Niepokorna. Madelina Sheehan
Читать онлайн книгу.mojego starego. Pamiętasz?
Skinęłam głową.
– Reapera. Lubiłam go.
Jego uśmiech zgasł.
– Już nie żyje.
Nigdy nie wiedziałam, co mam powiedzieć ludziom, którzy stracili kogoś bliskiego. Nic nie wydawało mi się odpowiednie. Ale widząc w lodowato niebieskich oczach Deuce’a odległe spojrzenie, musiałam coś powiedzieć.
– Miał kapitalny uśmiech – wydusiłam z siebie. – Zupełnie jak twój.
Spojrzał na mnie z uśmiechem.
Ja także się uśmiechnęłam.
– Wiesz co? – powiedział, wyciągając cienki złoty łańcuszek spod swojej brudnej białej koszulki – Powinnaś to mieć. – I zdjął go sobie przez głowę.
Chwycił mnie za rękę i umieścił łańcuszek w mojej dłoni.
– Należał do mego starego – oznajmił. – Nigdy nie spotkałem nikogo, kto by powiedział coś miłego o tym skurczybyku. Nawet jego matka. Dopiero teraz, ty. Myślę, że ci się należy.
Wzięłam łańcuszek i przyjrzałam się małemu medalionowi, który na nim wisiał. Widniały na nim insygnia klubu motocyklowego. Dookoła dosiadającego motocykl Harley personifikującego śmierć zakapturzonego Ponurego Żniwiarza z kosą w ręce wygrawerowano napis: HELL’S HORSEMEN. Na rewersie przeczytałam REAPER.
– Tamtego dnia siedem lat temu po raz pierwszy w życiu zobaczyłem uśmiech na twarzy tego dupka. I po raz ostatni.
Znów nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć. Więc milczałam i po prostu włożyłam sobie łańcuszek na szyję.
– Dzięki – bąknęłam i wepchnęłam medalion pod trykotową koszulkę z Jimim Hendrixem. – Podoba mi się.
Skinął głową i spoglądając w dal, powiedział:
– Idę się przejść pomiędzy tymi dyniami, kochanie. Może się przyłączysz?
Zsunęłam słuchawki na szyję, przyczepiłam walkmana do kieszeni dżinsów i zeskoczyłam z gałęzi drzewa. Bez wahania wzięłam go za rękę, jakby to był mój ojciec albo Frankie. Zerknął w dół, ale nie cofnął ręki. Jego długie i grube, ciepłe palce zamknęły się wokół moich i ruszyliśmy przed siebie.
Deuce wpatrywał się w zachmurzone szare niebo, paląc jednego papierosa za drugim. Milczał.
– Jesteś smutny? – spytałam.
Zerknął na mnie i zmarszczył brwi. Przygryzłam wargę. Czyżbym powiedziała coś niewłaściwego? Może on nie chce, żeby inni wiedzieli, że jest smutny. Serce biło mi coraz szybciej i szybciej. Poczułam, że moja dłoń robi się śliska od potu, a ponieważ trzymaliśmy się za ręce, zrobiło mi się głupio i pociłam się jeszcze bardziej.
– Umarł mój młodszy brat, kochanie. Kilka dni temu.
Przystanęłam i objęłam go w pasie, ściskając z całych sił.
– Bardzo ci współczuję – szepnęłam.
Deuce wstrzymał oddech.
– Kochanie.
A potem padł na kolana i uściskał mnie tak, że nie mogłam złapać tchu, ale nie przejmowałam się tym, bo było mi tak przyjemnie, i wiedziałam, że on tego potrzebuje.
– Dobre z ciebie dziecko, kochanie. Dobre i słodkie – wyszeptał mi do ucha.
Odsunął się i zajrzał mi w oczy.
– Obiecaj mi, że się nie zmienisz, dobrze? Ty i ja, dziecinko, przyszliśmy na ten pieprzony świat i tkwimy pomiędzy drogą a kierownicą. Tu należymy i tylko to znamy, ale czasem takie życie daje się nam we znaki. Obiecaj mi, że choćbyś widziała nie wiem co i zdarzały ci się choćby najgorsze gówniane rzeczy, nigdy nie staniesz się zgorzkniała.
