We dwoje. Николас Спаркс

Читать онлайн книгу.

We dwoje - Николас Спаркс


Скачать книгу
gwoździe, śruby i bolce. Były tu części silników, przedłużacze i narzędzia ogrodowe; w świecie taty wszystko to miało swoje miejsce. Zawsze wierzyłem, że ojciec czułby się najlepiej w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku albo jako pionier.

      Był potężnym, barczystym mężczyzną z umięśnionymi ramionami i tatuażem syreny na przedramieniu, pamiątką po służbie w marynarce wojennej. Kiedy byłem dzieckiem, górował nade mną niczym olbrzym. Chociaż był hydraulikiem, który przepracował w tej samej firmie prawie trzydzieści lat, umiał naprawić dosłownie wszystko. Nieszczelne okna i dachy, kosiarki do trawy, telewizory, pompy nie miały przed nim tajemnic; posiadał wrodzoną wiedzę o tym, czego dokładnie potrzebuje, żeby zepsuty sprzęt znowu działał. Wiedział co trzeba o samochodach – pod warunkiem, że zostały stworzone, zanim wszystko zostało skomputeryzowane – i w weekendowe popołudnia majstrował przy fordzie mustangu z 1974 roku, którego odnowił dwadzieścia lat temu i którym wciąż jeździł do pracy. Oprócz stołu warsztatowego zbudował wiele innych rzeczy: taras za domem, komórkę, toaletkę dla mamy i kuchenne szafki. Niezależnie od pogody nosił dżinsy i buty robocze i nie stronił od przekleństw. Miał gdzieś popkulturę i nigdy nie obejrzał żadnego programu typu reality show. Oczekiwał, że kolacja będzie równo o osiemnastej, po czym zasiadał przez telewizorem w pokoju gościnnym i oglądał mecz. W weekendy kosił trawę, pracował w ogrodzie albo w garażu. Witał się uściskiem dłoni ze wszystkimi, nawet ze mną, i wiedziałem, jak spracowane i silne ma ręce.

      Kiedy go znalazłem, leżał do połowy schowany pod mustangiem, tak że widać było tylko jego nogi. Rozmowa z nim w garażu przypominała rozmowę z rzuconym w kąt manekinem.

      – Cześć, tato.

      – Kto tam?

      Po sześćdziesiątce ojciec zaczął tracić słuch.

      – To ja, Russ.

      – Russ? Co ty tu robisz, u diabła?

      – Pomyślałem, że wpadniemy z London, żeby się przywitać. Jest w domu z mamą, Marge i Liz.

      – Słodki dzieciak – rzucił. Choć uwielbiał London, był to najbardziej wyszukany komplement, na jaki było go stać. Największą frajdę sprawiało mu, gdy w czasie meczu wnuczka siedziała mu na kolanach.

      – Mama mówi, że ostatnio miałeś problemy z oddychaniem. Uważa, że powinieneś pójść do lekarza.

      – Twoja mama za bardzo się przejmuje.

      – Kiedy ostatnio byłeś u lekarza?

      – Nie wiem. Może rok temu? Powiedział, że jestem zdrowy jak ryba.

      – Mama mówi, że dłużej niż rok temu.

      – Możliwe…

      Jego ręka błądziła po leżących przy biodrze kluczach francuskich i chwilę później zniknęła pod samochodem. Musiałem zmienić temat albo przynajmniej spasować.

      – Co z samochodem?

      – Mały wyciek oleju. Próbuję ustalić, skąd się wziął. Myślę, że to filtr.

      – Pewnie tak. – Ja z kolei nie miałem pojęcia, gdzie szukać filtra oleju. Byliśmy tacy różni, mój ojciec i ja.

      – Jak interesy? – zapytał.

      – Kiepsko – odparłem szczerze.

      – Spodziewałem się, że może tak być. Rozkręcenie własnej firmy to trudna sprawa.

      – Masz dla mnie jakąś radę?

      – Nie. Nawet nie wiem, czym właściwie się zajmujesz.

