Dziedzictwo templariuszy. Steve Berry
Читать онлайн книгу.ów dokument za zaginiony, po tym, jak Napoleon splądrował Watykan, ale ostatnio został odnaleziony. Lars był przekonany, że zakon wciąż istnieje, podobnie zresztą jak ja.
– W książkach Larsa Nelle napotykamy wiele odniesień do templariuszy – przyznał Malone – ale nie przypominam sobie, by chociaż raz wyraził pogląd, iż zakon wciąż istnieje.
Thorvaldsen przytaknął.
– Robił to celowo. Budzili bowiem i wciąż budzą ogromne kontrowersje. Składali przysięgę ubóstwa, a jednak zgromadzili ogromne skarby i niesamowitą wiedzę. Byli zamknięci w sobie, a jednocześnie świetnie sobie radzili w świecie zewnętrznym. Byli zakonnikami i wojownikami. Hollywoodzki stereotyp i templariusz to dwie sprzeczności. Z pewnością nie nadawali się na bohaterów romansów. Byli też ludźmi brutalnymi.
Na Malonie nie zrobiło to wrażenia.
– W jaki sposób zdołali przetrwać niezauważeni przez siedemset lat?
– W jaki sposób jakiś owad czy inne zwierzę żyje w naturze i nikt nie zauważa jego istnienia? A jednak codziennie katalogowane są nowe gatunki.
Niezły argument, pomyślał Malone, ale wciąż nie był przekonany.
– A więc o co w tym wszystkim chodzi?
Thorvaldsen oparł się wygodnie w krześle.
– Lars poszukiwał skarbu templariuszy.
– Jakiego skarbu?
– Na początku panowania Filip IV zdewaluował francuską monetę, zamierzając w ten sposób pobudzić gospodarkę. Czyn ten nie cieszył się zbytnią popularnością wśród pospólstwa, które wtargnęło do królewskiego pałacu z zamiarem zgładzenia monarchy. Król zdołał jednak się wymknąć i zbiec do paryskiej Temple, gdzie znalazł schronienie u templariuszy. Wtedy to po raz pierwszy ujrzał na własne oczy bogactwo zakonu. Po latach, kiedy desperacko potrzebował funduszy, wymyślił plan oskarżenia tego bractwa o herezję. Pamiętajcie, że wszystko, co należało do heretyków, stawało się własnością państwa. Po aresztowaniach w tysiąc trzysta siódmym roku Filip przekonał się jednak, iż nie tylko skarbiec w Paryżu, ale także każdy inny skarbiec templariuszy w całej Francji jest pusty. Nie znalazł nawet złamanego talara z legendarnego skarbu Ubogich Braci Chrystusa.
– Lars Nelle doszedł do przekonania, iż skarb ukryty jest w Rennes-le-Château? – zapytał Malone.
– Niekoniecznie tam, ale gdzieś w Langwedocji – odparł Thorvaldsen. – Istnieje dostatecznie dużo poszlak, które zdają się uzasadniać taki wniosek. Ale templariusze postarali się, żeby dotarcie do miejsca ukrycia skarbu było trudne.
– Cóż jednak książka, którą kupiłeś dzisiaj na aukcji, ma wspólnego z tym wszystkim? – chciał jeszcze wiedzieć Malone.
– Eugène Stüblein piastował urząd burmistrza Fa, miasteczka położonego nieopodal Rennes. Był osobą wykształconą, muzykiem i astronomem amatorem. Jako pierwszy napisał przewodnik turystyczny po regionie, a później spod jego ręki wyszło dzieło Pierres Gravées du Langvedoc, „Inskrypcje nagrobne w Langwedocji”. Był to dosyć nietypowy tom, opisujący kamienie nagrobne znajdujące się w Rennes oraz w jego okolicach. Temat wypada uznać za dosyć osobliwy, ale całkiem popularny; południe Francji słynie z unikatowych płyt i kamieni nagrobnych. W książce znajduje się rysunek nagrobka, który przyciągnął uwagę Stübleina. Rysunek ten jest bardzo ważny, ponieważ owe kamienie nagrobne już nie istnieją.
– Czy mogę zobaczyć to, o czym mówisz? – zapytał Malone.
Thorvaldsen wstał z krzesła i poczłapał w stronę małego stolika. Wrócił do stołu z książką zakupioną na aukcji.
