Siostry Tom 1 Czary codzienności. Agnieszka Krawczyk
Читать онлайн книгу.mieściła się teraz apteka. Cóż, czas nie stoi w miejscu, zmiany są konieczne. Dziewczynę mile zaskoczyło, że ryneczek i jego okolica są tak bardzo zadbane. Odbudowano starą drewnianą studnię, otoczoną teraz dzikim winem i uroczą żelazną kratownicą, kocie łby wyszlifowano w ten sposób, że stanowiły ozdobę, a nie zagrożenie dla obcasów, fasady domów odmalowano. Co prawda na okropne pastelowe kolory, które nadały im wygląd chatek z piernika, ale był to w każdym razie jakiś postęp.
– Jak myślisz, gdzie powinnyśmy jechać? – oderwała ją od tych obserwacji Daniela. – Byłaś tu kiedyś. Pamiętasz, gdzie jest cmentarz?
Agata pokręciła przecząco głową. Nie, nie wiedziała, gdzie jest miejsce ostatniego spoczynku zmysłowian, bo wówczas jej to nie interesowało. Pamiętała jednak, że w bocznej ulicy krzyżującej się z tą, którą szli do szlaku turystycznego, widziała ładną murowaną kapliczkę. Może tam? Zawróciła samochód i po krótkim poszukiwaniu właściwej trasy wjechała na ulicę Turystyczną. Agata dobrze ją pamiętała; to właśnie tędy, wzdłuż szpaleru drewnianych domów prowadziła trasa na Lisią Górę. Przejechały kilkaset metrów i zobaczyły skręt w Cmentarną. Wskazówki doktora Wilka okazały się dokładne. Były na miejscu.
Agata z pewnym ociąganiem zaparkowała samochód, starannie ustawiając auto wzdłuż linii parkingowej. Potem z niechęcią wysiadła i spojrzała w głąb cmentarza. Przy kaplicy, którą zapamiętała z wycieczki, kręciło się kilka osób. Na szczęcie nie było ich dużo, co sprawiło, że odetchnęła z ulgą. Niesłusznie obawiała się tłumów – widać, matka nie była tu wcale taka znana, jak sądziła. „Albo lubiana!” – dodała w myślach. Dostrzegła wysokiego mężczyznę w średnim wieku z szopą zmierzwionych siwych włosów na głowie, który gestykulował żywo i mówił coś głośno, ale z tej odległości dobiegały ją tylko pojedyncze i nic nieznaczące wyrazy. Była jakaś dziewczyna z wózkiem dziecięcym, kilka starszych osób, wysoka jak tyczka kobieta z chudą dziewczynką, kilkoro młodych ludzi i wikary. Ksiądz nie był leciwy; uwijał się pomiędzy zgromadzonymi ludźmi jak fryga, pochylając głowę w kierunku coraz to nowej osoby – wszyscy mieli mu coś do powiedzenia.
– Chodźmy – popędziła Daniela. – Nie wypada, żebyśmy tak stały i gapiły się przez siatkę.
W istocie, nie wyglądało to zbyt elegancko, zwłaszcza że Agata, by dokładnie obejrzeć wszystkich żałobników, wspięła się na palce i patrzyła z ciekawością. Minęły cmentarną bramę i wtedy wikary je zauważył. Podbiegł natychmiast i wyciągnął rękę do Danieli.
– Bardzo dziękujemy, że pani przyjechała. Doktor Wilk obiecał, że panią zawiadomi i dotrzymał słowa! Bardzo pani współczujemy, pani Agato.
– Ja jestem Daniela, a księdzu chodzi o moją siostrę, to ona jest córką zmarłej!
Ksiądz chwilę zastanawiał się nad tym, co usłyszał. Jak widać, tylko jedna z dwóch stojących przed nim kobiet była córką pani Ady, co go mocno zaskoczyło. W tym momencie uświadomił sobie, że ma do czynienia z siostrami przyrodnimi i na jego twarzy pojawił się uśmiech pełen ulgi. Jednocześnie spojrzał z urazą na granatową sukienkę Agaty. Daniela chrząknęła. Ona była w czarnym komplecie i zapewne dlatego została wzięta za córkę zmarłej. Agata uścisnęła dłoń wikarego i od razu poczuła wyrzuty sumienia. Ubrała się niestosownie, zwraca teraz na siebie uwagę. Przeszły ją ciarki po plecach.
– Może powinnam się przebrać? – szepnęła do Danieli, gdy zostały same, bo ksiądz popędził w kierunku kaplicy.
– A masz w co?
– Może mogłabyś pożyczyć mi choć żakiet?
– Wolne żarty. Utonęłabyś w nim – powiedziała lekko Daniela, ale natychmiast się skrzywiła.
