Belgravia Szpieg we własnych szeregach - odcinek 6. Julian Fellowes

Читать онлайн книгу.

Belgravia Szpieg we własnych szeregach - odcinek 6 - Julian  Fellowes


Скачать книгу
Teraz miał chęć kopnąć się za to w kostkę, bo po raz kolejny lady Brockenhurst udało się wtargnąć w jego życie. Odkąd poznała prawdę, nic jej już nie powstrzyma. Czemu, ach, czemu Anna musiała jej powiedzieć? Ale nawet zadając sobie to pytanie po raz tysięczny, rozumiał, że z tej drogi nie ma odwrotu i lada chwila wszystko się zawali. – No dobrze, przyznaję, że trochę mnie pan zaskoczył. Kiedy tamtego wieczoru usłyszałem o zamiarach hrabiny, zadałem sobie pytanie, jak to jest możliwe, i nawet wątpiłem, czy dotrzyma słowa. A jednak dotrzymała. Myliłem się i szczerze mnie to cieszy.

      Charles energicznie mu przytakiwał.

      – Zamierzam najpierw zgromadzić tyle surowej bawełny, żeby starczyło na roczną produkcję. Następnie popłynę do Indii i dołożę ostatni element do tej układanki. I wtedy uznam, że wszystko jest załatwione.

      – Tak, załatwione… I wciąż nie ma pan pojęcia, skąd u lady Brockenhurst to zainteresowanie? Nigdy nie napomknęła, czemu chce panu pomóc? To takie dziwne…

      – Ma pan rację. – Charles kręcił głową z niedowierzaniem. – Ona naprawdę mnie lubi i popiera, cokolwiek to znaczy. Zaprasza do domu. Ale nigdy nie wspomina, skąd w ogóle dowiedziała się o moim istnieniu.

      – No cóż… Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.

      – Tak. Kiedyś z pewnością dowiem się prawdy. Powiedziała, że przypominam jej kogoś, kogo bardzo lubiła, lecz to chyba nie może być prawdziwy powód? – Charles uniósł brwi na samą myśl.

      – Nie, raczej nie. Musi być w tym coś więcej.

      Ależ ja umiem kłamać, myślał James. Nigdy bym nie podejrzewał, że mogę komuś patrzeć prosto w oczy i łgać z taką łatwością, z jaką składam podpis. Z każdym dniem dowiadujemy się o sobie czegoś nowego.

      Odruchowo wziął z biurka list i go otworzył. Rzeczywiście była to odpowiedź od Edwarda Magratha. James przebiegł wzrokiem pierwsze akapity, by zatrzymać się na ostatnim: „Z wielką przyjemnością przyjmujemy Pana do klubu Athenaeum”. Uśmiechnął się ironicznie, ciekaw, jak długo potrwa, zanim poproszą go o rezygnację.

      – Dobre wieści? – zainteresował się Charles, który obserwował go ze swojego miejsca przed kominkiem.

      – Zapisałem się do Athenaeum – oznajmił James, rzucając list na biurko.

      Co za ironia losu… Ledwie zdążył przeobrazić się w „swojego” czy przynajmniej kogoś w tym rodzaju, a tu zaraz wszystko się z hukiem zawali. Caroline Brockenhurst nigdy nie dotrzyma słowa, a jeśli nawet, ludzie i tak odgadną prawdę. Najpierw oczywiście zawiadomi męża, aby uzyskać zgodę na inwestycje…

      Tak się jednak składało, że akurat w tym James gruntownie się mylił. Hrabina musiała tylko powiedzieć mężowi, że chce wesprzeć młodego Pope’a, a lord Brockenhurst, jak zawsze, uznał, że żona najlepiej pokieruje ich interesami. Natomiast Trenchard słusznie przypuszczał, że gdy tylko sekret wyjdzie na jaw, w ciągu jednego dnia znajdzie się na językach całego Londynu. Wtedy Sophia zostanie okrzyknięta dziwką, a on, James Trenchard – ojcem ladacznicy. I tak współczucie Anny dla hrabiny skończy się zgubą Trenchardów.

