Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz

Читать онлайн книгу.

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz


Скачать книгу
wieści podróżują szybko.

      – Te złe jeszcze szybciej.

      Joanna uniosła brwi.

      – W każdym razie powiedzieli mi, że jesteś w szpitalu.

      Zastanawiała się, kto był tak wylewny. Zordon z pewnością nie, on doskonale wiedział, że nawet liche kłamstwo będzie lepsze od prawdy. Ale w kancelarii było wiele osób, które chętnie podzieliłyby się tą wieścią z Sendalem.

      – Pomyślałem, że cię odwiedzę – dodał Sebastian. – Bo jeśli nic się nie zmieniło od studiów, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że nikt nie przyniesie ci kwiatów. A właściwie że nikt do ciebie nie zajrzy.

      Chyłka w istocie miała nadzieję, że tak będzie.

      – Co ci powiedzieli?

      – Że masz jakieś problemy zdrowotne.

      – Tylko tyle?

      – O więcej bym nie pytał.

      – W porządku – mruknęła. – Przejdźmy więc teraz do tematu, który interesuje mnie najbardziej. Co tu robisz, do cholery? I dlaczego potrzebujesz mojej pomocy?

      – A kto powiedział, że…

      – Mów, nie mam całego dnia.

      Spojrzał na łóżko, a potem przeniósł wzrok na pozostałych pacjentów. Najwyraźniej za punkt honoru postawili sobie udawanie, że nie słyszą toczącej się rozmowy.

      – Leżysz w szpitalu, czasu masz pod dostatkiem.

      – Niedługo wychodzę.

      – Nie wygląda na to.

      – Nieważne, jak co wygląda. Pozory są po to, by mylić.

      Sebastian otworzył usta, ale się nie odezwał. Przez moment wyglądał, jakby starał się upchnąć myśli gdzieś z tyłu głowy, nie pozwalając im stać się słowami. W końcu skinął głową.

      – Zostałem oskarżony o popełnienie przestępstwa.

      Joanna spojrzała na niego z powątpiewaniem.

      – Nie mogą cię o nic oskarżyć, chroni cię immunitet.

      – Formalnie nie wniesiono jeszcze aktu oskarżenia, ale wiem, że to tylko kwestia czasu.

      Tego jeszcze nie było. Jeśli pamięć jej nie myliła, żaden sędzia Trybunału Konstytucyjnego nie został ani pozbawiony immunitetu, ani tym bardziej oskarżony o jakiekolwiek przestępstwo.

      W okamgnieniu zapomniała o kroplówce, ledwo uświadomionym bólu głowy, suchości w gardle… a przede wszystkim o tym, że jest trzeźwa jak niemowlę. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem mogła to powiedzieć.

      To, co działo się w ostatnich dniach, ostatnie sprawy, którymi się zajmowała… wszystko sprawiało wrażenie wspomnień należących do kogoś innego.

      Skupiła myśli na Sendalu. Uznała, że skoro pamięć odmawia współpracy w sprawie nieodległej przeszłości, najlepiej będzie, jeśli skoncentruje się na teraźniejszości.

      – Jesteś pewien, że będą chcieli postawić zarzuty?

      – Tak.

      – Pozostali sędziowie uchylą ci immunitet?

      – Nie wiem – odparł z wahaniem. – Ale… nie, chyba nie. Nie sądzę.

      Jej również nie wydawało się, by był to realny scenariusz. Mimo że – jak na grupę wybitnych prawników przystało – członkowie Trybunału potrafili skakać sobie do gardeł, solidarność zawodowa miała się w najlepsze, jak w każdym innym organie sądowniczym.

      Chyba że oskarżenie naprawdę coś miało. To zmieniałoby postać rzeczy.

      – O co cię oskarżą?

      – Zabójstwo.

      – Co proszę?

      – Prokurator postawi mi zarzut z artykułu sto czterdzieści osiem, Chyłka. Muszę powtarzać?