Zapatrzyłam się w jego niebieskie jak lód oczy i poczułam się ciepło, bezpiecznie i wygodnie. Nie byłam w stanie oderwać od nich wzroku. Chciałam zabrać to poczucie, włożyć do kieszeni i zawieźć do domu, gdzie będę je trzymała schowane pod poduszką, by korzystać z niego w razie potrzeby. W końcu przypomniałam sobie, co powiedział, i skinęłam głową.
Musnął knykciami mój policzek i wstał. Znów wzięłam go za rękę i poszliśmy dalej. Deuce ciągle palił. Od czasu do czasu wskazywał mi nadzwyczajnie wielkie dynie.
– Czy oglądasz ten rysunkowy film It’s the Great Pumpkin Charlie Brown? – zapytał. – Ten pieprzony głupek naprawdę mnie rozśmiesza.
Uznałam, że ja także lubię tego pieprzonego głupka Charliego Browna, i obiecałam sobie, że po powrocie do domu będę oglądać wszystkie filmy o nim.
– Przebierzesz się jakoś na Halloween, kochanie?
– Jeszcze nie wiem – odparłam. – To nie jest takie łatwe. Raz na rok przebierasz się i udajesz kogoś zupełnie innego niż ty. To niepowtarzalna okazja. Szkoda by było to zmarnować, co nie? Trzeba się dokładnie zastanowić i wybrać coś odpowiedniego, żeby potem nie żałować, tylko mieć bajkowe wspomnienia.
Deuce przystanął i wpatrywał się we mnie.
– Jak myślisz, kim mogłabyś być?
– Mayą Angelou – odparłam natychmiast. – Albo Eleanorą Roosevelt.
Omal się nie udławił ze śmiechu.
– Ale – dodałam pospiesznie – żeby się przebrać za Mayę Angelou, musiałabym sobie jakoś przyczernić skórę, ale tak, żeby nie obrazić Afroamerykanów. Więc chyba skończy się na tym, że będę Eleanorą Roosevelt. Nie, żebym miała coś przeciwko temu. To była wspaniała kobieta.
– Ile masz lat? – zapytał szorstko, waląc się pięścią w pierś.
– Dwanaście.
– Dwanaście? – powtórzył zdumiony. I pokręcił głową. – Kiedy cię poznałem, pomyślałem sobie, że jesteś bardzo rozsądnym dzieckiem. Teraz wiem, że miałem rację.
Stanęłam w pąsach. Ale super. Deuce – wnioskując z jego kamizelki – prezydent klubu motocyklowego Hell’s Horsemen, pomyślał, że jestem rozsądna. Nie do wiary.
– A ty ile masz lat? – spytałam.
– Trzydzieści, kochanie. – Spojrzał na mnie i skrzywił się. – Stary, no nie?
Wzruszyłam ramionami.
– Mój tata ma trzydzieści siedem, a jest całkiem niezły.
Wybałuszył na mnie oczy.
– Musimy sobie coś wyjaśnić. Masz dwanaście lat. Na Halloween prawdopodobnie przebierzesz się za Eleanorę Roosevelt. I uważasz, że twój stary jest całkiem niezły?
Przytaknęłam milcząco.
Pokręcił głową, uśmiechając z niedowierzaniem.
– Cholera, a niech mnie.
Ścisnęło mnie w żołądku. Nabija się ze mnie.
Wyrwałam rękę z jego dłoni i skrzyżowałam ramiona na piersi.
– Wiem, że jestem dziwaczna. W szkole ciągle to słyszę. Tylko moja najlepsza przyjaciółka Kami tak nie uważa. Dzieciaki nienawidzą tego, czego słucham, bo to jest stara muzyka. Nienawidzą moich ubrań, bo się ubieram jak chłopak! Uważają mnie za dziwadło! No, dobra, powiedz to. Ty także uważasz mnie za dziwoląga, no nie?
Deuce uklęknął przede mną.
– Nie,