Macierewicz i jego tajemnice. Tomasz Piątek
Читать онлайн книгу.na e-maile i SMS-y. Nie odbierał telefonu. Tych SMS-ów, maili i telefonów było co najmniej kilkanaście. Ale adresat nie odpisywał, nie reagował. Nie napisał nawet, żeby dać mu spokój. Jak gdyby kontakt ze mną też mógł być źródłem kłopotów.
Odbyłem również rozmowy z dwoma byłymi dowódcami służb specjalnych. Jeden z nich wywodzi się z opozycji antykomunistycznej. Drugi to stary PRL-owski wyga. Obaj mają stopień generała.
Pierwszy z generałów powiedział mi, co następuje. Awans Tarachy z Lublina do centrali faktycznie był spektakularny. Zaraz po tym awansie Naimski spotkał się równocześnie ze wszystkimi szefami lokalnych oddziałów UOP-u. „Powiedział im coś takiego: «Patrzcie, od was niczego nie można się dowiedzieć. Trzeba was pytać. Nic sami nie mówicie»”.
Czy w ten sposób stawiał im za wzór Tarachę? Czy chciał im powiedzieć: „Spójrzcie, kolega sam z siebie coś mi przyniósł ze swojego oddziału – i zobaczcie, jak wysoko zaszedł!”?
Drugi generał nie chciał mówić. Ale przyznał, że pamięta Portkę. A jeszcze bardziej to, co o nim mówiono w SB. Otóż w PRL-u Portka miał być szkolony na „nielegała” (szpieg działający za granicą i posługujący się fałszywą zagraniczną tożsamością). Ale w końcu nie wysłano go w świat. Nie został Jamesem Bondem na Zachodzie, tylko milicjantem w Lublinie. Według generała Portka miał o to żal do kierownictwa SB.
Po tej rozmowie przejrzałem jeszcze raz swoje notatki, ponownie przesłuchałem nagrania. Okazało się, że przegapiłem coś ciekawego, co powiedział mi jeden z lubelskich rozmówców. Coś, co być może stanowi odpowiedź na jedno z pytań, które sobie zadawałem.
Otóż niedługo po tym, jak Portka wypchnął Zbigniewa Niezgodę ze służby, sam stracił swoje stanowisko. A w 1996 r. został usunięty z UOP-u. Dlaczego? Powody mogły być różne i skomplikowane (piszę o nich dalej w podrozdziale „Losy Jerzego Portki”). Tutaj zacytuję swojego lubelskiego rozmówcę: „I jeszcze rzecz, którą usłyszałem od jednego z funkcjonariuszy. Były zgłaszane czyjeś nieewidencjonowane kontakty z białoruskim KGB [cywilne służby specjalne w dawnym ZSRR i w krajach postsowieckich – T.P.]. Gdzieś poza Lublinem. Potem Portka dość szybko pożegnał się z firmą. Mogło być więcej takich historii”.
Gdy znowu przeczytałem tę wypowiedź, zadałem sobie pytanie, jak często rozżalenie na kierownictwo pchało polskich esbeków do wiązania się ze służbami zza wschodniej granicy.
W PRL-u to nie była zdrada. Albo „prawie nie była”.
Oczywiście, mówię o funkcjonariuszach komunistycznego aparatu represji, którzy poczuwali się do lojalności nie tylko wobec „Polski Ludowej”, ale całego sowieckiego imperium. Oni mogli to traktować jak coś w rodzaju apelacji. Mocno nieregulaminowe, ale jednak odwołanie się do zwierzchników swoich zwierzchników… Choć oczywiście polscy szefowie nie powinni o tym „nieregulaminowym odwołaniu” wiedzieć!
Ta kwestia w naszej opowieści jeszcze powróci.
MACIEREWICZ WIEDZIAŁ OD DAWNA
Podsumujmy: według prokuratora Blajerskiego już w roku 1992 Macierewicz wiedział o kompromitującej przeszłości Luśni. Zapewne o jego współpracy z SB. Być może o czymś jeszcze gorszym. Mimo to zdecydował się go kryć. Wiemy, że świadomie współpracował z Luśnią przez następne lata. I jeszcze dziś, gdy piszę te słowa, figuruje razem z nim we władzach fundacji Głos.
A może dla Macierewicza lubelskie papiery Luśni nie były żadnym zaskoczeniem? Może już wcześniej wiedział o jego roli konfidenta?
W latach 80. niektórzy działacze podziemia szeptali o współpracy Luśni z SB. Albo nawet mówili o tym półgłosem. Tomasz Wołek – wówczas aktywista Ruchu Młodej Polski, obecnie publicysta – wspomina, że w pierwszej połowie lat 80. obracał się w środowiskach od Luśni „odległych”. Ale pamięta, że nawet w tych środowiskach była mowa o „esbeckich konszachtach” Luśni.
Inne źródło – działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów – mówi, że Robertowi Luśni zarzucano współpracę z SB już w roku 1983. Wyglądało to tak: drukarnia NZS potrzebowała papieru do produkcji nielegalnych ulotek. Luśnia go dostarczył i okazało się, że jest to papier kremowy specjalnej jakości. Wówczas dysponowało nim wyłącznie komunistyczne Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Sprawa wzbudziła podejrzenia – i jeden z działaczy oskarżył Luśnię o układ z władzą.
Jeszcze inne źródło – wybitny duchowny – podaje, że w tamtym okresie członkowie młodzieżowych wspólnot wyznaniowych, nie tylko zresztą katolickich, ostrzegali się nawzajem przed Luśnią: „On coś kombinuje z SB”.
Czy w tamtych latach Macierewicz mógł o tym wszystkim nie wiedzieć?
POZWU NIE BYŁO
W grudniu 2016 r. opublikowałem w „Gazecie Wyborczej” artykuł, w którym zacytowałem oskarżenia Włodzimierza Blajerskiego. Każdy mógł przeczytać, że według prokuratora krajowego Antoni Macierewicz ukrył teczkę konfidenta SB Roberta Luśni, aby go chronić i szantażować.
Ministerstwo obrony zapowiedziało, że pozwie „Gazetę Wyborczą” za moje publikacje.
Do tej pory tego nie zrobiło.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.