Agata zrozumiała, że sprawiła siostrze mimowolną przykrość. Temat tuszy Danieli był jednym z tych może nie zakazanych, ale starannie przemilczanych. Już od pewnego czasu rodzina po prostu udawała, że nie ma problemu, a Daniela starała się sprawiać wrażenie, że nic się nie dzieje i wcale jej nie obchodzi fakt, że jest gruba. Jako mała dziewczyna była bardzo szczupła, może nawet za bardzo. Potem jednak, w szóstej klasie, złamała nogę i przez pół roku była w gipsie. Mama znosiła jej wówczas różne frykasy, gotowała też ulubione potrawy. Gips w końcu został zdjęty, ale ona nie mogła zrzucić nadprogramowych kilogramów. Co gorsza – wciąż je zyskiwała. Właściwie nie było przez te lata diety, której by nie wypróbowała i nie poniosła porażki. W końcu zrezygnowała i przyjęła taktykę pomijania sprawy milczeniem. Jedni są łysi, inni noszą okulary, ona jest gruba. Pewnych rzeczy nie da się zmienić, można się do nich tylko przyzwyczaić. Ona może się do tego przyzwyczaiła, ale nie lubiła o tym mówić i była bardzo czuła na każdą uwagę czy aluzję na ten temat. Agata uważała to za jeszcze gorsze od mówienia otwartym tekstem o problemie. W powietrzu wciąż wisiało bowiem niedopowiedzenie, a o sprawie bezpieczniej było nie rozmawiać. Niewinna uwaga, taka jak ta z prośbą o pożyczenie żakietu, mogła być odczytana jako przytyk do tuszy Danieli i to zresztą całkowicie niesłusznie.
Agata, mimo że bardzo się starała, nie potrafiła zrozumieć oporów siostry przed zmierzeniem się z tym problemem. Znała sporo ludzi z nadwagą, którzy naprawdę nie robili z tego sprawy, potrafili nawet podchodzić do pewnych sytuacji z humorem. Daniela pozornie udawała, że nic się nie dzieje i wszystko ma pod kontrolą, a jednocześnie cały czas przejmowała się sobą i swym wyglądem. Było to w pewien sposób niezrozumiałe, a nawet chorobliwe, zwłaszcza że dotyczyło tak rozsądnej i przebojowej osoby. „Widać, każdy z nas ma jakąś piętę Achillesową, coś, z czym nie potrafi sobie poradzić” – dumała Agata, idąc z siostrą w kierunku żałobników i księdza. „Ja mam ich całkiem sporo, więc nie powinnam raczej oceniać Danieli”.
Tymczasem wikary zdążył już uprzedzić zebrane na uroczystości osoby, że przybyła córka zmarłej z przyrodnią siostrą, więc wszyscy przyglądali im się z zainteresowaniem. Niektórzy ukradkiem, inni śmiało.
– Która to jest ta Niemirska? – odezwała się szeptem, który zdecydowanie mógłby uchodzić za teatralny, tyczkowata dama, ściskająca dłoń chudej dziewczynki o smutnej twarzy. – Ta ładna czy ta tęga? Nie mogę się zorientować! – To ostatnie zdanie było skierowane najwyraźniej do księdza, ponieważ on przed momentem rozmawiał z obydwiema siostrami, ale ten milczał zawstydzony.
Agata poczuła, że zalewa ją fala gorąca. Nie tylko dlatego, że wszyscy zebrani gapili się na nią w zupełnie otwarty, ciekawski sposób. Było jej przykro ze względu na Danielę, która, słysząc ten afront, cofnęła się pół kroku i próbowała skulić się, by stać się mniej widoczną.
– Niech pani się natychmiast uspokoi, pani burmistrzowo! – syknął ostrzegawczo mężczyzna z siwą grzywą włosów, w którym Agata domyśliła się Jerzego Wilka. Podszedł do niej zdecydowanym krokiem i wyciągnął rękę.
– Wilk jestem. Rozmawialiśmy przez telefon!
– Agata Niemirska, a to moja siostra, Daniela Strzegoń – przedstawiła siebie i siostrę Agata, a doktor z sympatią uścisnął dłoń Danieli.
– Miło mi panią poznać, to dobrze, że obie panie przyjechały, nawet bardzo dobrze! Proszę wybaczyć żonie naszego burmistrza, pani Małgorzacie Trzemielowej, ale taka już jest, nie grzeszy delikatnością. Podejrzewam, że to jakaś choroba, ale na razie medycyna nie zna na nią lekarstwa. – Tu uczynił wymowne kółko na czole, a Daniela uśmiechnęła się lekko, czując z miejsca sympatię do doktora.
Do pani burmistrzowej oczywiście dotarła ta wypowiedziana półgłosem uwaga oraz towarzyszący jej – bądź co bądź – nieco obraźliwy gest, ale postanowiła zignorować