      – Rozmawialiśmy o tym setki razy. Tworzę kampanie reklamowe, scenariusze do spotów, bannery i reklamy cyfrowe.

      W końcu wysunął się spod samochodu; ręce i paznokcie miał brudne od smaru.

      – To ty robisz reklamy samochodów? Te, w których koleś wiecznie zachwyca się ostatnią promocją?

      – Nie. – Na to pytanie też już odpowiadałem.

      – Nienawidzę tych reklam. Są takie głośne. Kiedy je nadają, zawsze wyłączam dźwięk.

      Był to jeden z powodów, dla których próbowałem przekonać właścicieli salonów samochodowych, żeby nie podnosili głosów – większość widzów wyłączała dźwięk.

      – Wiem. Mówiłeś mi już.

      Powoli podniósł się z podłogi. Patrzenie, jak wstaje, przypominało obserwację góry, która wypiętrzyła się na skutek starcia płyt tektonicznych.

      – Mówiłeś, że London tu jest?

      – Tak, w domu.

      – Rozumiem, że Vivian też.

      – Nie. Miała dzisiaj coś do zrobienia.

      – Kobiece sprawunki? – drążył, wycierając ręce.

      Uśmiechnąłem się. Dla mojego taty – który w głębi serca pozostał staromodnym seksistą – „kobiece sprawunki” oznaczały praktycznie wszystko, czym zajmowała się moja mama, od gotowania i sprzątania, przez wycinanie kuponów z gazet, aż po robienie zakupów.

      – Tak. Kobiece sprawunki.

      Pokiwał głową, przekonany, że tak właśnie powinno być.

      – Mówiłem ci, że Vivian myśli o tym, żeby wrócić do pracy?

      – Hmm.

      – Nie dlatego, że potrzebujemy pieniędzy. Mówiła o tym już od jakiegoś czasu. Chce zaczekać, aż London pójdzie do szkoły.

      – Hmm.

      – Myślę, że dobrze jej to zrobi. Coś łatwego, na pół etatu. Inaczej zacznie się nudzić.

      – Hmm.

      Zawahałem się.

      – Co o tym myślisz?

      – O czym?

      – O tym, żeby Vivian wróciła do pracy. O mojej nowej agencji.

      Podrapał się za uchem, jakby chciał zyskać na czasie.

      – Przyszło ci do głowy, że nie powinieneś był rzucać tamtej pracy?

      *

      Mój ojciec, choć uchodził za twardziela, nie był typem ryzykanta. Dla niego stała praca i regularna wypłata znaczyły więcej niż potencjalne korzyści wypływające z prowadzenia własnego interesu. Siedem lat temu były właściciel firmy hydraulicznej chciał mu ją odsprzedać; ojciec odmówił i firma trafiła do rąk młodszego pracownika, który marzył o własnym biznesie.

      Prawdę mówiąc, nie liczyłem na jakieś cenne wskazówki z jego strony. Coś takiego wykraczało poza jego strefę komfortu, ale nie miałem mu tego za złe. Nasze życie się różniło; podczas gdy ja poszedłem do college’u, on ukończył liceum i służył na niszczycielu w Wietnamie. Ożenił się w wieku dziewiętnastu lat, a jako dwudziestodwulatek został ojcem; rok później jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. On miał pracę fizyczną, a ja umysłową i podczas gdy jego poglądy na świat – w którym wszystko było czarne albo białe, dobre albo złe – mogły niektórym wydawać się nazbyt uproszczone, dla ojca były one swoistą mapą, dzięki której wiedział, jak prawdziwy mężczyzna powinien iść przez życie. Ożeń się. Kochaj żonę i traktuj ją z szacunkiem. Spłódź dzieci i naucz je ciężkiej pracy. Sam pracuj sumiennie. Nie narzekaj. Pamiętaj, że rodzina – w przeciwieństwie do większości ludzi, których napotkasz na swej drodze – będzie zawsze przy tobie. Napraw, co da się naprawić, albo pozbądź się tego. Bądź dobrym sąsiadem. Kochaj wnuki. Postępuj właściwie.

      To


Скачать книгу