      – Nie. A nawet nie powinieneś tego robić, jeśli nie chcesz działać mi na nerwy.

      Przez chwilę milczeli. Właściwie mogłaby szeptem zapytać go, czy prokuratura ma mocny materiał, albo jeszcze ciszej zagadnąć, czy rzeczywiście zrobił to, o co został oskarżony. Odpowiedzi na te pytania niespecjalnie ją jednak interesowały.

      – Można to wygrać? – zapytała.

      – Nie wiem. Być może.

      Brzmiało to całkiem nieźle, uznała w duchu. I nadawało się w sam raz na sprawę, dzięki której mogłaby wrócić na należne jej miejsce w palestrze. Wprawdzie pozycję w kancelarii odbudowała, ale renoma w środowisku to co innego. Tego nie osiągnie w jeden dzień. Chyba że wybroni przed zarzutami sędziego Trybunału Konstytucyjnego.

      Zmrużyła oczy.

      – Dopiero co zostałeś wybrany – powiedziała. – Immunitet będzie cię chronił jeszcze przez dziewięć lat.

      – Mhm.

      – Nie zdążyłeś też jeszcze nikomu podpaść. A władza od momentu wyboru się nie zmieniła.

      – Zgadza się.

      – Więc prokurator, który zamierza postawić ci zarzuty, albo jest samobójcą, albo zebrał naprawdę dobry materiał dowodowy.

      – Kiedy tak stawiasz sprawę…

      – Biorę to.

      – Słucham?

      – Coś ewidentnie jest na rzeczy – rzuciła, podciągając się do wezgłowia. – Ale możesz spać spokojnie. Jak tylko stąd wyjdę, będziesz reprezentowany przez kancelarię Żelazny & McVay.

      Zanim zdążył się odezwać, posłała mu lekki uśmiech, który znikł z jej twarzy tak szybko, jak się pojawił. Wskazała mu wzrokiem drzwi.

      – Na razie to tyle – oznajmiła. – A teraz wracaj na Szucha i zacznij węszyć.

      – Węszyć?

      – Ktoś wziął cię na celownik, Sendal. Rozeznaj się w temacie, żebym wiedziała, do kogo sama mam wymierzyć.

      Chwilę później opuścił salę, a Chyłka wezwała pielęgniarkę. Oznajmiła, że wychodzi na własne żądanie i będąc w pełni władz umysłowych, domaga się dostarczenia jej odpowiednich dokumentów.

      Formalności załatwiła w dyżurce pielęgniarek. Kiedy wróciła do sali, zobaczyła, że ktoś wstawił chwasty od Sendala do niewielkiego flakonu. Zainteresowało ją jednak co innego. Tuż obok stał drugi wazon, a w nim pojedyncza czarna róża. Nietypowy prezent, choć dla kobiety uwielbiającej Iron Maiden być może adekwatny.

      Podeszła do kwiatka i zobaczyła, że tuż obok leży złożona na pół kartka papieru. Otworzyła ją i przebiegła wzrokiem krótką wiadomość. Sprowadzała się do jednego zdania.

      „Zostaw tę sprawę, jeśli nie chcesz problemów”.

      2

      Skylight, ul. Złota

      Nikt się chyba nie spodziewał, że Chyłka tak szybko znów pojawi się na korytarzu kancelarii. A z pewnością nie Kordian, kiedy bowiem widział ją ostatnim razem, była nieprzytomna i podłączona do kroplówki. Wyszedł ze szpitala wieczorem, miał zamiar wrócić tam tuż po odsiedzeniu obowiązkowych ośmiu i teoretycznie nadobowiązkowych czterech godzin w Żelaznym & McVayu.

      Tymczasem teraz patrzył, jak dawna patronka sprawnie lawiruje między kłębiącymi się na dwudziestym pierwszym piętrze Skylight pracownikami kancelarii.


Скачать книгу