– Dostarczono ją przed godziną.
Malone otworzył wolumin na zaznaczonej stronie i przyjrzał się badawczo rysunkom.
– Zakładając, że rysunek Stübleina jest precyzyjny, Lars uznał, że kamienie nagrobne stanowią klucz wskazujący drogę do skarbu. Pani mąż poszukiwał tej księgi przez wiele lat. Jedna powinna znajdować się w Paryżu, ponieważ Bibliotèque Nationale przechowuje egzemplarz każdej publikacji wydanej we Francji. Jednak, chociaż pozycja ta figurowała w bibliotecznym katalogu, okazało się, że zaginęła.
– Czy Lars był jedyną osobą, która wiedziała o istnieniu tego egzemplarza? – zapytał Malone.
– Nie mam pojęcia; dominowało przekonanie, że ta książka nie istnieje.
– Gdzie się odnalazł ten egzemplarz?
– Rozmawiałem z ludźmi z domu aukcyjnego. Pewien inżynier kolejarz, który budował linię kolejową z Carcassonne na południe w stronę Pirenejów, posiadał jeden egzemplarz. Inżynier przeszedł na emeryturę w tysiąc dziewięćset dwudziestym siódmym roku, a w tysiąc dziewięćset czterdziestym szóstym zmarł. Książka znajdowała się wśród rzeczy jego córki, która ostatnio także opuściła ziemski padół. Wnuk kolejarza wystawił ten tom na aukcję. Kolejarz interesował się Langwedocją, a w szczególności Rennes, i sam dysponował własnym spisem inwentarzowym inskrypcji nagrobnych.
Malone nie był usatysfakcjonowany tym wyjaśnieniem.
– Kto zatem powiadomił Stephanie o aukcji?
– Cóż, dochodzimy do pytania wieczoru – odparł Thorvaldsen.
Malone spojrzał na byłą szefową.
– W hotelu wspomniałaś o liście, który przyszedł razem z dziennikiem. Masz go przy sobie?
Sięgnęła od torebki i wyciągnęła z niej nadgryziony zębem czasu skórzany notes. Między strony wsunięta była złożona kartka jasnobrązowego papieru. Przekazała kartkę Malone’owi, a on przeczytał jej treść.
W dniu 22 czerwca w Roskilde wystawiona zostanie na sprzedaż na aukcji książka Pierres Gravées du Langvedoc. Pani mąż poszukiwał tego dzieła. Teraz nadarza się okazja, by Pani zakończyła z powodzeniem to, co jemu się nie udało. Le bon Dieu soit loué.
Malone przetłumaczył w myślach ostatnie zdanie ostatniej linijki. „Bogu niech będą dzięki”. Spojrzał nad stołem na Stephanie.
– Twoim zdaniem, kto mógł być nadawcą listu?
– Jeden z towarzyszy Larsa. Pomyślałam sobie, że któryś z jego kolegów pragnął, żeby jego dziennik znalazł się w moich rękach, i sądził, że będę zainteresowana tą książką.
– Po jedenastu latach? – zapytał.
– Przyznaję, że to wydaje się dziwne, ale nie przywiązywałam do tego zbytniej wagi. Jak wcześniej powiedziałam, zawsze uważałam badania Larsa za niegroźną fanaberię.
– Dlaczego więc pani tu przyjechała? – zdziwił się Thorvaldsen.
– Jak pan powiedział, Henrik, miałam wyrzuty sumienia.
– A ja nie mam zamiaru ich pogłębiać. Nie znam pani, ale znałem Larsa. Był dobrym człowiekiem, a jego poszukiwania trafnie pani określiła jako niegroźną fanaberię. Mimo wszystko były jednak ważne. Jego śmierć bardzo mnie przygnębiła. Zadawałem sobie pytanie, czy było to samobójstwo.
– Podobnie jak ja – przyznała szeptem. – Zwalałam winę na wszystkich, chcąc jakoś uzasadnić to, co się stało, ale nigdy nie pogodziłam się z faktem, że Lars popełnił samobójstwo.
– To najbardziej właśnie wyjaśnia fakt, dlaczego znalazła się pani tutaj – stwierdził Duńczyk.
Malone wiedział, że jego eks-szefowa przeżywa trudne chwile,