Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet. C.J. Roberts

Читать онлайн книгу.

Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet - C.J. Roberts


Скачать книгу
sutków. Jej ciało natychmiast zareagowało na jego sprawne ruchy. Twarde koniuszki sutków ocierały się o poduszki jego palców, a usta poddały się gorączkowym pocałunkom.

      Drżące dłonie dziewczyny zsunęły się w dół. Jej palce oplotły biodra, a paznokcie wbiły się w podrażnioną skórę. Teraz nadszedł czas na głośny jęk Caleba. Ciało, wciąż drażliwe po spłukaniu go ukropem, mimo wszystko z chęcią powitało ból, zwłaszcza w połączeniu z przyjemnością. Chciał więcej. Chciał wszystko.

      Caleb zrobił krok do przodu. Livvie cofnęła się, nie przerywając namiętnych pocałunków. Rozpoczęli taniec, który ich ciała dobrze już znały. Dziewczyna przygryzła wargi Caleba, zaskakując go, lecz po chwili ich języki znów się spotkały. Caleb wykorzystał to, że Livvie była przyciśnięta plecami do ścianki prysznica, i przysunął się bliżej, całując mocniej. Jego wzwiedziony penis otarł się o jej brzuch; pchnął go w jej śliskie ciało.

      – Auć! – zawołała.

      Przerwała pocałunek i złapała się za podbrzusze, zginając się lekko w pasie pod wpływem bólu.

      Caleb natychmiast się wycofał.

      – Cholera, nie pomyślałem – jęknął, trzymając ręce po bokach i zaciskając dłonie w pięści. – Nic ci nie jest?

      – Nie, nic – zapewniła, ale jej głos mówił co innego. – Nic się nie stało, tylko daj mi sekundkę.

      Calebowi zrobiło się głupio, gdy tak stał nad nią ze sterczącym fiutem. Co on sobie myślał, cholera jasna. Nie powinien tego robić. Wahał się między tym, co powinien, a czego chciał. To musi się skończyć.

      – Musimy przestać.

      Livvie wyciągnęła rękę do góry, a Caleb pozwolił jej się oprzeć o jego ramię. Nie spodziewał się, że jej druga dłoń wyląduje na jego penisie. Ścisnęła go, a Caleb głośno jęknął.

      – Nie – zaprotestowała tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Nie chcę przestać. Nie chcę myśleć. Chcę zostać tutaj i udawać, że nic nas nie czeka po wyjściu.

      Słowa Livvie wydawały się dotykać czegoś głęboko w nim schowanego; czegoś, czego sam nie potrafił dosięgnąć. Oczywiście, liczył się też sam fizyczny dotyk jej dłoni na jego penisie.

      Syknął przez zaciśnięte szczęki. Palce dziewczyny ciasno oplotły jego prącie, ale nie były dość długie, żeby się stykać. Zacisnęła znowu. Więcej przyjemności. Więcej bólu.

      – Nie możemy. Skrzywdzę cię – powiedział Caleb.

      Livvie go puściła, a gdy krew napłynęła do główki penisa, uczucie to sprawiło, że omal znowu nie wcisnął go w rękę dziewczyny. Jęknął, gdy opuszkami palców przesunęła po nabrzmiałej skórze.

      – Cóż, jak tak patrzę na ciebie, to wierzę. Czy wszyscy jesteście… tacy? To znaczy… czy wszyscy mężczyźni są tak wyposażeni?

      Caleb dotknął jej ręki i przytrzymał.

      – Nie mów teraz o innych mężczyznach. Nie kiedy masz mojego fiuta w ręku.

      Nie był zazdrosny. To nie było w jego stylu; zazwyczaj nie zależało mu na tyle, by pojawiła się zazdrość. Jednak jej pytanie przypomniało mu, jak wiele wiedział o innych i cholernie mu się to nie podobało.

      – Przepraszam – wyszeptała i zaczerwieniła się. – Chyba nie wypada, prawda?

      Livvie uśmiechnęła się do Caleba, ostrożnie i pięknie mimo obrażeń.

      Twarda sztuka.

