Nieodgadniona. Remigiusz Mróz
Читать онлайн книгу.– odezwał się Damian.
Uniosłam brwi, bo było to ostatnie, co spodziewałam się od niego usłyszeć.
– Naprawdę sądzisz, że mógłbym porwać Wojtka? – dodał, kręcąc głową. – Za kogo ty mnie masz?
– Ale…
– Nie mam z tym nic wspólnego.
Jakby na potwierdzenie tych słów zaczął siłować się z magazynkiem. W końcu udało mu się go wysunąć.
– I nie miałem pojęcia o żadnym uprowadzeniu, dopóki mi o tym nie powiedziałaś.
– Ale… – powtórzyłam.
– Mierzyłaś do mnie z pistoletu – rzucił. – Dziwisz się, że skorzystałem z okazji?
Nie tylko się nie dziwiłam, ale zrugałam się w duchu za to, że tak łatwo mu uwierzyłam. Dopiero teraz zrozumiałam, jak roztrzęsiona byłam przez ostatnie dwa tygodnie. Zbyt dużo nieprzespanych nocy, zbyt wiele zszarganych nerwów. Umierałam z obawy o los syna, nie mając żadnych wieści na jego temat.
Nie wiedziałam, co się z nim dzieje, nie dotarłam do żadnych poszlak. Aż do momentu, kiedy pojawił się ślad prowadzący do Opola. Najlogiczniejszy wniosek był taki, że to Werner za tym wszystkim stoi.
Ale Einstein miał rację, gdy powiedział, że logika jest tylko narzędziem, które pozwala nam dotrzeć z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zabiera nas w każde inne miejsce. I to jej powinnam użyć, żeby zrozumieć, jak wiele możliwych scenariuszy istniało.
– Usiądź – odezwał się Damian, wskazując stojącą pod skosem dachowym kanapę.
Udało mi się zebrać myśli na tyle, by zrozumieć, w jak niewygodnej sytuacji się znalazłam.
– Żebyś miał czas zadzwonić po policję? Nie, dziękuję, Wern.
Odwróciłam się, gotowa wyjść. Przez myśl nie przeszło mi nawet, żeby próbować odzyskać broń.
– Poczekaj.
– Nie ma na co. Doskonale pamiętam, co mi obiecałeś, kiedy ostatnio rozmawialiśmy.
Ruszyłam do wyjścia, a on natychmiast poderwał się z fotela. Nie obawiałam się, że skorzysta z broni, znałam go zbyt dobrze. Może nawet bardziej od Ewy, a z pewnością lepiej, niż on znał samego siebie.
Mimo to usłyszałam charakterystyczny, metaliczny trzask, kiedy włożył magazynek do rugera.
Ostrożnie się odwróciłam, a on spojrzał na broń i skierował ją rękojeścią w moją stronę.
– Będziesz tego potrzebowała – powiedział. – I przypuszczam, że nie tylko tego, bo jeśli Wojtek faktycznie gdzieś tutaj jest, to znaczy, że znaleźli was ludzie Roberta.
Zabrałam pistolet i schowałam go do torebki. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie jak dwoje nieznajomych, niepewnych, z kim mają do czynienia.
– Będziesz potrzebowała każdej pomocy.
– Poradzę sobie.
– Jak? – odparł szorstko. – Na policję nie pójdziesz, bo nadal ciążą na tobie zarzuty. Sytuacja w Rewalu była dla śledczych jasna jak słońce. Zostawiłaś odciski palców na kawałku szkła i…
– Wiem doskonale, co zrobiłam.
– W takim razie powinnaś też zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli ktoś zobaczy cię na mieście, możesz pójść siedzieć.
Obejrzałam się przez ramię, coraz mniej przekonana, że powinnam czym prędzej opuścić loft.
– I ty mnie przed tym przestrzegasz? – spytałam. – Będziesz pierwszym, który pogratuluje policji.
Nie odzywał się, a ja przyglądałam mu się uważnie, jakbym dzięki długiemu spojrzeniu mogła dotrzeć do jego myśli. Coś więcej było na rzeczy. Nie rozumiałam jednak co.
– Daj mi chwilę – odezwał się w końcu.
– Na co?
– Na pokazanie ci, że… cóż, może jest coś, w czym mogłabyś mi pomóc.
– Ja tobie?
– Tak mi się wydaje – odparł i westchnął. – I niewykluczone, że to ma jakiś związek z zaginięciem Wojtka.
– Jaki?
– Sam nie wiem, ale… timing wydaje się zastanawiający.
Podszedł do stojącego na podłodze starego, kineskopowego telewizora, a potem pochylił się nad magnetowidem. Wcisnął przycisk „eject”, a zaraz potem rozległ się charakterystyczny chrzęst, kiedy urządzenie wypluło kasetę.
Zamknęłam oczy i zupełnie znieruchomiałam. Jeden pozornie nic nieznaczący odgłos przypomniał mi o wieczorach spędzanych z Robertem lata temu. Wypożyczaliśmy filmy z sieci Beverly Hills Video, a potem urządzaliśmy sobie kino w domu, popijając drinki i zajadając się popcornem z mikrofalówki.
Każdy wieczór kończył się tak samo. Festiwalem agresji, brutalności i poniżania.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Wern podaje mi kasetę.
– Mówi ci coś xc97it? – spytał.
Zerknęłam na naklejkę.
– Nie. A powinno?
– To nick Klizy z naszej pierwszej rozmowy na RIC.
– Klizy? – spytałam niepewnie. – To ona dała ci tę kasetę?
Zaprzeczył ruchem głowy, a potem opowiedział mi, jak znalazł taśmę w gratach po poprzednim właścicielu. Potem znów usiadł na fotelu, jakby uznał, że to wszystko wystarczy, by mnie tutaj zatrzymać.
Miał rację.
Wprawdzie mogło to nie mieć związku z Wojtkiem, ale fakt, że stało się mniej więcej w tym samym czasie, kiedy trafiłam na trop mojego syna w Opolu, był zastanawiający.
– To nie ma sensu – powiedziałam. – Jakim cudem ten człowiek miałby mieć kasetę od Klizy?
– Nie wiem, ale przypuszczam, że ty możesz mi to wyjaśnić.
– Ja?
– Szczególnie biorąc pod uwagę, co jest na tej taśmie.
– A co jest?
– Sama się przekonaj.
Obróciłam ją w rękach, a potem zbliżyłam się ostrożnie do telewizora, jakby był bombą z opóźnionym zapłonem.
Usiadłam na podłodze, włożyłam kasetę do odtwarzacza i czekałam. Kiedy zniekształcony obraz pojawił się na ekranie, a z głośników rozbrzmiał niewyraźny głos, poczułam na sobie oskarżycielskie spojrzenie Werna.
– Doskonale wiesz, co jest na kasecie, prawda? – zapytał.
Nie odpowiedziałam.
– Przypuszczam, że możesz wyrecytować z pamięci wszystko, co jest na tym nagraniu – dodał, nie podnosząc się z fotela.
Wcisnęłam pauzę i odwróciłam się do niego.
– Nie tylko na tym – potwierdziłam w końcu. – Ale też na pozostałych.
3
Sprawa była dla mnie jasna. Wszystko to, co Ewa utrwaliła na taśmie, słyszałem już wcześniej. Niektóre rzeczy były inaczej ujęte, ale większość pokrywała się niemal w stu procentach z tym, co już znałem.
Wszystko było na nagraniach, które Kasandra