Idiota. Федор Достоевский
Читать онлайн книгу.z największą przyjemnością i ogromnie panu dziękuję za to, że mnie pan polubił. Może jeszcze dzisiaj przyjdę, jeśli zdążę. Dlatego powiem panu otwarcie, że mnie też się pan bardzo spodobał. Szczególnie, gdy opowiadał pan o brylantowych kolczykach; a nawet przed kolczykami mi się pan podobał, chociaż ma pan taką chmurną twarz. Dziękuję też panu za obietnicę ubrania i futra, bo rzeczywiście niedługo mi się przydadzą. W obecnej chwili nie mam przy sobie prawie żadnych pieniędzy.
– Będą pieniądze, będą pod wieczór. Przychodź!
– Będą, będą – podchwycił urzędnik – pod wieczór, jeszcze przed świtem będą!
– A na płeć piękną, książę, bardzo jest pan łasy? Niech pan zawczasu powie!
– Ja, nnnie! Ja przecież… pan pewno nie wie, ale ja z powodu mojej wrodzonej choroby w ogóle nie znam kobiet.
– No, jeśli tak, książę – wykrzyknął Rogożyn – toś już całkiem jurodiwy, a takich jak ty kocha Bóg.
– I takich Pan Bóg kocha – podchwycił urzędnik.
– A ty chodź za mną – powiedział Rogożyn do Lebiediewa, po czym wszyscy wyszli z wagonu.
Lebiediew osiągnął to, co chciał. Wkrótce hałaśliwa gromada oddaliła się w kierunku prospektu Wozniesieńskiego. Książę musiał skręcić na Litiejną. Było szaro i mokro. Książę od wypytywanych przechodniów dowiedział się, że do celu jego drogi pozostało około trzech wiorst i postanowił wziąć dorożkę.
II
Generał Jepanczyn mieszkał nieco w bok od ulicy Litiejnej, koło cerkwi Przemienienia, w swojej własnej wspaniałej kamienicy, której większą część wynajmował lokatorom. Oprócz tej kamienicy nadzwyczajne dochody przynosił mu duży dom na Sadowej. Do powyższych posiadłości należy jeszcze dodać niemały i intratny majątek pod samym Petersburgiem oraz jakąś fabrykę w petersburskim powiecie. Wiedziano o generale, że dawno temu parał się dzierżawą, teraz zaś był udziałowcem kilku solidnych spółek akcyjnych, w których dosyć liczono się z jego głosem. Słynął powszechnie jako człowiek wielkich pieniędzy, wielkich interesów i wielkich układów. Umiał wyrobić sobie w paru miejscach (między innymi u siebie na służbie) pozycję osoby niezbędnej. Z drugiej strony wszyscy wiedzieli, że Iwan Fiodorowicz nie ma wykształcenia i pochodzi z prostej żołnierskiej rodziny, i chociaż fakt ten mógł mu przysporzyć jedynie honoru, generał – człowiek ze wszech miar rozumny, niepozbawiony jednak i pewnych maleńkich, aczkolwiek zupełnie wybaczalnych słabostek – nie lubił aluzji na ten temat. Mimo to takie jego cechy, jak mądrość i spryt były niekwestionowane. W życiu kierował się zawsze zasadą „niewychylania się”, a nawet ukrywania w cieniu innych, jeśli zachodziła taka potrzeba. Wielu widziało w tym zachowaniu prostotę i właśnie za nią, za to, że znał swoje miejsce – ceniło generała. Gdyby jednak przy tym zdawano sobie sprawę, co dzieje się niekiedy na dnie duszy Iwana Fiodorowicza, tak dobrze „znającego swoje miejsce”! Chociaż istotnie odznaczał się on pewnymi niebagatelnymi zdolnościami, praktyczną wiedzą i doświadczeniem życiowym, lubił, aby upatrywano w nim nie pomysłodawcę, a jedynie wykonawcę cudzych idei, człowieka „szczerze oddanego, acz nie pochlebcę” a nawet, ach, czasy, czasy! – otwartą, szczerą rosyjską duszę. Przydarzyło mu się w związku z tym kilka zabawnych (nawet bardzo zabawnych) historii, ale generał nie tracił nigdy animuszu, nawet z powodu zabawnych historii. Szczęściło mu się ponadto we wszystkich dziedzinach życia, nie wyłączając kart; obstawiał zawsze bardzo wysoko i nie tylko nie zamierzał ukrywać tej swojej niewielkiej słabostki, w wielu wypadkach bardzo mu przydatnej, ale na odwrót – eksponował ją. Obracał się w towarzystwie różnorakim, ale naturalnie zawsze przynależnym do wysokich i wpływowych sfer. Prawdziwa przyszłość jednak była jeszcze przed generałem. Czas się nie spieszył, szedł cierpliwie, i wszystko z czasem powinno było przyjść, wszystko miało swoją kolej. Był przecież generał, jak to mówią, w pełni męskich sił, osiągnął wiek pięćdziesięciu sześciu lat, wiek zatem kwitnący, wiek, od którego tak naprawdę dopiero zaczyna się prawdziwe życie. Zdrowie, cera, mocne, chociaż poczerniałe zęby, krępa i krzepka budowa ciała, zatroskany wyraz twarzy rano na służbie, a wesoły wieczorem przy kartach lub u jego wysokości – wszystko to zapowiadało przyszłe sukcesy jego ekscelencji i słało drogę jego życia różami.
