Przewieszenie. Remigiusz Mróz

Читать онлайн книгу.

Przewieszenie - Remigiusz Mróz


Скачать книгу
jak podejść do tego problemu. Ostatnie spotkanie z córką Osicy zakończyło się niemalże rękoczynami. Agata była dość żywiołowa i lubiła podnosić głos, szczególnie kiedy rozmawiała z Wiktorem.

      Wbijając wzrok w drzwi, odchrząknął.

      – To ja – powiedział.

      – Widzę, że ty, nędzny sukinsynu – odpowiedziała dziewczyna. – Dlatego nie otwieram.

      Głos miała nieco podenerwowany, ale Wiktor uznał, że nie jest najgorzej.

      – Zajmę ci tylko chwilę – powiedział, strzepując popiół. – Nie musisz nawet…

      – Kiepujesz mi na ganek?

      – Nie.

      – Przecież widziałam!

      Rozległ się chrzęst zamka, a potem Forst zobaczył przed sobą smukłą dwudziestopięciolatkę, która zawiązała turban z ręcznika, jakby planowała zamach terrorystyczny.

      Przez moment zastanawiał się, dlaczego zakończył ten związek. Zaraz potem jednak sobie przypomniał.

      – Co ty tu robisz, do cholery? – zapytała. – Jeśli zamierzasz prosić o wybaczenie, to źle trafiłeś, Wiktor. Tutaj go nie rozdają i nigdy nie będą rozdawać. Po tym, jak mnie zostawiłeś, obiecałam sobie dwie rzeczy…

      – Posłuchaj… – spróbował jej przerwać.

      – Po pierwsze nigdy nie zwiążę się z żadnym innym tetrykiem.

      To zabolało. Był już w wieku, kiedy takie przytyki działały.

      – Po drugie nigdy ci nie wybaczę, pieprzony wszarzu.

      – Nie mam zamiaru…

      – Po trzecie zasłużyłeś na to, żeby gnić w policyjnym przytułku, czy co tam macie dla emerytowanych krawężników.

      Mógłby napomknąć, że miały być tylko dwie rzeczy, ale nawet nie próbował. Życie w związku z tą kobietą sprowadzało się do wysłuchiwania podobnych tyrad. A jeśli akurat zdarzyło się, że miała dobry nastrój, zazwyczaj nadawała z równie wielką pasją o swoich pozytywnych odczuciach.

      Nie uszło też jego uwadze, że nie zapytała, jak się czuje i jak przeżył ten horror na wschodzie. Musiała o tym wiedzieć. Ku jego przerażeniu, nazwisko „Forst” przez ostatnie tygodnie pojawiało się regularnie w lokalnych dziennikach i na antenach miejscowych rozgłośni. Media krajowe porzuciły temat policjanta, gdy tylko okazało się, że sprawców musi być więcej.

      – Posłuchaj…

      – Wynoś się sprzed mojego domu, Wiktor!

      Nie miał zamiaru odpuszczać, ale dziewczyna zbliżyła się i popchnęła go. Skonsternowany, zrobił krok w tył, patrząc na nią niepewnie.

      – Oszalałaś?

      – Ty oszalałeś, parszywcu, jeśli sądzisz, że zamienię z tobą jeszcze jedno słowo! Won, albo dzwonię na policję!

      – Ja jestem z…

      – Ty tylko nosisz odznakę, nie masz nic wspólnego ze strzeżeniem czyjegokolwiek bezpieczeństwa!

      Forst nie miał wątpliwości, że powtarzała słowa ojca. Kiedy zbliżyła się do niego jeszcze o pół kroku, uniósł otwarte dłonie i się wycofał. Nie miał zamiaru wdawać się w sprzeczkę, którą zaraz zainteresują się wszyscy sąsiedzi.

      – Po prostu…

      – Won!

      Cofając się, dotarł do samochodu.

      – Po prostu na siebie uważaj – powiedział.

      Agata rozłożyła ręce i uniosła wzrok ku niebu.

