Narzeczona z temperamentem. Кэтти Уильямс

Читать онлайн книгу.

Narzeczona z temperamentem - Кэтти Уильямс


Скачать книгу
się z boku, a jego podejście do kobiet wydało jej się odrażające. Podrywał je, a kiedy już mu się znudziły, rzucał bez mrugnięcia okiem.

      Sammy, niepoprawna romantyczka ceniąca rodzinne wartości, zastanawiała się, jak w ogóle mogła się zachwycać kimś takim jak on. Ostatecznie była młoda, a on – zabójczo przystojny.

      – Miewa się lepiej. Zaprosisz mnie, czy będziemy rozmawiać przez drzwi?

      – No dobrze, wejdź.

      Świetnie, pomyślał Leo. Obiecujący początek czegoś, co ma uchodzić za związek do końca życia. Nie zastanawiał się, jak Sammy zareaguje, ale nie spodziewał się też zbytniego protestu z jej strony. W końcu oferował jej całkiem sporą sumę pieniędzy, a wiadomo przecież, że kasa mówi więcej niż słowa.

      Anna Wilson, matka Samanty, była bliską przyjaciółką ojca, a jako pielęgniarka w lokalnym szpitalu zrobiła więcej, niż musiała, żeby pomóc przy jego chorej żonie. Ich relacje zacieśniły się przez te lata i wiedział, że może na niej polegać, zwłaszcza po rozwodzie z Georgią. Nic więc dziwnego, że Anna mówiła Haroldowi o kłopotach zdrowotnych, które zmusiły ją do odejścia z pracy i problemach ze spłatą kredytu. Proponował, że da jej pieniądze albo chociaż pożyczkę, ale odmówiła.

      – Więc… – Sammy skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na niego spode łba. – Po co tu przyszedłeś? – Był tak przystojny, że prawie się rumieniła, kiedy patrzyła na niego.

      Miał idealne rysy twarzy, ciemne oczy, prosty nos i zmysłowe usta. Liczył prawie sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, a jego ciało było smukłe i wysportowane. Poruszał się z gracją drapieżnika i emanował siłą, która onieśmielała.

      – Zawsze jesteś taka gościnna? – zapytał, ignorując jej ostry ton. Zrzucił z siebie płaszcz i powiesił na wieszaku. Dom, w którym mieszkała, został tanim kosztem podzielony na mniejsze mieszkania.

      – Jestem teraz dosyć zajęta – odpowiedziała lakonicznie. Zaprowadziła go do salonu i wskazała na stos zeszytów, które właśnie zaczynała przeglądać.

      Rozsiadł się w fotelu. Nie miała nawet pojęcia, dlaczego przyszedł, i była na siebie zła za swoją rozgorączkowaną reakcję.

      Czuł się przy niej tak niezręcznie jak zawsze. Kiedy rozmawiali, miał wrażenie, że wolałaby być gdzieś indziej. Nigdy wcześniej nie zwracał zbytniej uwagi na jej wygląd, wychodząc z założenia, że nie chce zwracać uwagi swoim strojem, jednak teraz musiał przyznać, że naprawdę nie dbała o to, w co się ubiera. Był przyzwyczajony do kobiet, które stawały na głowie, żeby pochwalić się nieskazitelnymi figurami i wydawały krocie na swój wygląd. Ktoś, kto w ogóle się tym nie przejmował, wprawiał go w zakłopotanie. Przyjrzał jej się dokładniej i zauważył, że mimo nieciekawej sukienki i zmierzwionej blond czupryny, jest coś ładnego w jej twarzy w kształcie serca. Poza tym miała niesamowite niebieskie oczy i długie rzęsy.

      – Zakładam, że nie interesują cię uprzejmości, więc może darujmy sobie tę część, w której pytam, jak ci leci.

      – A obchodzi cię w ogóle, jak mi leci?

      – Lepiej usiądź, Sammy. Przyszedłem, bo chciałem cię prosić o dosyć skomplikowaną przysługę. Jeśli będziesz się upierać, żeby słuchać mnie na stojąco, rozbolą cię nogi, zanim dojdę do sedna.

      – Przysługę? O czym ty mówisz? Nie wiem, w czym miałabym ci pomóc.

      – Usiądź. A może lepiej… zaproponujesz mi lampkę wina? Albo filiżankę kawy?

