Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8. Remigiusz Mróz

Читать онлайн книгу.

Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz


Скачать книгу
że dwoje gości nigdy nie opuści domu przy Europejskiej. Przypuszczał, że Joanna szybko odbębni to spotkanie, a potem razem z Oryńskim wybiorą się do któregoś ze swoich ulubionych lokali. Na mapie Warszawy właściwie było tylko kilka, w których obydwoje czuli się dobrze.

      Tymczasem spędzili u Brenczów parę godzin, a Kordian zdążył się dość mocno wstawić. Niewątpliwie właśnie dzięki temu był tak butny, kiedy zobaczył pojemnik. Blondyn obserwował wszystko z bezpiecznego miejsca, rozbawiony tym, jak młody prawnik pali się do bitki.

      Kordian przeczesywał wzrokiem mrok nocy, odgrażając się osobie, która pozostawiła przesyłkę w aucie. Kręcił się wkoło, jakby się spodziewał, że przeciwnik znajduje się tuż obok i tylko czeka, by doszło do konfrontacji.

      Blondyn rzeczywiście ustawił się niedaleko, ale nie po to, by wchodzić w jakąkolwiek interakcję z prawnikami. Zrobił wszystko, co założył, a teraz musiał skupić się na drugiej części planu.

      Znów konieczne było uzbrojenie się w cierpliwość. Po tym, jak czarna iks piątka w końcu odjechała w kierunku Sadyby, zerknął na zegarek. Było wpół do jedenastej. Przypuszczał, że będzie musiał poczekać godzinę, może dwie, zanim domownicy w budynku przy Europejskiej usną.

      Nie pomylił się. Światło w pokoju Darii zgasło jako pierwsze, a w sypialni jej rodziców nieco ponad godzinę później. Blondyn odczekał jeszcze trochę dla bezpieczeństwa, a potem zaczął realizować swój plan.

      Jedynym problemem mógł być pies, dość duży i nieco podstarzały border collie, który przy odrobinie pecha narobiłby hałasu. Zwierzę spało jednak twardo i ominięcie go nie nastręczyło Blondynowi żadnego kłopotu.

      Z dostaniem się na piętro również nie miał żadnego problemu, wszystko było gotowe zawczasu. Podobnie łatwo dostał się do sypialni małej.

      Daria spała snem sprawiedliwego, ale na wszelki wypadek mężczyzna poruszał się wolno, niczym cień przemykając przez pokój. Stanął nad łóżkiem i przez chwilę przypatrywał się dziewczynce.

      Potem pochylił się nad nią, delikatnie położył dłoń na jej ustach i przygotował się, by ją zbudzić. Nabrał tchu, odliczył od trzech w dół, a potem przycisnął rękę mocniej i jednocześnie zsunął małą z łóżka, zakleszczając jej kark w mocnym uścisku.

      Próbowała pisnąć, ale z jej ust dobył się tylko stłumiony dźwięk. Blondyn przyłożył usta do jej ucha.

      – Nie krzycz – szepnął. – Nic ci się nie stanie.

      Nie wiedział, czy go usłyszała, więc powtórzył to jeszcze kilkakrotnie, nie pozwalając dziewczynce wyrwać się z uścisku. Wiedział, że te słowa na długo zapadną jej w pamięć. Być może do końca życia.

      4

      Kancelaria Żelazny & McVay, Skylight

      Lawirując między pracownikami na korytarzu, Kordian czuł się jak zabłąkany turysta na arabskim targu. Mijani stażyści i praktykanci go zaczepiali, każdy miał do niego sprawę, a niektórzy zdawali się traktować go jako najstabilniejszy ze wszystkich pomostów między szarakami a partnerami w firmie.

      Sytuacja utrzymywała się, właściwie od kiedy wrócił do Żelaznego & McVaya. Młodsi stażem prawnicy najwyraźniej uznali to za jego osobisty triumf i dowód na umiejętność rozgrywania kierownictwa, choć w istocie powrót do pracy był zasługą Chyłki.

      Minął kilka osób, starając się nie rozlać ani kropli kawy niesionej z Costa Coffee, a potem wszedł do gabinetu Joanny bez pukania. Postawił na biurku tekturowy uchwyt z kubkami, po czym wyciągnął z torby dwa kawałki ciasta.

      – Co to jest? – jęknęła Chyłka.

      – Oreo cookie pie.

