Kłopoty w raju. Slavoj Žižek
Читать онлайн книгу.Snowdena mamy do czynienia z czymś zupełnie innym: z gestem kwestionującym samą logikę, samo status quo, które od dłuższego czasu stanowi jedyną podstawę wszelkiej (nie)polityki „zachodniej”. Z gestem, który niejako ryzykuje wszystko, bez względu na zysk: podejmuje ryzyko, ponieważ bazuje na wniosku, że obecny stan rzeczy jest po prostu zły. Snowden nie zaproponował żadnej alternatywy. On sam – a raczej logika jego gestu, przypominająca logikę gestu Chelsea Manning – jest alternatywą58.
Osiągnięcia WikiLeaks dobrze podsumowuje ironiczne samookreślenie Assange’a jako „szpiega dla ludu”. „Szpiegowanie dla ludu” nie jest bezpośrednią negacją szpiegostwa (tym byłoby działanie jako podwójny agent i sprzedawanie naszych sekretów wrogowi), lecz jego samonegacją: podważa samą zasadę szpiegowania, zasadę tajemnic, ponieważ celem jest w tym przypadku ich upublicznienie. Działania takiego szpiega przypominają zatem to, jak powinna funkcjonować (choć oczywiście rzadko to robiła) marksistowska „dyktatura proletariatu”: jako wewnętrzna samo-negacja podstawowej zasady dyktatury. Ludziom, którzy postrzegają komunizm jako coś strasznego, powinniśmy odpowiedzieć, że to, co robi WikiLeaks, jest praktyką komunistyczną. WikiLeaks po prostu uspołecznia informacje.
Francuska Encyclopédie (1751–1772), gigantyczne przedsięwzięcie, które systematycznie prezentowało całą dostępną wówczas wiedzę szerokiej publiczności, jest symbolem narodzin burżuazyjnej nowoczesności. Adresatem tej wiedzy nie było państwo, lecz społeczeństwo jako takie. Może się wydawać, że Wikipedia jest dzisiejszą Encyclopédie, ale czegoś w niej brakuje: wiedzy, która jest ignorowana i wypierana z przestrzeni publicznej – jest wypierana, ponieważ dotyczy sposobu, w jaki agencje i mechanizmy państwowe kontrolują oraz regulują nas wszystkich. Celem WikiLeaks powinno być udostępnienie tej wiedzy każdemu z nas za jednym kliknięciem. Assange jest dzisiejszym d’Alembertem, redaktorem nowej Encyclopédie, prawdziwej encyklopedii ludzi XXI wieku. Dlaczego?
Nasze informacyjne dobra wspólne stały się ostatnio głównym polem walki klasowej w dwóch aspektach: w wąsko pojmowanym aspekcie gospodarczym oraz w aspekcie społeczno-politycznym. Z jednej strony nowe media cyfrowe uwidaczniają impas powstały wokół „własności intelektualnej”. Sama natura sieci wydaje się komunistyczna i dąży do swobodnego przepływu danych – płyty CD i DVD stopniowo znikają, a miliony ludzi po prostu pobierają muzykę i filmy, głównie za darmo. Właśnie dlatego przedsiębiorcy podejmują desperacką walkę, aby wykreować w internecie formę własności prywatnej przez egzekwowanie przepisów dotyczących własności intelektualnej. Ten swobodny przepływ treści tworzy oczywiście inne niebezpieczeństwa, na co zwrócił uwagę Jaron Lanier59. Dostrzega on zagrożenie w tej właściwości przestrzeni cyfrowej, która jest zwykle wychwalana jako jej największa zaleta: w swobodnym przepływie danych i pomysłów, ponieważ ta otwartość doprowadziła do narodzin niekreatywnych dostawców (Google, Facebook), którzy mają niemal monopolistyczną władzę regulowania przepływu informacji, podczas gdy osoby tworzące treści giną w anonimowej sieci. Lanier proponuje wielki powrót do własności prywatnej: wszystko, co krąży w internecie, w tym dane osobowe (informacje na temat tego, jakie strony odwiedzamy lub jakie książki sprawdzamy na Amazonie), musi być traktowane jako cenny towar i wynagradzane. Każda informacja powinna być przypisana do konkretnego źródła ludzkiego. Chociaż Lanier ma rację, że anonimowy, anarchiczny przepływ treści tworzy własne sieci władzy, to należy zakwestionować proponowane przez niego rozwiązanie. Czy globalna prywatyzacja i utowarowienie są naprawdę jedynym sposobem, aby rozwiązać ten problem? Czy nie ma innych form globalnych regulacji?