Generał posiadał też wspaniałą rodzinę. Wprawdzie trzeba przyznać, że ta sfera jego życia nie układała się tak pomyślnie, jak pozostałe, ale i tutaj nie brakło punktów, wokół których już od dość dawna krążyły najintymniejsze nadzieje i najważniejsze dążenia jego ekscelencji. Bo czy są na świecie cele ważniejsze i świętsze, niż obowiązki rodzica wobec dzieci? Na czym, jeśli nie na rodzinie warto oprzeć budowlę swego życia? Rodzina generała składała się z czterech osób: z małżonki i trzech dorosłych córek. Ożenił się Iwan Fiodorowicz dość wcześnie, będąc jeszcze w randze porucznika. Jego wybór padł na pannę prawie równą z nim wiekiem, nieodznaczającą się ani szczególną urodą, ani wykształceniem. Dostał za nią również niewielki posag – najwyżej pięćdziesiąt dusz, ale to właśnie on stał się podstawą jego przyszłej fortuny. Generał nigdy się jednak nie skarżył na zbyt wczesny ożenek i nie myślał traktować go w kategoriach błędu nierozważnej młodości. Przeciwnie, małżonkę swoją do tego stopnia szanował, a czasami do tego stopnia się jej bał, że aż – kochał. Generałowa wywodziła się z książęcego rodu Myszkinów, który nie należał wprawdzie do najwspanialszych, ale za to do bardzo starych, dlatego też za swoje pochodzenie bardzo się szanowała. W czasach młodości pewna wpływowa osobistość (jeden z tego rodzaju protektorów, których protekcja nic nie kosztuje) była łaskawa osobiście zainteresować się sprawą jej małżeństwa i otworzyła do niej furtkę pewnemu młodemu oficerowi, jego zaś nie tylko nie trzeba było popychać – wystarczyło jedno spojrzenie, aby sobie poradził. Małżeństwo przeżyło ze sobą w zgodzie wiele lat (z niewielkimi wyjątkami). Jeszcze w bardzo młodym wieku, dzięki temu, że była rodowitą i ostatnią z rodu księżną, a może również dzięki osobistym zaletom charakteru, generałowa potrafiła sobie zapewnić opiekę kilku bardzo wysoko postawionych protektorek. A z czasem, w miarę rozwoju kariery i rozkwitu majątku męża zaczęła się nawet czuć swojsko w ich elitarnym kręgu.
W ciągu ostatnich lat dorosły i dojrzały wszystkie trzy córki generałostwa – Aleksandra, Adelajda i Agłaja. Wprawdzie nazywały się one tylko „Jepanczyn”, ale po matce odziedziczyły książęcą krew, miały nienajgorszy posag i ojca, który mógł w przyszłości zajść bardzo wysoko. Wszystkie trzy były przy tym naprawdę ładne, nie wyłączając najstarszej Aleksandry, która liczyła już dwadzieścia pięć lat. Druga siostra, Adelajda, miała dwadzieścia trzy lata, najmłodsza zaś, Agłaja, dopiero co skończyła dwadzieścia. Najmłodszą można było uznać za doskonałą piękność, która już zaczynała przyciągać do siebie uwagę świata. Ale nie były to jeszcze wszystkie atuty panien Jepanczyn, które odznaczały się także rozumem, wykształceniem i licznymi talentami. Wiadomo też o nich było, że bardzo się nawzajem kochały i zawsze się wspierały. Chodziły nawet słuchy o rzekomej ofierze, którą dwie starsze siostry miały złożyć na ołtarzu domowego bóstwa – najmłodszej Agłai. W towarzystwie panny Jepanczyn nie tylko nie starały się błyszczeć, ale zachowywały się nader skromnie. Nikt nie mógł im zarzucić wyniosłości ani zarozumiałości, a przy tym wszyscy wiedzieli, że są dumne i znają swoją wartość. Najstarsza z sióstr obdarzona była talentem muzycznym, średnia z dużym powodzeniem trudniła się malarstwem (co zresztą wyszło na jaw dosyć późno i przez czysty przypadek). Jednym słowem o pannach Jepanczyn słyszało się bardzo dużo dobrego, chociaż – jak to zwykle bywa – nie brakło i nieżyczliwych języków. Ze zgrozą mówiono na przykład o niezmiernej ilości książek, które miały przeczytać. Żadnej z nich nie spieszyło się też za mąż. O względy wysokiego i znanego towarzystwa również