      – Sporo cukru?

      – W samym kremie tyle, że zaczniesz mówić do mnie „kotuniu”.

      Spojrzała na niego z dezaprobatą, a potem chwyciła za ciasto, jakby był to kawałek pizzy, i wsunęła je do ust. Popiła dużym łykiem czarnej kawy i kilkakrotnie zamrugała.

      – Lepiej? – spytał Oryński.

      – Lepiej będzie, jak odeśpię tę pieprzoną noc.

      Żadne z nich nie zmrużyło oka i Kordian wątpił, by nawet gigantyczne zastrzyki cukru i kofeiny mogły postawić ich na nogi. Po tym, jak wieczorem otworzyli pojemnik z symbolem chemicznym kwasu, natychmiast zabrali się do roboty.

      Ostatecznie Chyłka uruchomiła zarówno Kormaka w kancelarii, Szczerbińskiego w komendzie, jak i wszystkie inne trybiki machin, które zazwyczaj jej pomagały. Nie zważała na późną porę, dzięki czemu o poranku dwoje prawników otrzymało pierwsze wieści.

      Z pojemnika już ściągano odciski palców, a jego zawartość była poddawana skrupulatnej analizie. Nie było w nim nic, co mogłoby okazać się groźne, przynajmniej nie bezpośrednio. Kiedy Kordian zdjął wieko, znalazł pojedynczą kartkę papieru. I mimo że dość szybko oddali ją w ręce policji, doskonale pamiętał każdą wydrukowaną na niej literę.

      „OBROŃ KABELIS”, brzmiała pierwsza część wiadomości złożonej cienkim, charakterystycznym fontem. Druga, znajdująca się kilka linijek niżej, stanowiła ostrzeżenie. Nadawca groził, że jeżeli Chyłka nie wykona polecenia, następnym razem zawartość pojemnika będzie zgodna z jego opisem.

      Normalnie oboje podeszliby do tego z dystansem, ale fakt, że przesyłka znalazła się w zamkniętym aucie Joanny, napełniał ich niepokojem.

      – Kormak sprawdził już iks piątkę? – spytała Chyłka, pociągając kolejny łyk kawy.

      – Mhm – potwierdził Oryński. – Otworzył ją bez problemu w Złotych Tarasach.

      Joanna zaklęła pod nosem.

      – Twierdzi, że to kwestia kupienia dwóch urządzeń na Aliexpress za czterdzieści złotych każde. Barachło nazywa się HackKEY i wygląda jak krótkofalówka, tyle że zamiast jednej nędznej antenki ma trzy porządne.

      Mimo że bezkluczykowe otwieranie samochodów nazywano „metodą na walizkę”, urządzenia te nie miały z nią wiele wspólnego. Jedno z nich należało umieścić przy drzwiach samochodu, drugie niedaleko kluczyka. Wzmocniony sygnał oszukiwał system samochodu i otwierał centralny zamek, a złodziej bez trudu odjeżdżał w siną dal.

      Tym razem jednak metoda została wykorzystana jedynie po to, by zostawić w iks piątce wiadomość z żądaniem i groźbą, pod którymi włamywacz złożył swój podpis.

      Przedstawił się jako „mudżahid”, który wypalił na ciele Chyłki „piętno dżihadu”.

      Właśnie ten ostatni element wydawał się Oryńskiemu najbardziej znaczący. Po pierwsze dowodził, że człowiek, który zostawił przesyłkę, znał Joannę na tyle dobrze, by wiedzieć, jak sama określa znamię na szyi powstałe po ataku kwasem. Po drugie podpis zdawał się sugerować, że nadawca traktuje to jako swoistą grę, być może zabawę. Wydźwięk sygnatury z pewnością nie mógł uchodzić za śmiertelnie poważny.

      Kordian usiadł przed biurkiem i wyciągnął z papierowej torby maślane ciastko.

      – Nadal stawiam na Langera – odezwał się.

      Chyłka pokręciła głową.

      – Nie miałby powodu.

      – A kiedykolwiek go potrzebował?

      – Słuszna uwaga – przyznała. – Ale tym razem kutafon jest poza kręgiem podejrzeń. Wyjechał z kraju, szusuje na nartach gdzieś w Dolomitach i jak Bóg da, połamie się tam jak kariera Weinsteina po akcji MeToo.

      Kordian


Скачать книгу