      Świadom wiszącego nad głową miecza Damoklesa James zdecydował, że skoro jego szczęście i tak długo nie potrwa, mógłby równie dobrze wycisnąć je do ostatniej kropli. Dlatego zaprosił Charlesa na uroczysty lunch w swoim nowym klubie i po chwili obaj wyszli na zalaną słońcem ulicę. Siedząc obok wnuka we własnym powozie z Quirkiem na koźle w drodze na Pall Mall, nie mógł oprzeć się myśli, że to chyba jeden z najszczęśliwszych dni w jego życiu. Oto z synem Sophii u boku przekroczy za chwilę próg szacownej siedziby najelegantszego klubu, do jakiego kiedykolwiek będzie miał szansę należeć. Już sama świadomość tego skłoniła go do uśmiechu.

      W imponującym holu, w którym uwagę zwracały szczególnie okazałe schody, wśród marmurowych posągów i białych, złoconych kolumn serce Jamesa zabiło nieco szybciej. Przepych, który tak go onieśmielał podczas spotkania z Williamem Cubittem, nagle przeobraził się w starego przyjaciela.

      – Za pozwoleniem – rozległ się głos mężczyzny w czarnym garniturze i białej koszuli. Ze swoimi siwymi włosami i świdrującymi niebieskimi oczami przypominał Jamesowi Robespierre’a. – Czym mogę panu służyć?

      – Nazywam się Trenchard. – James grzebał w kieszeni w poszukiwaniu listu. – James Trenchard. – Machnął papierem przed nosem mężczyzny. Cała jego pewność siebie nagle się gdzieś ulotniła. – Jestem nowym członkiem.

      – Ach, tak, pan Trenchard. – Steward ukłonił się grzecznie. – Witamy w klubie. Czy zje pan dziś u nas lunch?

      – Zdecydowanie – odparł James, zacierając ręce.

      – Czy z panem Cubittem?

      – Z panem Cubittem? Nie. – James się zmieszał. Skąd mu to przyszło do głowy?

      Klubowy ważniak zmarszczył brwi, demonstrując lekki niesmak.

      – Mamy taki zwyczaj, proszę pana, że nowy członek je u nas swój pierwszy lunch w towarzystwie członka wprowadzającego.

      Ta jego wyniosłość stawała się trudna do zniesienia.

      – Czy to przepis regulaminu? – Uśmiech zastygł Jamesowi na ustach.

      – Nie, proszę pana, tylko zwyczaj.

      Czuł, że znów wszystko zaczyna się w nim skręcać ze złości. Z jednej strony pragnął z całego serca być tutaj traktowanym jak „swój”, z drugiej najchętniej wdeptałby w ziemię tych wszystkich bufonów.

      – Skoro tylko zwyczaj, to dziś odłożymy go na bok. Jestem tu z moim… – tu zakaszlał – z moim gościem, panem Pope’em.

      – Oczywiście, proszę pana. Przejdą panowie prosto do jadalni czy najpierw spędzą jakiś czas w salonie?

      James odzyskiwał już panowanie nad sobą.

      – Raczej od razu coś zjemy. Dziękuję. – Uśmiechnął się do Charlesa, znów czując pewny grunt pod nogami.

      Z holu, obok klatki schodowej, poprowadzono ich do jadalni. Sala o wielkich oknach, wychodzących na bujną zieleń Waterloo Gardens, robiła wrażenie przestronnej i widnej. Wskazano im stolik w prawym rogu i gdy tylko padło pytanie, czy czegoś się napiją, James poczuł się już całkiem odprężony.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEAAAAAAAD/4QC6RXhpZgAATU0AKgAAAAgAAYdpAAQAAAABAAAAGgAAAAAAAZKGAAcAAACGAAAALAAAAABVTklDT0RFAABKAFAARQBHACAARQBuAGMAbwBkAGUAcgAgAEMAbwBw
Скачать книгу