      Brązowe oczy dziewczyny wciąż przyciągały jego uwagę, nawet bardziej niż wcześniej. Pozwolił sobie zapatrzeć się w nie i zauważył, że dziewczyna odwdzięczyła się tym samym. Czuł pod palcami i na penisie drżenie jej dłoni. Jęknął i patrzył, jak jej źrenice się rozszerzają, zwiększając głębię spojrzenia; zastanawiał się, czy jego oczy reagują podobnie.

      Caleb przyglądał się, jak koci język dziewczyny przesuwa się powoli po jej dolnej wardze, a potem znika w środku. Livvie przygryzła usta, a on głośno przełknął ślinę.

      – Nie – powiedział chrapliwym głosem – zwłaszcza w tej pozycji. – Uśmiechnął się do niej. – Mimo to zapewniam, że mój penis jest wyjątkowy.

      Livvie rozciągnęła usta w uśmiechu.

      – Nie mogę uwierzyć… że zmieściłeś go we mnie.

      Słysząc te słowa, Caleb wypchnął biodra do przodu. Jego penis dobrze pamiętał, jak pieprzył jej tyłek, pamiętał tę ciasnotę i ciepło czekające na niego w środku. Pamiętał jej jęki i wzdychania, gdy wygięła się, wpuszczając go do środka.

      – Nie mogę. Nie możemy.

      Jego własne chrypienie zaskoczyło go. Pragnął seksu tak bardzo, że nie potrafił tego ukryć.

      Livvie podeszła bliżej i przysunęła głowę do jego piersi. Caleb otoczył ją ramionami, jakby instynktownie.

      – Chcę, żebyś doszedł – szepnęła z ustami przy jego skórze, wstydliwie i uwodzicielsko. Jej dłoń w dalszym ciągu go trzymała i właśnie zaczęła poruszać się w górę i w dół.

      Caleb wspiął się na palce i jęknął, nie mogąc oprzeć się rozkosznemu ocieraniu się skóry o skórę, ale udało mu się powstrzymać przed wbiciem penisa w miękkość jej piersi, które spotykały się z jego główką.

      – Nie przerywaj – wydyszał.

      Oparł się jedną ręką o ścianę za Livvie, prostując ramię tak, by pamiętać, że nie może przygnieść dziewczyny. Drugą ręką przytrzymywał ją delikatnie przy sobie. Zauważył, że jej zranione ramię opierało się o niego, a dłoń spoczęła na biodrach, wciąż drażliwych po gorącym prysznicu.

      W dalszym ciągu go pieściła. Otworzył usta i cicho wypuścił powietrze, próbując nie jęczeć. Mięśnie brzucha napięły się. Dziewczyna wykonywała niewprawne ruchy, brakowało im harmonii, raz były niebiańsko delikatne, a za chwilę przypominały gwałtowne szarpanie, ale i tak mu się podobało. Dotykała go, bo tego chciała; nie istniał żaden inny powód. Co ty ze mną wyprawiasz, Livvie?

      W następnej minucie jego umysł się zresetował. Nie mogąc dłużej się opierać, wepchnął głębiej penisa w jej dłoń, wysuwając biodra do przodu tak, by dotknąć niesamowitych piersi dziewczyny.

      Rujnujesz mi życie…

      Tak miękkie. Tak piekielnie miękkie.

      – O… Boże – wymsknęło mu się, ale miał to gdzieś. Tuż przy jego piersi Livvie dyszała z podniecenia i wysiłku. Palce zacisnęły się mocniej na biodrach i przysunęły je jeszcze bliżej, a potem odepchnęły do tyłu.

      Więcej. O kurwa! Proszę, więcej.

      – Mocniej, Livvie, ściśnij mocniej – jęknął. Livvie posłuchała, posyłając Caleba w stan nirwany. Czuł się, jakby zaraz miał spalić się od środka. – Nie przerywaj. Właśnie tak.

      – O matko, Caleb. Jesteś taki twardy – w głosie Livvie słychać było czyste pożądanie. – Chcę, żebyś doszedł. Chcę zobaczyć, jak dochodzisz.

      Próbowała się odsunąć, ale Caleb przysunął ją jeszcze bliżej.

      Pokręcił głową.

      – Nie patrz na mnie, patrz na mojego kutasa. Patrz, jak dochodzę na ciebie.

      Palce Livvie zacisnęły się mocniej i przyspieszyły.

      Caleb nie mógł już dłużej


Скачать книгу