Z drugiej strony media cyfrowe (zwłaszcza w czasach niemal powszechnego dostępu do internetu) stwarzają nowe możliwości dla milionów zwykłych ludzi, aby budować sieci i koordynować wspólne działania. Jednocześnie agencje państwowe i firmy prywatne dostały narzędzia do śledzenia naszych działań publicznych i osobistych. To właśnie w tej sferze ujawnia się ogromny wpływ WikiLeaks. Zdaniem Jacques’a Lacana aksjomat etyki psychoanalitycznej brzmi: „Nie narażaj swojego pragnienia”. Czy nie odnosi się on również do czynów sygnalistów? Ich bezkompromisowa postawa jest ciągłym przypomnieniem, że w naszym codziennym życiu coraz bardziej upodabniamy się do pawianów. Dlaczego pawian ma duże, wystające, bezwłose i czerwone pośladki? Wydaje się, że głównym powodem jest to, iż pośladki samic puchną, gdy jest gotowa do kopulacji, i wysyłają w ten sposób odpowiedni sygnał samcom. Funkcjonują również jako znak uległości. Gdy jedno zwierzę odwraca się i wystawia zad innemu, mówi niejako: „Wiem, że jesteś silniejszy ode mnie, więc przestańmy walczyć!”. Pawiany z czerwonymi, bardziej bezwłosymi pośladkami przyciągają więcej partnerów i mają więcej potomstwa, które jest uprzywilejowane, ponieważ zwykle ma bardziej czerwone i bezwłose pośladki niż reszta. Czy nie tak wygląda walka o ideologiczną hegemonię? Poszczególne osoby wystawiają bezwłose tyłki, dając do zrozumienia, że są gotowe na spenetrowanie przez ideologiczne przesłanie. Nie ma potrzeby przemocy; ofiara oddaje się dobrowolnie – co stało się jasne, gdy dowiedzieliśmy się o skali cyfrowej kontroli naszego życia.
Dlatego nie możemy traktować WikiLeaks tylko jako zjawiska antyamerykańskiego. Spójrzmy, jak działania prezydenta Obamy wpasowują się w konstelację utworzoną przez WikiLeaks. Podczas gdy republikanie potępiają Obamę jako niebezpiecznego lewicowca, który dzieli naród amerykański i stanowi zagrożenie dla amerykańskiego stylu życia, część lewicy krytykuje go jako „jeszcze gorszego od Busha” pod względem imperialistycznej polityki zagranicznej. Kiedy w 2009 roku Obama otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla, wszyscy wiedzieliśmy, że nie było to wyróżnienie za jego osiągnięcia, ale gest nadziei, desperacka próba wywarcia dodatkowej presji na Obamę, żeby dotrzymał obietnic wyborczych i stał się przeciwieństwem Busha. Pomysł przyznania Pokojowej Nagrody Nobla Chelsea Manning należy odczytać jako uzasadnioną reakcję na fakt, że Obama nie spełnił tych oczekiwań. Aby uwzględnić to rozczarowanie, należy pamiętać o sposobie, w jaki Obama wygrał reelekcję w 2012 roku. Jean-Claude Milner zaproponował niedawno pojęcie „klasy stabilizującej”: nie starej klasy rządzącej, ale szerokiej klasy wszystkich tych, którzy są zaangażowani w podtrzymanie stabilności i ciągłości istniejącego porządku społecznego, gospodarczego oraz politycznego – wszystkich tych, którzy nawet jeśli wzywają do zmiany, robią to tylko w celu wprowadzenia korekt zwiększających wydajność systemu i gwarantujących, że nic tak naprawdę się nie zmieni60. Odpowiedź na pytanie „Komu udało się pozyskać tę klasę?” to klucz do interpretacji wyników wyborów we współczesnych państwach zachodnich. Obama nie był tak naprawdę postrzegany jako radykalny transformator, i to właśnie dlatego został ponownie wybrany. Większość, która głosowała na niego, została zniechęcona radykalnymi zmianami popieranymi przez republikańskich fundamentalistów rynkowych i religijnych.
Wszyscy pamiętamy uśmiechniętą twarz Obamy, pełną nadziei i wzbudzającą zaufanie, kiedy powtarzał motto swojej pierwszej kampanii wyborczej: Yes, we can! Tak, możemy pozbyć się cynizmu z czasów Busha i przynieść Amerykanom sprawiedliwość oraz dobrobyt, tak, możemy ponownie uczynić Amerykę krajem nadziei i marzeń. Teraz, gdy USA kontynuują tajne operacje, używają dronów i rozszerzają sieć kontroli oraz wywiadu, szpiegując nawet swoich sojuszników, część protestujących ludzi niesie transparenty z nieznacznie zmienionym mottem: Yes, we scan! Być może jeszcze trafniejsze byłoby wyobrażenie sobie Obamy, jak spogląda na nas z kpiącym uśmieszkiem i odpowiada Yes, we can, gdy słyszy: „Nie możecie używać dronów do zabijania!”, „Nie możecie szpiegować naszych sojuszników!”.
Nie da się jednak sprowadzić problemu do jednej osoby: zagrożenia dla naszej wolności, które wychodzą na jaw dzięki sygnalistom, mają znacznie głębsze, systemowe korzenie. Należy bronić Edwarda Snowdena również dlatego, że jego działania zdenerwowały i zawstydziły tajne służby USA – ujawnił on rzeczy, które robią (na tyle, na ile pozwala im technologia) nie tylko USA, ale także wszystkie inne wielkie (i nie tak wielkie) mocarstwa (od Chin po Rosję, od Niemiec po Izrael). Jego czyny stanowią zatem potwierdzenie naszych przeczuć, że wszyscy jesteśmy