      Sammy powstrzymywała gniewne spojrzenie. Była dobrą kobietą, której nie śniło się nawet bycie nieuprzejmą dla kogoś znajomego, ale coś w Leo strasznie ją drażniło. Już dawno temu uznała go za zbyt bogatego, przystojnego i zbyt aroganckiego, a sposób, w jaki wprosił się do jej mieszkania i próbował jej rozkazywać, dodawał jej zaciętości. Najchętniej uprzejmie kazałaby mu się wynosić.

      Leo uniósł brwi, jakby czytał w jej myślach, i przeszył ją wzrokiem.

      – Dobrze – wycedził. – Przejdę do rzeczy. – Sięgnął do kieszeni spodni, wyjął małe pudełeczko i położył je na stole. – Przyszedłem poprosić cię o rękę.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      Sammy zamrugała. Była wściekła. Zerknęła na pudełeczko tylko raz.

      – Czy to jakiś żart? – zapytała chłodno.

      – Czy wyglądam na kogoś, kto pojawia się i proponuje małżeństwo dla żartu?

      – Nie mam pojęcia, Leo. Nie wiem, jakim jesteś człowiekiem. – Poza tym, co jest oczywiste, pomyślała.

      – Otwórz pudełko.

      Sammy spojrzała na nie nieufnie. Ręce aż ją świerzbiły. Zaklęła pod nosem i otworzyła wieczko.

      Na granatowym aksamicie spoczywał pierścionek zaręczynowy. Pojedynczy brylant błysnął, a ona zaniemówiła. Drżącą dłonią odłożyła otwarte pudełko na stół i usiadła na krześle naprzeciwko Lea.

      – Co się tu, do cholery, dzieje? Przecież nie możesz mówić poważnie. Pojawiasz się znikąd i prosisz mnie o rękę? Coś tu nie gra. O co chodzi?

      – Och, to zupełnie na poważnie. I zgadnij, co jeszcze. Kiedy będzie po wszystkim, możesz go zatrzymać.

      Sammy nie mogła wziąć się w garść. Niecałą godzinę temu była zestresowaną nauczycielką ze stosem zeszytów do oceny. Teraz stała się bohaterką jakiejś historii z alternatywnego świata, a na jej fotelu siedział miliarder z pierścionkiem zaręczynowym.

      Nic nie miało sensu.

      – Kiedy będzie po wszystkim? – zapytała, próbując zrozumieć sytuację.

      Leo westchnął. Może powinien był ją w to jakoś wprowadzić? Ale i tak byłaby w szoku. Teraz przynajmniej mógł jej wszystko wyjaśnić twarzą w twarz. Jeśli nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje, to przynajmniej mieli ze sobą coś wspólnego. Nigdy wcześniej nie rozważał zaręczyn, a już na pewno nie z Samantą Wilson. Spotykał ją przy wielu okazjach i wydawało się, że wtapiała się w tło tak bardzo, że stawała się niewidzialna. Nigdy nie była nieuprzejma, zawsze odpowiadała na jego pytania, ale uciekała tak szybko, jak mogła. Poza tą jedną rozmową przed laty, która zapadła mu w pamięć. Ale potem nigdy już nie zwróciła na niego uwagi. Nie miał pojęcia, czy ma chłopaka, czy prowadzi życie towarzyskie i jakie jest jej hobby. W jego świecie kobiety obnosiły się jak pawie, a ona była jak wróbel. Idealna do celów, do których jej potrzebował, ale nigdy nie spojrzałby na nią w ten sposób.

      – Podejrzewam, że wiesz o Seanie i jego żonie – zaczął Leo.

      – Przykro mi. – Kiwnęła głową. – Wyrazy współczucia. Straszna historia. Co podkusiło Seana, żeby uczyć się pilotowania? A do tego polecieć w złą pogodę z Louise, bez instruktora… aż trudno uwierzyć.

      – Nie musisz współczuć. – Machnął ręką. – Nie byłem z nim zbyt blisko, więc jego śmierć nie wpłynie za bardzo na moje życie.

      – Jesteś bardzo szczery.

      Patrzyła na niego z powagą, ale Leo wyczuwał jej sarkazm. Nigdy wcześniej jej takiej nie widział.

      – Pewnie wiesz, że ojciec boleje nad tym, że córka Seana, którą traktuje jak własną wnuczkę, została w Australii ze swoją babcią ze strony matki.

      – To przykre, ale na pewno będzie mogła odwiedzać twojego tatę, jak już podrośnie.


Скачать книгу