kołnierze i zdrowo potrząsnąć, uznał jednak, że nawet próba wprowadzenia tego czynu w życie skończyłaby się dla niego dwoma nożami w brzuchu.

      Żadne z nich nie zamierzało się poddać, ale dłonie Ka-poel powoli się poruszyły.

      Nie wiem wszystkiego.

      – Wyjaśnij.

      Zawahała się. Nie była nawet w połowie tak dobra w ukrywaniu swych emocji jak Orz i teraz twarz ściągnęła jej się w grymasie irytacji. Styke’owi przyszło do głowy, że Ka-poel mogła odmawiać z uporu, i wypuścił mimowolnie wstrzymany oddech, gdy jednak podjęła wyjaśnienia.

      Jestem sierotą. Dorastałam w plemieniu Palo w Dorzeczu Tristan, w zachodniej Fatraście. Zawsze wiedziałam, że jestem inna, i zawsze wiedziałam, że jestem Dynizyjką, a moja magia jest bardzo silna. Resztę dopiero zaczęłam odkrywać.

      Zrobiła gest wyrażający niepewność, którego Celine albo nie znała, albo postanowiła nie tłumaczyć.

      Większość tego, co wiem o sobie, odkryłam dopiero niedawno, w ciągu ostatnich miesięcy.

      – Skoro jesteś Dynizyjką, jak znalazłaś się w Fatraście? – spytał Orz.

      Tego wciąż jeszcze nie wiem.

      – Ale wiesz, kim jesteś?

      W znacznej mierze. Wiem kim, ale nie wiem dlaczego. Wiem, że moja piastunka zabrała mnie z Dynizu. Opowiadała mi historie o wojnach i pałacach, których nazw zapomniałam. Mówiła, bym wystrzegała się innych Kościanych Oczu, bała ludzi-smoków i żołnierzy w turkusowych mundurach.

      Celine przestała tłumaczyć na moment i spojrzała na Ka-poel z zainteresowaniem.

      – Ludzi-smoków i dynizyjskich żołnierzy?

      Ka-poel skinęła głową, uśmiechając się smutno do małej.

      Wiem, że mam na imię Ka-poel. Wiem, że mam siostrę o imieniu Mara. Wiem, że mój dziadek jest Kościanym Okiem, którego ty nazywasz Ka-Sedialem.

      Styke spojrzał uważnie na Orza. Dynizyjczyk przysiadł jeszcze niżej, uniósł lekko brodę i spoglądał na Ka-poel. Jeśli już, wydawał się bardziej ostrożny niż zaniepokojony.

      – Ka-Sedial ma tylko jedną wnuczkę, której na imię Ichtracia.

      Powtórz to imię – ponagliła go gestem.

      – Ichtracia.

      Uśmiech przełamał zmęczenie Ka-poel. Wykonała kilka gestów, których Celine nie przetłumaczyła. Styke dopiero po chwili zrozumiał, że literowała imię siostry.

      – Nie ma na imię Mara – powtórzył Orz.

      Mara to przezwisko – wyjaśniła Ka-poel. Tylko tyle zapamiętałam. Nie jestem nawet pewna, czy to moja piastunka mi je powiedziała, czy sama je usłyszałam. Minęło zbyt wiele czasu.

      Jeszcze raz przeliterowała palcami imię siostry. Ichtracia. Powoli. Z czułością. Wytarła coś z kącika oka.

      Zbierałam plotki od spotkanych Dynizyjczyków. Niektórzy przekazywali mi je dobrowolnie. Inni… nie. Próbowałam poskładać z tych kawałków moje życie. Z tego, co wiem, Ka-Sedial kazał zamordować swego syna, synową i dwoje z trójki ich dzieci. Ichtracia była trzecim.

      Orz odchylił się jeszcze bardziej, aż wreszcie nie kucał, a siedział. Nie wyglądał już jak człowiek prowadzący przesłuchanie, ale jak dziecko słuchające historii.

      – Chodzą takie słuchy – powiedział. – Ale faktów nikt nie zna. Syn Ka-Sediala wraz ze swoją rodziną zniknęli lata temu. Wszyscy poza Ichtracią. Podobno zostali zaduszeni i spaleni za jakąś straszliwą zdradę. Oszczędzono jedynie Ichtracię.

      Jestem jednym z tych dwojga, które miały umrzeć.

      Orz przywołał na twarz minę wyraźnego niedowierzania.

      – To ci historia.

      Wiesz coś więcej na ten temat? Mojej przeszłości? – Ka-poel pochyliła się ku niemu z ożywieniem.

      – Nie wiem. – Orz chrząknął cicho. – Jak powiedziałem, to są plotki. To, czego się dowiedziałaś, to wersja nieoficjalna tych wydarzeń. Ka-Sedial nigdy nie podał oficjalnej.

      Wiesz, kim byli moi rodzice?

      Orz zmarszczył brwi.

      – Mniej więcej. Wiem, że twoja matka walczyła w wojnie domowej po tej samej stronie, co ja. – Prychnął ze złością. – Twoja matka. – Potrząsnął głową z niedowierzaniem. – Wierzę ci na słowo, ale to wszystko jest zbyt niewiarygodne.

      Niewiarygodne czy nie, to moje życie. Nigdy nie wiedziałam, co z tego wynika. Nadal nie wiem.

      – Do czego więc używasz tych żołnierzy? – Orz szerokim gestem objął obozowisko Szalonych Lansjerów. – Jakie są twoje ukryte cele? Nad którym z nich przejęłaś kontrolę bez jego wiedzy?

      Mówił coraz głośniej i szybciej. Styke zrobił duży krok i położył dłoń na ramieniu Celine.

      – Wystarczy – powiedział.

      Orz poderwał się tak gwałtownie, że Styke odruchowo przyjął postawę obronną. Tamten jednak obrócił się na pięcie i zniknął w mroku bez jednego nawet słowa. Styke patrzył za nim z mieszaniną gniewu i ulgi. Zerknął na Ka-poel, która też spoglądała w kierunku, w którym oddalił się Orz.

      – Czy to nam przysporzy problemów? – zapytał ją Ben.

      Nie wiem – odpowiedziała ruchem dłoni. Myślałam, że wiedział, kim jestem.

      – Też tak myślałem. Ale nie wiedział i to, że powiedzieliśmy mu teraz,


Скачать книгу