Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6. Remigiusz Mróz
Читать онлайн книгу.tych, które pobierają dawni oficerowie ubecji i esbecji. Szczególnie, że nie popędził pan do koryta, jak wielu innych; został pan w cieniu. I jak odpłaciła się panu za to Polska? – Mężczyzna z powrotem skupił spojrzenie na Tesarewiczu. – Takich ludzi jak pan powinniśmy wynosić na piedestały, a nie zamykać w więzieniach.
– Więc realizuje pan jakąś krucjatę? Chce pan, żeby Polacy przypomnieli sobie o Kuroniu, Walentynowicz i innych? – spytał chrapliwie Tadeusz i odchrząknął. – Coś panu powiem: pamiętają o nich. Tyle że o każdym inna strona sceny politycznej.
– Może.
– Reszty nie interesuje to, o czym pan mówi. Nikogo dzisiaj nie obchodzi, że bito nas, skundlono, zamykano, a naszym rodzinom grożono. Samo słowo „solidarność” trąci myszką. A wszystko, co się z nią wiąże, to obciach, przaśne wspomnienie niezrozumiałej przeszłości.
– Cóż…
– I pan chce to zmienić? Wyciągając mnie z więzienia?
Tadeusz widział, że nie w tym rzecz. Mężczyzna nie musiał się odzywać, by były opozycjonista zrozumiał, że w całej sprawie jest drugie dno, a jego rozmówca realizuje zupełnie inne interesy. Swoje własne.
12
Komenda Rejonowa Policji, Śródmieście
Przesłuchanie rozpoczęło się dość szybko. Policjanci wyrecytowali wszystko to, do czego obligowało ich prawo, ale na tym nie poprzestali. Prowadzący czynności zaproponował, że znajdzie w internecie numer do kancelarii – wystarczy, że Oryński wskaże, kto będzie go bronił.
– Nie potrzebuję adwokata – zadeklarował Kordian.
– Jesteś pewien?
Przesłuchujący go funkcjonariusz sprawiał dość neutralne wrażenie. Nie wyglądał na sympatycznego, ale nie patrzyło mu z oczu przesadnie źle. Lekko oskarżycielsko, ale tego należało się spodziewać.
– Tak – zapewnił Oryński.
– W takim razie przejdziemy do rzeczy?
Kordian pokręcił głową.
– Jestem przesłuchiwany w charakterze podejrzanego.
– To było pytanie czy oznajmienie?
– Oznajmienie. I sugestia zarazem.
Policjant uśmiechnął się lekko. Mógł mieć najwyżej czterdzieści pięć lat, choć gdyby szacować wiek wyłącznie na podstawie dużych zakoli, trzeba by mu dać co najmniej dziesięć więcej.
– Sugestia?
– Że mam pełne prawo odmówić składania jakichkolwiek oświadczeń.
– A jednak rozmawiasz ze mną – zauważył policjant. – Co każe mi sądzić, że masz coś do powiedzenia.
Starszy aspirant Gondecki przyglądał mu się przez moment wyczekująco, jakby spodziewał się, że w ten sposób zachęci go do mówienia. Kordian jednak się nie odzywał. Zdecydował się na wymianę kilku zdań tylko dlatego, by wybadać, jakie mają wobec niego zamiary.
Oprócz tego miał wszystkie informacje. Mundurowi dopełnili wszelkich formalności, co z pewnością zdarzało się znacznie częściej w przypadku oskarżania prawników niż osób wykonujących inne zawody. I bez tego Kordian nie tylko znałby swoje prawa, ale także doskonale wiedział, jaki jest powód zatrzymania.
Nie miał za to pojęcia, kto do niego doprowadził. Oczywiste było, że to ta sama osoba, która przysłała mu ciąg cyfr, ale wciąż nie ustalił, kim jest ten człowiek. Możliwości niestety było zbyt wiele.
– Znalazłeś się w bardzo kłopotliwej sytuacji – zauważył Gondecki.
– Bez dwóch zdań.
– Powiedziałbym, że sobie poradzisz, bo masz za sobą adwokacką machinę jednej z największych kancelarii w kraju, ale skoro cię wyrzucili…
– Rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron.
Starszy aspirant zbył uwagę milczeniem, a Kordian na dobrą sprawę nie wiedział, dlaczego w ogóle o tym wspominał. Robił wszystko, by zachować spokój, ale nerwy powoli musiały wziąć górę. Wiedział, jak niepokojąca perspektywa się przed nim rysowała.
– Liczę, że szybko skierujecie wniosek do sądu – odezwał się.
– Wniosek?
– Niech pan nie rżnie głupa. O tymczasowe aresztowanie.
– Skąd pewność, że to zrobimy?
– Bo najwyraźniej podejrzewacie mnie o ewentualne próby mataczenia.
Gondecki lekko się uśmiechnął, jakby ta sugestia świadczyła, że policja w istocie ma ku temu powody.
– No dobrze… – mruknął. – Ale zakładasz, że jeszcze nie wystąpiliśmy z takim wnioskiem.
– Nie działacie tak szybko.
– Z zasady nie. Staramy się nie pędzić, żeby w całym tym procesie dochodzenia prawdy nie zabrakło czasu na uczciwy osąd.
Oryński miał ochotę się roześmiać.
– W tym wypadku jednak dowody mówią same za siebie.
– Jakie dowody?
– Wszystkiego dowiesz się z dokumentów.
– Jakoś w to wątpię.
– Zapewniam, że z naszej strony nie będzie żadnego, najmniejszego uchybienia.
Co do tego Kordian nie miał żadnych wątpliwości. Sam fakt, że spieszyli się z uzyskaniem pozwolenia na tymczasowy areszt, dowodził, jak są ostrożni. Niestety oznaczało to także, że mają wystarczająco dużo dowodów.
Efekt mógł być tylko jeden. Niebawem Oryński trafi do aresztu śledczego, gdzie przesiedzi czas pozostały do rozprawy. Jeśli prokuratura się postara, warunki będą zbliżone, a być może gorsze niż w więzieniu. A pierwsze posiedzenie sądu odbędzie się na długo po tym, jak Kordian pozna wszystkich współwięźniów.
Spojrzał na krawat, który moment wcześniej zdjął i złożył w kostkę na blacie. Przypuszczał, że szybko go nie założy.
Jak ten system miał dobrze działać, kiedy tak niewiele było trzeba, by zamknąć człowieka? Właściwie wystarczyły dobre relacje z sędzią, który zaakceptuje wniosek o tymczasowe aresztowanie. Reszta zależała od inwencji śledczych.
– Nad czym myślisz?
– Nad liczbami.
Policjant uniósł brwi.
– Niemal pół miliona ludzi siedzi teraz w amerykańskich aresztach śledczych bez skazania.
– Sporo.
– Dwadzieścia procent wychodzi po jakimś czasie, bo ustają przesłanki do wszczęcia procesu albo aresztant zostaje uniewinniony. To całkiem niezły wynik dla wymiaru sprawiedliwości.
– I?
– U nas sytuacja jest mniej więcej taka, jak w Czadzie, Egipcie, Tunezji czy Arabii Saudyjskiej. Przynajmniej jeśli wierzyć raportowi…
– Do czego zmierzasz?
Kordian przesunął złożony krawat na skraj stołu.
– Do tego, że nie macie przesłanek, żeby wsadzić mnie do aresztu – odparł, nie patrząc na rozmówcę.
– To oceni sąd.
– Tak, ale…
– Daj spokój – uciął policjant i machnął ręką. Rozsiadł się wygodniej, jakby dopiero