      – No nie – odparła. – Teraz będziesz udawał troskliwego romantyka? W dupie mam twoją nostalgię i całego ciebie. Nie pokazuj mi się więcej na oczy, rozumiesz to, Wiktor?

      Otworzył drzwi.

      – Ktoś na mnie poluje – powiedział.

      – W końcu! – krzyknęła. – I oby cię dopadł!

      Chciał dodać, że ten człowiek może zainteresować się również nią, ale Agata zniknęła w korytarzu i trzasnęła drzwiami. Forst zadeptał papierosa, a potem opadł ciężko na siedzenie volkswagena. Czas wracać do domu.

      Mieszkał kawałek dalej, na Antałówce. Czteropiętrowy blok wzniesiono w latach siedemdziesiątych i niespecjalnie przejmowano się wtedy tym, by dobrze się prezentował. Był wysoki, ale wąski. Przypominał przewrócony klocek lego. Zaprojektowano wyjścia na balkon, ale zapomniano dorobić samych balkonów. Zamiast nich za drzwiami wstawiono balustradę na wysokości pasa, o którą Forst opierał się, gdy „wychodził” na papierosa.

      Mimo wszystko lubił to miejsce. Turystów w okolicy nie było wielu, a cisza w sezonie była zbawienna. W dodatku z mieszkania miał widok na zazielenione podwórko. Sąsiedzi po drugiej stronie budynku mogli patrzeć wyłącznie na stare garaże pokryte blachą falistą albo utrzymane w podobnej konwencji płoty.

      Zaparkował na wąskiej drodze dojazdowej, a potem wyciągnął telefon. Wybrał numer dochodzeniówki – jedyny, który znał na pamięć. Agata kiedyś powiedziała, że to symptomatyczne, a potem zaczęła perorować na ten temat przez dobre pół godziny. Być może miała trochę racji.

      – Wydział Dochodzeniowy – odezwał się głos w słuchawce. – Aspirant Jędrzej Gąsienica-Byrcyn.

      – Każdemu się tak przedstawiasz?

      – Forst…

      – Wystarczy powiedzieć, że mówi Jędrek.

      – Jak nie wiem, kto po drugiej stronie, to lepiej być przezornym – odparł rozmówca. – Poza tym to nie infolinia czy hot line, jak już ktoś dzwoni, pewnie ma powód.

      Wiktor nie był pewien, czy on w istocie jakiś miał.

      – Spotkałem się ze Sznajdermanem – oznajmił.

      – Z kim?

      – Tym facetem, którego przywiozłem z Ukrainy.

      – Aha – odparł Gąsienica-Byrcyn. – I co?

      – Miłe spotkanie. Pogadaliśmy, powspominaliśmy stare czasy. Zanim rozwalił sobie gębę o metalowy blat, zagroził, że wybije wszystkich moich znajomych.

      – Zawsze wiedziałem, że warto z tobą trzymać.

      Forst wysiadł z samochodu i się uśmiechnął.

      – Powiedz Osicy, żeby dał kogoś do pilnowania córki – dodał.

      – Mówisz poważnie?

      – Ci ludzie zabili Szrebską, Jędrek.

      Odpowiedziało mu milczenie. Wiktor zamknął auto i poszedł do klatki. W ostatniej chwili zawahał się, przypominając sobie o czteropaku w samochodzie.

      – W porządku – powiedział Gąsienica-Byrcyn. – Przekażę szefowi.

      – Dzięki.

      Rozłączyli się, a Forst zamarł z ręką na klamce. Wiedział, że powinien pozbyć się piwa.

      Ostatecznie wziął głęboki oddech i nie zawrócił. Nie był przekonany co do tego, że się nie napije, ale postanowił, że nie zrobi tego dzisiaj. Buzowały w nim jeszcze emocje i trudno było spojrzeć na cokolwiek trzeźwo, nawet bez alkoholu. Jutro pomyśli nad otwarciem jednej z puszek.

      Wszedł do domu i od razu otworzył okno, by ulotnił się dym papierosowy. W przewietrzeniu niespecjalnie pomogło to, że po chwili usiadł na fotelu i zapalił westa. Otworzył wysłużony


Скачать книгу